Kampong Phluk to jedna z pływających wiosek położona na jeziorze Tonle Sap, największym jeziorze półwyspu Indochińskiego. Jej nazwa oznacza: przystań kłów /harbour of the Tusks/. Położona jest wśród lasów mangrowych. Wioskę zamieszkuje około 3000 mieszkańców. Utrzymują się głównie z połowu ryb, hodowli krewetek i turystów. Ich domy zbudowane są na 6 metrowych palach. I tak na prawdę całe życie toczy się na wodzie i wokół niej. Jest to jedna z kilku wiosek tego typu jakie można zobaczyć w tym rejonie. W odróżnieniu od tego co czytałam o Chong Kneas nie ma tu szopki dla turystów, dzieci z wężami na szyjach uśmiechającymi się do aparatów, farm krokodyli i innych bonusów. Można po prostu przyjrzeć się życiu mieszkańców przepływając po cichu /huk motoru łódki już powoli był niezauważalny/.
Kampong Phluk odwiedziłam 31 października 2014 roku. Był to ostatni punkt tego dnia. Czas wymierzony tak, aby zobaczyć cudny zachód Słońca na jeziorze Tonle Sap.
Przepływaliśmy przez wioskę, a słońce powoli szykowało się do snu. Mieszkańcy nie zwracali na nas specjalnej uwagi. Niektórzy nam machali. Ich życie toczyło się normalnym rytmem, a my mogliśmy je po prostu podejrzeć, uchwycić w kadrze, zapamiętać. Szczęśliwie nie było też specjalnie dużo innych turystów, spotkaliśmy może z dwie inne łodzie wycieczkowe.
Wioska Kampong Phluk o tej porze dnia robiła niesamowite wrażenie. Kolorowe domy, łodzie, mętna woda odbijała całą feerię barw. Jeśli będziecie planowali wizytę w pływających wioskach postarajcie się być tam przed zachodem słońca. Naprawdę warto. Wracaliśmy po zachodzie Słońca. W wiosce panowała ciemność, gdzieniegdzie tliło się jakieś światło. Światło naszej łódki zwołało wszystkie komary i inne latające stworzenia z okolicy. Na łódce na chwile zapach spalin przyćmił specyficzny zapach muggi. Na horyzoncie szalała burza, srebrzyste pioruny rozdzierały ciemne niebo.
Z zupełnie innej perspektywy opisuje to miejsce Osmol, zerknijcie jak wygląda, gdy poziom wody jest znacznie niższy.