O mały włos…
Wyruszyliśmy rankiem w Wielki Czwartek z Viganu. Pierwotny plan przewidywał znalezienie noclegu w Baguio i kolejnego dnia przejazd do Banaue, a stamtąd do Batadu. Do Baguio docieramy o zmierzchu, zmęczeni całodzienną podróżą, głodni, szukamy noclegu. Wieczór jest chłodny. Coś nie gra cały czas, coś się nie klei. Idziemy wąską drogą w dół, by za chwile wspinać się w górę, oglądamy pokój, siedzimy w przedsionku i nie możemy podjąć decyzji, ok zostajemy. W pewnym momencie znajomi dali znać, że jest nocny autobus, wyjeżdża o 21.00. Zmęczeni i głodni popędziliśmy na dworzec. Przy kasie biletowej była przylepiona kartka ” W Wielki Piątek autobusy nie kursują„. Gdyby nie ten impuls utknęlibyśmy w Baguio do Wielkiej Soboty. Filipinka oferująca nocleg nawet się nie zająknęła, że jutro nigdzie stąd nie wyjedziemy. Do Banaue przybyliśmy o świcie.
Batad – tarasy ryżowe
Jeszcze tylko yeepney do Batadu, potem pół godziny marszu, bo droga się kończy i witamy w raju. Tarasy ryżowe robią niesamowite wrażenie, zapierają dech w piersiach. Nic dziwnego, że Filipińczycy uważają je za 8 cud świata oraz, że zostały wpisane na listę dziedzictwa UNESCO. Powstały około 2000 lat temu. Tarasy budowano wzdłuż zbocza gór ograniczając je kamienno – błotnymi ścianami, tak że powstawały tarasowo położone „baseny”, w których uprawiano ryż. Wodę dostarcza się systemem nawadniającym z pobliskich strumieni. Tarasy nie stanowią tylko dziedzictwa „krajobrazowego”. Warta podkreślenia jest współpraca lokalnej społeczności w tworzeniu i utrzymaniu tarasów, zmysł techniczny, znajomość rytmu przyrody, wierzenia i obrzędy związane z tym miejscem. W 2008 roku na listę Arcydzieł Ustnego i Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości UNECO wpisano śpiewy grupy etnicznej Hudhud, zamieszkującej region Ifugao – więcej na ten temat znajdziecie na stronie UNESCO.
Oprócz tarasów w Batadzie na liście UNESCO są jeszcze: tarasy w Bangaan, Mayoyao, Nagacandan oraz Hungduan.
Simon’s view inn
W Batadzie nocowaliśmy w Simon’s View Inn. Pokój składający się z łóżka, stołu, żarówki i okna. I to okno z widokiem na góry warte było wszystkich bogactw świata. Dawno mi tak nie smakowało piwo jak to pite nocą na parapecie, a ciemność rozświetlała tylko pełnia księżyca, gwiazdy i latające świetliki. Do tego byłaby cisza absolutna gdyby nie Francuzi śpiewający do białego rana. 😉
Z informacji praktycznych: w Simon’s Inn za ciepłą wodę się płaci, ta zimna pod prysznicem jest naprawdę rześka, a wieczory chłodne 😉 Telefony, aparaty i wszelkie elektroniczne ustrojstwo ładuje się w recepcji. Nie zastanawiajcie się ani chwili gdzie nocować czy w Banaue, czy w Batadzie. Zdecydowanie Batad.
Inne noclegi w pobliżu znajdziecie na bookingu [KLIK].
W tym raju na ziemi spędziliśmy niestety tylko dzień, nazajutrz pędziliśmy już do Sagady. Bilety wykupione na samolot na Palawan narzucały bezlitosną dyscyplinę.
Spacer wśród tarasów i przeprawa przez rzekę
W Batadzie wynajęliśmy przewodnika, który przeprowadził nas tarasami ryżowymi do wodospadu Tappiya, a potem szliśmy do wiszącego mostu strumieniem rzeki. Wydawało mi się, że tym razem jestem gotowa na wędrówkę. Ba, nawet idealnie gotowa. Na wędrówkę tak, ale na przeprawę przez wartką rzekę nie. Szczególnie nie z paszportem, aparatem, telefonem i całym wartościowym dobytkiem. A worki wodoszczelne oczywiście w plecaku hen w górze… ale co tam 😉 I tak szliśmy dobrze ponad godzinę w górę / dół (?!) rzeki pokonując jej nurt, skacząc z kamienia na kamień, przedzierając się po pas w wodzie po śliskich kamieniach, brodząc w mule pełnym wolę nie wiedzieć czego, opędzając się od komarów. Gdzie jest mugga? Oczywiście na górze, w plecaku, hen daleko.
Do Simon’s View Inn dotarliśmy po zmierzchu padnięci i szczęśliwi. Rozegraliśmy kilka partii Uno i czas spać. Ale jak tu spać gdy tak pięknie. Po prostu szkoda czasu. Siedziałam na parapecie dopijając piwo i próbując wyryć gdzieś w pamięci te chwile, ten dzień i ten widok, zachować je na zawsze. Tak, Batad to zdecydowanie nr 1 z miejsc na wyspie Luzon, które widziałam.