Site icon Okiem Maleny

Inwa, Sikong i Amarapura – dawne stolice Birmy

Inwa, Sikong, Amarapura, Mingun to miejscowości położone niedaleko Mandalaj. Wszystkie, podobnie jak Mandalaj przez jakiś okres czasu pełniły funkcję stolicy Birmy. Najdłużej Inwa. Dziś zapraszam Was na drugą część zwiedzania Mandalaj. O zabytkach miasta przeczytacie w poście →Mandalaj w trzy dni – plan zwiedzania.

Spis treści:

Sagaing – z wizytą w klasztornej szkole
Inwa – piechotą
Most U bein w promieniach zachodzącego Słońca
Mingun
Informacje praktyczne w pigułce

Sikong (Sagaing) – z wizytą w klasztornej szkole

Drugi dzień w Mandalaj rozpoczął się od zmiany planów – ze zwiedzania wszystkiego per pedes na zdecydowanie się na wynajęcie taksówki. O plusach i minusach pisałam wcześniej.

Po drodze do Sikongu przejeżdżamy przez nowy most, który został otwarty w kwietniu 2008 roku. Jest rzeczywiście pokaźny. Nasz kierowca zatrzymuje się i możemy sfotografować panoramę drugiego brzegu Irawadi, na którym widać dziesiątki pagód. To nasz drugi dzień w Mjanmie, więc takie widoki jeszcze robią piorunujące wrażenie. Po kilku dniach przyzwyczajamy się i krajobraz z licznymi pagodami nie robi już wrażenia, staje się elementem otaczającego świata.

Co ciekawego zobaczymy w Sikongu? Po pierwsze jest to miejsce, które słynie z przyklasztornych szkół. Jadąc na wzgórze po drodze mijamy wielu młodych mnichów i mniszki. Kolejna kwestia to Pagoda Soon U Ponya Shin, z której roztacza się piękny widok na otaczającą okolicę.  Warto też odwiedzić świątynię  Umin Thounzeh – jej nazwa oznacza świątynie 30 jaskiń – znajduje się tam 45 rzeźb siedzącego Buddy.

Pierwszy przystanek na wzgórzu Sikong to przyklasztorna szkoła. W Birmie oprócz szkół państwowych równolegle działają szkoły prowadzone przez mnichów. Szczególnie dużo jest ich w obszarach wiejskich. Dzięki nim biedne dzieciaki mają szansę na wykształcenie.  W takim miejscu chciałoby się pozostać dłużej, porozmawiać. Ale niestety grafik mamy dość napięty. Na początku nasz kierowca U Tchin  wyłapuje dzieciaki i ustawia do zdjęcia, ale prosimy go aby tego nie robił. Została mi w pamięci mała mniszka, która podarowała mi kwiat jaśminu i uciekła. No i kilka kadrów. Uwielbiam fotografować mnichów w ich bordowych, szafranowych lub pomarańczowych szatach. Nawet jeśli to tylko nowicjusze i z głęboką mądrością i uduchowieniem mają narazie tyle wspólnego co nic 😉 Jednak jest w nich coś magicznego.

A propos dzieci i buddyzmu- czy widzieliście film →Zagubione dzieci Buddy? Jeśli nie, polecam Wam. To dokument o mnichu Abbot Phra, który swoje życie poświęca dla dzieciaków ze wsi na północy Tajlandii – uczy ich boksu, jazdy konnej, medytacji, otacza opieką.

Oczywiście Sikong również był stolicą Mjanmy, ale tylko przez 3 lata – pomiędzy rokiem 1760, a 1763 😉

Inwa – piechotą

Kolejny przystanek to – miasto klejnotów czyli Inwa / Ava. Przez blisko 400 lat pełniła rolę stolicę Birmy (1364 – 1840). Położona jest nad rzeką Irawadi. Znana jest głównie z niezliczonej ilości pagód, które dokumentują świetność architektury Mjanmy. Żeby się do niej dostać najlepiej przeprawić się promem w Sikong (Sagaing). Przeprawa promowa brzmi bardzo poważnie – w rzeczywistości jest to niespełna 10 minutowy rejs łódką z jednego brzegu na drugi.

Gdy wysiądziecie w Inwie od razu zaatakują Was dorożkarze. Jest to chyba najpopularniejszy sposób zwiedzania tego miejsca. Napewno jest dobry, dla tych, którzy nie dysponują zbyt wielką ilością czasu. Z drugiej strony nie wierzcie w zapewnienia dorożkarzy, że teren archeologiczny Inwy jest tak ogromny, że na piechotę nigdzie nie dojdziecie. My zrobiliśmy jakieś 4 km na piechotę. Po czasie spędzonym w taksówce na myśl o kolejnym siedzeniu na dupie i byciu obwożonym miałam mdłości 😉 Może nie zobaczyliśmy wszystkiego co się dało, ale za to mogliśmy trochę poczuć klimat Inwy i podglądnąć trochę codziennego życia.

Jest to dość duży i odsłonięty teren dlatego koniecznie zaopatrzcie się w zapas wody i coś na głowę.

Mae Nu Oak Kyaung

Po przejściu około 1 kilometra od nabrzeża – czyli tej odległości absolutnie nie do przejścia, hen daleko i w ogóle za górami za lasami 😉 – dotarliśmy do Mae Nu Oak Kyaung, a dokładniej Maha Aung Mye Bom San Monastery.

Światynia została zbudowany w 1822 roku. W 1838 roku zniszczyło ją trzęsienie ziemi, w 1873 roku ponownie odbudowano. Jest jednym z bardziej znamienitych przykładów architektury birmańskiej XIX wieku w tzw. okresie Konbaung. Tyle teorii 😉 A jakie wrażenia? Po pierwsze jest to miejsce gdzie kupicie tzw. Mandalay ticket – czyli bilet łączony do najważniejszych zabytków w Inwie, Amarapurze oraz Mandalaj.

Ja zapamiętam ją jako miejsce zgubionych okularów 😉 A tak na poważnie to bardzo klimatyczne i fotogeniczne miejsce. Panuje tam duży spokój. Dzieciaki bawią się w świątynnych zaułkach, krowy pasą się między jedną stupą, a drugą.

Nanmyin Wieża

Niedaleko świątyni znajduje się wieża widokowa. Stanowi ona kolejny przykład XIX wiecznej architektury birmańskiej. Została wybudowana w 1822 roku i zniszczona przez trzęsienie ziemi w 1838 roku. Jej wysokość to około 30 metrów. Obecnie wejście na nią jest niemożliwe. Nie wygląda zbyt stabilnie i zaczyna naśladować swoją daleką krewną w Pizie ;-).

Desada Taya (White Temple) & Shwedigon Paya

Dalszy spacer po Inwie to tak naprawdę szwendanie się od stupy do stupy. Przez cały czas idziemy po piaszczystej, pełnej pyłu drodze, mijamy pasące się krowy, mijają nas dorożkarze. Każdy ich przejazd wznosi tumany kurzu. Okoliczne pola tworzą plantacje bananowców i tak naprawdę w Inwie ma się trochę wrażenie, że to świątynie ukryte wśród pól. Współczesne życie toczy się wokół nich. Sacrum miesza się z Profanum.

Po zwiedzaniu Inwy i przeprawie promowej jemy obiad w knajpce przy przystani. Do wyboru curry, curry i curry. Tylko birmańskie curry nie ma nic wspólnego z curry tajskim, nie dajcie się zwieść 😉

Amayabuya (Amarapura): most U Bein w promieniach zachodzącego Słońca

Na zakończenie dnia odwiedziny w Amayabuyi. Z informacji obowiązkowych: Amayabuya / Amarapura była stolicą Birmy dwa razy w historii w latach: 1783–1821 oraz 1842–1859. Ok teraz możemy przejść do sedna 😉 czyli mostu na jeziorze Taungthaman. Wszak to jest główny punkt programu dla odwiedzających tę miejscowość położoną 11 km od Mandalaj.

Dlaczego ten most jest wyjątkowy? Bo to najdłuższy (1,2 km) i najstarszy (pochodzi z 1850 roku) most tekowy na świecie. W internecie znajdziecie tysiące zdjęć, na których zobaczycie mnichów majestatycznie przechodzących się tym mostem w blasku wschodzącego lub zachodzącego słońca. Sądząc po ilości ludzi, to jednak stawiam na wschód słońca 😉

Szczerze mówiąc gdy stanęłam oko w oko z mostem 😉 poczułam jeden, wielki, dojmujący i wszechogarniający zawód. Przeszłam go wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu magii miejsca i nic. Gdy dreptałam w jedną stronę moją uwagę zwrócił uśmiechający się mnich, w powrotnej drodze okazało się, że uśmiech był zaproszeniem do rozmowy. Niezwykle mądra osoba, biegle orientująca się w sytuacji politycznej na całym świecie, znająca historię i mówiąca w kilku językach.

Już nie pamiętam czy to za radą mnicha, czy z powodu nagłego olśnienia 😉 postanowiłam zejść na dół i obejrzeć zbliżający się zachód słońca z leżaczków wystawionych koło knajpki na wyschniętej części jeziora. Zaopatrzone w kokosy i dwa krzesła rozpoczęłyśmy oczekiwanie na zachód słońca. I powiem Wam, że dopiero wtedy most zaczął zaczął mi się podobać 😉 Należy po prostu obserwować go z poziomu tafli wody.

Mingun

Trzeci dzień rozpoczęliśmy od rejsu do Mingwanu (Mingunu). Skoro świt nasz taksówkarz zawiózł nas do portu skąd odpływa statek. Oczekiwanie upłynęło nam na obserwowaniu rozładowywania łodzi z towarem oraz podglądaniu warunków w jakich żyją mieszkańcy tej dzielnicy Mandalaj. Rejs był bardzo ciekawy i tak naprawdę nie wiadomo było po której stronie są ciekawsze widoki.

Dla mnie niezapomniany zostanie widok taksówek na nabrzeżu w Mingwanie, które były zaprzężone w woły. Być może byłam już rozstrojona po slumsach w Mandalaj, ale gdy zobaczyłam zasuszonego staruszka – woźnicę, który machał z uśmiechem do turystów z przybijającego statku zrobiło mi się niewyobrażalnie smutno. Ta „wołowa” taksówka pozostanie dla mnie zawsze symbolem jak biedna jest Birma.

A dlaczego warto wybrać się do Mingunu?  Ze względu na birmańską piramidę – czyli niedokończoną wielką pagodę Pahtodawgyi. Miała być największą pagodą na świecie i mierzyć 170 m. Jej budowa trwała od roku 1791 do 1812, jednak z nieznanych przyczyn została przerwana. Legenda głosi, że astrolog przepowiedział, że gdy zostanie ukończona upadnie królestwo. W Birmie przepowiednie astrologów traktowane są bardzo poważnie. Niedaleko nabrzeża możemy zobaczyć makietę pagody w pełnej krasie. Pagoda znacznie ucierpiała w trzęsieniu ziemi w 1838 roku.

Mingun słynie również z ogromnego dzwonu – Mingun Bell, który jest trzecim najcięższym dzwonem na świecie. Do 1902 roku był na pierwszym miejscu. Wisi w specjalnym budynku, w środku jest wielki tłum ludzi, którzy na przemian robią sobie z nim zdjęcia i chowają się pod nim.

Na mnie największe wrażenie zrobiła Hsinbyume Pagoda. Usytuowana jest na samym końcu drogi. Ale takim prawdziwym końcu końca 😉 Jeśli myślicie, że przeszliście już wszystkie możliwe stragany i czas wracać bo nic już nie ma, to zacznijcie patrzeć w lewo, powinniście powoli ją dostrzec. Biała Pagoda. Przestawia mityczną górę Meru, która w buddyjskiej kosmologii jest centrum świata. Została zbudowana w 1816 roku, przez księcia Bagyidawa. Jej niczym nieskażona biel tak nie pasuje do miejsca, które ją otacza, że wydaje się kompletnie nierzeczywista.

Na zakończenie napisze Wam tylko, że nie wiem jak to powiedzieć, ale Mingun … Mingun NIE był stolicą Birmy 😉 Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni. 😉 A swoją drogą to odwiedziłam 5 dawnych stolic tego kraju, a niestety nie miałam nawet chwili, aby zwiedzić obecną stolicę Naypyidaw.

Informacje praktyczne w pigułce

 

Jeśli zainteresował Cię temat Birmy zapraszam do innych tekstów o tym kraju.

Spodobał Ci się post? Zostaw po sobie ślad dając lajka lub komentując.

Zapraszam Cię też do polubienia mojego FP na Facebooku  oraz profilu na Instagramie, gdzie kilka razy w tygodniu pojawiają się zdjęcia z podróży.

Exit mobile version