Site icon Okiem Maleny

Burka w Nepalu nazywa się sari

Burka w Nepalu nazywa się Sari – wywiad z Edytą Stępczak. 

Burka w kraju Shangri La* – o demitologizacji. 

Kilka tygodni temu skończyłam czytać książkę Burka w Nepalu nazywa się sari. Reportaż napisany przez Edytę Stępczak– dziennikarkę i działaczkę społeczną.
W plebiscycie organizowanym przez serwis Granice.pl jury uznało, że Burka w Nepalu nazywa się sari jest książką roku 2018 w kategorii literatura faktu. Według mnie jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich, których pasjonuje Nepal. Książka opowiada o losach kobiet, które zmagają się na co dzień z dyskryminacją wynikająca z tradycji oraz norm społecznych. To podróż do świata, którego nie poznamy z kolorowych przewodników. Dziś zapraszam Was na post burzący mity.
O fascynacji Nepalem, ale i o pozycji kobiet w tym kraju oraz o życiu porozmawiam z autorką książki – Edytą Stępczak.

*Shangri La –kraina, rządzona sprawiedliwie przez lamów, gdzie ludzie żyją w szczęściu i harmonii – pojęcie pochodzi z powieści z lat 30 napisanej przez Jamesa Hiltona

Wywiad z Edytą Stępczak

O fascynacji Nepalem 

Magdalena Krychowska: Edyto, zacznijmy od najogólniejszego pytania. Dlaczego akurat Nepal, skąd fascynacja tym krajem?

Edyta Stępczak: Wszystko zaczęło się od gór. O podróży do Nepalu marzyłam, kiedy zaczęłam się wspinać, w szkole średniej. A pojechałam tam po raz pierwszy na studiach, powodowana właśnie chęcią zobaczenia Himalajów. Była to typowa podróż turystyczna.

Jakie były Twoje pierwsze wrażenia? 

Nepal mnie zafascynował, urzekł, zarówno obezwładniające piękno Himalajów, jak i bogactwo miejscowej kultury, różnorodność etniczna, językowa, religijna. A nawet kuchnia, bo choć żaden ze mnie sybaryta, kuchnię nepalską uwielbiam.

Nepal nie zawiódł więc pod żadnym względem, znalazłam tam wszystko to, po co pojechałam. A nawet to, czego nie szukałam. Bo okazało się, że warunki życia tamtejszych ludzi wywarły na mnie jeszcze większe wrażenie niż himalajskie szczyty. Można więc powiedzieć, że przyjechałam do Nepalu jako miłośniczka gór, ale wyjeżdżałam stamtąd jako aktywistka. Z postanowieniem, że wrócę tam któregoś dnia, ale już w innym charakterze, w innej roli, do pracy społecznej.

To udało się osiem lat później, w 2010 roku. Jechałam tam, nie znając daty powrotu. Ostatecznie mieszkałam w Nepalu ponad pięć lat, a wyjeżdżałam niechętnie i tylko dlatego, że zmusiły mnie do tego okoliczności. Myślę, że wystarczy jeśli powiem, że wyjeżdżałam w ostatnim dniu ważności paszportu, 24 godziny po wygaśnięciu ważności wizy, ostatnim rejsem dnia, przed północą… 

Nepalka na Placu Durbar, Patan, Dolina Kathmandu. Fot.Edyta Stępczak

Pudrowana Shangri La 

Powiem szczerze, że Twoja książka mnie zszokowała. Wiedziałam o problemach mniejszości tybetańskiej w Nepalu. Od 1998 roku uchodźcy z Tybetu nie otrzymują dokumentów, nie mogą manifestować swojego zdania na temat Tybetu, eksponować flag tybetańskich, ani napisów „Wolny Tybet”. Jednak nie zdawałam sobie sprawy z tak dramatycznej sytuacji kobiet. Gdy przyjeżdżamy do Nepalu na chwilę nie zauważamy tego. Widać kobiety pracujące przy odbudowie miast z gruzów, kobiety robiące zakupy, sprzedające pamiątki. Na pozór wszystko gra. 

Mieszkałaś w Nepalu pięć lat. Zastanawia mnie, w którym momencie zobaczyłaś, że coś jest nie tak. Że ten kraj ludzi uśmiechniętych, otwartych ma drugie dno, że to jednak nie jest mityczna Shangri La? 

Rzeczywiście nie zauważa się tego od razu, ten wizerunek Nepalu nie narzuca się turystom. Opresja wobec kobiet, wykluczenie kastowe, brak prawa dorosłych ludzi młodych do samostanowienia… te i inne społeczne problemy są w Nepalu zawoalowane, ukryte pod grubą warstwą pozorów. 

Jadąc do Nepalu po raz pierwszy, nie podejrzewałam nawet istnienia jakiegoś drugiego dna. Skupiałam się głównie na górach, bo to był cel mojej podróży. Zaczęłam jednak zauważać sygnały, które dawały mi do zrozumienia, że pod tą piękną powłoką kryje się coś innego, np. w takich sytuacjach, gdy przewodnicy w górach siadali ze swoją grupą do stołu, ale tragarze, jako niżsi w hierarchii, musieli jadać osobno. 

Intrygowało mnie dlaczego tak się dzieje, jak wygląda przekrój społeczny Nepalu. To na pewno zależy od indywidualnej wrażliwości człowieka na niesprawiedliwość społeczną, na takie sprawy jak np. wykluczenie społeczne. I determinacji, żeby dotrzeć do tego, co ukryte głęboko.

Nie miałam jednak pojęcia o skali problemu. Zaczęłam to odkrywać dopiero, kiedy tam zamieszkałam.

fotografia ze zbiorów Edyty Stępczak

We współczesnym świecie pudruje się niewygodne sprawy. Najlepiej sprzedaje się rzeczywistość folderowa. Jakie przekazy o Nepalu najbardziej Cię rażą? Gdzie widzisz niebezpieczne przekłamanie rzeczywistości? 

Wybiórczość przekazu jest dziś normą. Zawsze była, ale obecnie jej skala się zwielokrotniła, tak jak i sama ilość przekazu emitowanego przez media. Taka sekektywność zubaża naszą wiedzę o danym kraju, o każdym, nie tylko o Nepalu. Choć mam wrażenie, że w przypadku Nepalu dzieje się tak częściej. Piszący o nim ludzie nie zdejmują różowych okularów. Trudno się zresztą dziwić, bo Nepal naprawdę ma w sobie wielką moc urzekania ludzi i łatwo temu ulec. 

Natomiast to, co może frustrować, ale co jednocześnie jestem w stanie zrozumieć, to zaprzeczenie osób, które są Nepalem zauroczone. Z różnych względów chcą, aby to miejsce pozostało wyidealizowane. Nie przyjmują więc faktów, a jedynie popularyzują ów bardzo atrakcyjny, ale niezwykle wąski wycinek nepalskiej rzeczywistości. Taki sentymentalny wizerunek jest bardziej interesujący i egzotyczny niż trudna często prawda o tym kraju. 

Treking w Nepalu Annapurna Base Camp

Odrzucają więc prawdę, która nie pasuje im do tego zbudowanego z pietyzmem i kultywowanego przez siebie obrazu i bywa, że atakują posłańca, kiedy nie odpowiada im wiadomość. Powtarzam, że rozumiem mechanizmy, które za tym stoją. Powody mogą być różne. Na przykład utożsamia się Nepal z piękną, ekscytującą przygodą, jaką się tam przeżyło. Może – co bardzo częste – podczas kilkutygodniowego pobytu spotkały nas same dobre rzeczy, mieliśmy tylko pozytywne doznania. Nie chcemy więc dopuszczać myśli, że może być inaczej. Wielu ludzi potrzebuje jakiegoś Shangri La. I Nepal doskonale się do tego nadaje. Wbrew pozorom nie ma tylu zwolenników prawdy i faktów. Reportaż to nadal gatunek niszowy, który nie może konkurować z fikcyjnymi opowieściami. To odzwierciedla gusta większości – które ja szanuję i których nie krytykuję – ale to wszystko powoduje, że nie ma popytu na prawdę, za bardzo przyciąga nas magnes baśniowej rzeczywistości i on nam wystarcza. Trudno wówczas o miejsce dla prawdy, musi torować sobie drogę łociami.
W polskiej świadomości Nepal to wyłącznie Himalaje. Wiedza o tym kraju ogranicza się do górskich wypraw czy wędrówek, opisywanych w konwencji szeroko pojętej literatury podróżniczej; to wiedza bardzo powierzchowna. Sam gatunek – literatura podróżnicza – rządzi się swoimi prawami, narzuca określony kanon, najczęściej pokazuje dany kraj od jak najlepszej strony.

Żałuję, że wizerunek tego kraju zagranicą jest tak ubogi i jednowymiarowy. 

ulice Bhaktapuru, Nepal 2018

Nie chodzi o zniechęcanie nikogo do podróży tam. Sama po trzęsieniu ziemi w 2015 roku podróżowałam z serią prelekcji po Polsce oraz zagranicą, aby przekonywać, że nie ma się czego obawiać, że infrastruktura turystyczna nie ucierpiała i nie tylko można, ale wręcz trzeba tam jeździć, bo to bezpośrednia forma pomocy Nepalczykom, z których wielu jest zatrudnionych w sektorze turystyki. Niestety media epatowały obrazami zniszczeń przez kilkanaście dni po tragedii, a potem przeniosły uwagę na inny zakątek świata. To wystarczyło, żeby zmobilizować agencje pomocowe, ale odstraszyło turystów. Zupełnie niepotrzebnie. A konsekwencje drastycznego spadku wizyt turystów były dla wielu rodzin miażdżące. To jest przykład klątwy niepełnego obrazu sytuacji, którego w mediach jest pełno. Najpierw więc przez dziesięciolecia dostępny był wyłącznie laurkowy obraz Nepalu, a tuż po katastrofie skupiono się tylko na zniszczeniach… Potrzeba pełnego obrazu, na który jednak nie wszyscy są gotowi.

Kobieta z grupy etnicznej Tamang fot. ze zbiorów Edyty Stępczak

Na jedynym ze spotkań autorskich podczas promocji książki, spotkałam się z przedziwną sugestią, że ta cała trudna prawda o Nepalu o jakiej piszę, może odstraszyć turystów… (sic!) Tymczasem kiedy spojrzymy na światowe tendencje, turystów owszem odstraszyć mogą kwestie bezpieczeństwa, jak w Nepalu po kataklizmie (choć innych, tych poszukujących silnych wrażeń, wręcz przyciągną).
Nie zrażają ich natomiast kwestie łamania praw człowieka. Jadą więc tłumnie do krajów Zatoki Perskiej, powodowani chęcia zasmakowania luksusu w ociekających złotem hotelach i innych przybytkach, gdzie swobody obywatelskie, polityczne i podstawowe prawa człowieka są deptane, a obszar ten zyskał etykietę „łoża śmierci” wśród zatrudnionych tam emigrantów, ze względu na powszechne eksploatowanie, wyzyskiwanie i seksualne wykorzystywanie pracowników przez miejscowych pracodawców, bogobojnych muzułmanów… Tak więc nie martwię się wcale, że prawda kogoś w Polsce odstraszy, bo to się nie wydarzy. Boję się raczej współczesnego hedonizmu, z którego m.in. wynika niechęć ludzi do prawdy, zwłaszcza kiedy ta jest trudna, i przywiązanie do harmonijnego, lukrowanego obrazu, choćby był fałszywy.
W moim mniemaniu wszystko zaczyna się od świadomości. Jeśli mamy wiedzę na jakiś temat, możemy reagować – w miarę naszych możliwości. Dlatego tak ważne jest to, żeby wiedzieć. Powinniśmy mieć na względzie raczej konsekwencje braku wiedzy, niż jej posiadania.

Jak się zbierało materiał do książki? Trochę wchodzisz z butami w nepalską tradycję, w tematy tabu. Czy spotkały Cię jakieś nieprzyjemności?

Nie miałam nigdy wrażenia “wchodzenia z butami”, pojechałam tam obserwować i rejestrować, opisywać. Na tyle nieinwazyjnie, na ile to możliwe. Ale zbieranie materiału nie zawsze było proste, bo chodziło nie tylko o bardzo osobiste, ale i niezwykle bolesne zwierzenia. Niektórzy rozmówcy z początku odmawiali, bo w przeszłości zostali źle potraktowani przez media, obcesowo, bez koniecznej wrażliwości. Ale otwierali się po tym, kiedy stopniowo zdobywałam ich zaufanie. Mimo bólu, jaki to dla nich oznaczało. Bo te kobiety rozumieją, że ich historia, właściwie opowiedziana, przyczyni się do budowania świadomości na temat ich losu na świecie. W tym sensie każda z nich jest aktywistką, choćby poprzez myślenie w kategoriach czegoś większego niż one same i ich ból – zmiany na lepsze, którą może im oraz innym Nepalkom przynieść nagłośnienie ich sprawy. Niewielu Nepalczyków ufa lokalnemu systemowi sprawiedliwości. Mediom także sporo się tam zarzuca, ale wielu ludzi pokłada większe nadzieje w nagłośnieniu swojej sprawy w mediach, niż w pójściu na policję czy wniesieniu sprawy w sądzie.
A jeśli pytasz o to, czy miałam jakieś nieprzyjemności to nie, nigdy nie doświadczyłam dyskryminacji czy wrogości z powodu tego, czym się zajmowałam. Wielu Nepalczyków, w tym mężczyzn, ogromnie mi pomagało. Uważali, że to, co robię jest ważne i bardzo mnie w tym wspierali.

Burka w Nepalu to fascynujące opowieści o silnych kobietach 

Ujęły mnie losy Charimayi, która została sprzedana do domu publicznego w Indiach. Po latach wróciła do Nepalu i stworzyła organizację Sakti Samuha, która pomaga kobietom takim jak ona. To niesamowicie smutne, że te kobiety po powrocie do kraju, po doświadczeniu ogromu cierpienia i poniżenia są odrzucone przez swoje rodziny i lokalną społeczność jako kobiety, które splamiły ich honor.  

„- Co jest dla Ciebie źródłem największej frustracji w tej pracy? Brak sprawiedliwości dla ofiar? Ich społeczne napiętnowanie?

– To, że ludzie stali się bardziej tolerancyjni wobec wszelkich niesprawiedliwości i nie zabierają głosu, nie protestują. Jednocześnie są gotowi wytykać ofiary palcami. Podczas jednej z konferencji poświęconych sposobom zwalczania handli ludźmi pewien urzędnik rządowy powiedział, że rozwiązaniem byłoby wyrzucenie z kraju wyswobodzonych i ocalonych ofiar, wtedy inne kobiety nie będą się narażać; nie odważą się wyjechać za granicę, więc nie zostaną oszukane i w efekcie nie skończą w burdelu…”

A która z bohaterek opisanych w Burce w Nepalu była dla Ciebie najbliższą?  

Wszystkie były mi bliskie i nie chciałabym stosować żadnej hierarchii. Z niektórymi natomiast kultywujemy przyjaźń na codzień, jest między nami wielka zażyłość i bliskość, jak na przykład z Indirą Ranamagar czy Shrijaną Singh Yonjan. 

A napotkani mężczyźni? Mnie niesamowicie ujęła historia mężczyzny z Indii, który rozpoczął mozolną pracę aby zapewnić kobietom podstawowe środki higieniczne podczas miesiączki i przepłacił to wykluczeniem z lokalnej społeczności. W naszym społeczeństwie nikt nawet nie pomyśli, że ta kwestia jest w obszarze zagadnień prawa do zdrowia i godności. 

Jest wielu mężczyzn feministów. Spotkałam ich w Nepalu, w Indiach, w Nigerii, w Polsce i w innych miejscach. Historia Arunachalama Murugananthama, o którym wspominasz, jest piękna, inspirująca i niezwykła, ale nie jedyna. Jest więcej mężczyzn, którzy walce o prawa kobiet poświęcili swoje życie i umiejętności. Na przykład mój serdeczny kolega, Nigeryjczyk Damilola Samuel, inżynier, który produkuje wkładki higieniczne dzięki skonstruowanej przez siebie maszynie, ponadto zatrudnia wyłącznie kobiety i prowadzi kampanie informacyjne na temat zdrowia okołoporodowego, planowania rodziny, praw kobiet.  

A wracając do historii Arunachalama, to doczekała się ekranizacji. Powstało kilka filmów dokumentalnych o jego działalności, a jeden z nich jest nominowany do tegorocznego Oscara. Co bardzo cieszy, bo pokazuje, że nawet tak daleki od hollywoodzkiego „glamour” temat jakim jest menstruacja, zwraca na siebie uwagę. A to problem globalny i im więcej będziemy o nim mówić, tym prędzej się znormalizuje, straci status tabu jaki ciągle posiada w wielu miejscach na świecie. 

Spotkanie z Kumari 

A jak to jest spotkać żywą boginię? Z zainteresowaniem czytałam o losach ex Kumari – Rashmili. Tym bardziej, że jej opowieść zweryfikowała wiele krążących mitów, które powielane są nawet w popularnonaukowych książkach – np. o tym, że Kumari mieszka z rodzicami w pałacu, albo o teście na odwagę lub niemożności wyjścia za mąż. Na próżno można gdzieś szukać wzmianek o tym, że kult Kumari łamie prawa człowieka. 

Bo to nikogo nie interesuje… Postać Kumari spowija wiele mitów, a dzieje się tak dlatego, że są bardziej atrakcyjne niż fakty. Mnie natomiast owa tradycja, a więc zwyczaj wybierania małej dziewczynki na urząd Kumari, wcielenia bogini Taledżu, która sięga XVIII w., intrygowała z innego powodu. Nie jako jeden z wielu egzotycznych elementów nepalskiej kultury, ale z perspektywy praw człowieka. Tą debatę rozpoczęła w Nepalu Pun Devi Maharjan, prawniczka specjalizująca się w prawach człowieka. To ona złożyła wniosek do Sądu Najwyższego o rewizję tego zwyczaju w świetle praw dziecka, zwracając uwagę na niespójność pewnych elementów owej tradycji z prawami, jakie teoretycznie gwarantuje dzieciom nepalska konstytucja.

Paradoksalnie najbardziej fascynujące wątki tej historii to fakty, a nie baśniowość kultu Kumari. Rzeczywistość okazała się w tym przypadku daleko bardziej zdumiewająca niż „naiwne iluzje i kłamliwe fikcje”, jak pisał Gombrowicz. Zarówno wielka siła charakteru, jaką wykazała się Rashmila po ustąpieniu z urzędu, kiedy jako zepsuta pałacowym życiem analfabetka, przekonana iż posiada dar uzdrawiania ludzi musiała przystosować się do życia zwykłej śmiertelniczki – i nie tylko tego dokonała, ale odniosła wielki sukces. Jak i ogromna odwaga Pun Devi, która rzuciła wyzwanie systemowi – i zwyciężyła.

To także opowieść o triumfie praw człowieka nad fundamentalizmem – bez negowania tradycji i religii, a przy ich poszanowaniu, tyle że w umiarkowanej postaci. 

O etyce w podróżowaniu i prawach kobiet w Polsce

Coraz częściej porusza się ostatnio kwestię etycznego podróżowania. Promowanie wycieczek, do niektórych krajów, uważa się za conajmniej dwuznacznie etycznie – mam tu na myśli np. Koreę Północną. W czasie podróżowania po Birmie wiele osób stara się kupować pamiątki od sprzedawców na straganach, a nie w sklepach, czasem unikają opłat za wstępy aby maksymalnie zminimalizować wpływy dla rządu. Zastanawia mnie czy taki zwykły, szary turysta może coś zrobić podróżując do Nepalu, aby pomóc sytuacji kobiet? Albo czegoś nie robić. 

Możliwości pomocy podczas dwutygodniowego pobytu są dość mizerne. Bo przecież nie chodzi o jałmużnę, która na dłuższą metę szkodzi, a o pomoc systemową, czyli rozwiązania, które muszą wypracować sami Nepalczycy. Turysta skupia się na innych rzeczach, do czego ma prawo. 

Co do etykiety, jak mamy się zachowywać, żeby okazać należyty szacunek, najlepiej przygotować się merytorycznie przed podróżą, dużo czytać, żeby na miejscu potrafić poprawnie odczytać kulturowe kody. Niektóre zasady są jasno sformułowane, np. zakaz wstępu dla obcokrajowców do niektórych świątyń – wystarczy się do nich zastosować. 

Inne są już mniej oczywiste. Przy wspólnym posiłku, jeśli nie ma osobnych szklanek i pije się wodę z jednego dzbana, przechylamy go, wlewając wodę bez kontaktu naczynia z ustami. 

Takich przykładów jest wiele, trudno o nich wspomnieć w krótkiej wypowiedzi. Piszę o tym obszernie w drugiej nepalskiej książce – “Huśtawka nad przepaścią”.

Kobiety z grupy etnicznej Tamang – fotografia ze zbiorów Edyty Stępczak

Ostatnio wiele się mówi o szklanym suficie, który spotyka kobiety w naszej kulturze, o nierówności płac i innych dość częstych sposobach dyskryminacji. Zadam przewrotne pytanie – jak nazywa się burka w Polsce? 

To ta sama „burka”, z którą mamy do czynienia w Nepalu. Bo i w Katmandu, i w Warszawie posługujemy się tym terminem jako metaforą, hiperbolą. Nie chodziło mi w reportażu o postawienie znaku równości między społeczeństwem islamskim a nepalskim, tytułowa analogia burka-sari jest odwołaniem do pewnych podobieństw, przy zachowaniu odpowiednich proporcji. Poprzez swoją wizualną oczywistość burka stała się światowym symbolem uciemiężenia kobiet, a jako taki służy nam wszędzie i sugeruje, że wiele jest jeszcze do zrobienia w kwestii praw kobiet – gdziekolwiek na świecie. 

Czytelników zaskoczy pewnie to, jak wiele jest podobieństw między naszą europejską rzeczywistością, a nepalską. Znajdzie oczywiście w książce egzotykę, zjawiska występujące wyłącznie w Nepalu – czy na subkontynencie indyjskim – jak choćby segregację kastową; zwyczaj chhaupadi, czyli izolowania kobiet podczas miesiączki po to, aby w tym rytualnie nieczystym – jak się uważa – stanie, nie kalały przestrzeni domowej.
Ale jest też wiele podobieństw. Sama byłam bardzo zaskoczona, kiedy wróciłam do Polski po 10 latach nieobecności (zanim wyjechałam do Nepalu mieszkałam ponad 5 lat na południu Hiszpanii). Bo oto po latach zbierania materiałów na temat opresji wobec kobiet w Azji, przyjeżdżam do Polski a tu czarne marsze, walka o prawo decydowania o sobie, o godność… Dlatego w moim odczuciu napisałam książkę o problemach uniwersalnych, z Nepalem w tle.

Huśtawka nad przepaścią 

A Twoja druga książka o Nepalu: Huśtawka nad przepaścią– o czym będzie opowiadała? 

Poruszam w niej wiele kwestii: skutki pomocy zagranicznej; to, jak lokalne wartości kulturowe i tradycje wpływają na rozwój gospodarczy kraju – jaka jest między nimi zależność; różne aspekty miejscowej obyczajowości, np. czym  w praktyce jest system kastowy; piszę o religii i polityce. Generalnie jednak ta książka odpowiada na jedno zasadnicze pytanie: skąd w Nepalu ubóstwo? Bo te powody są bardzo złożone, należą do najróżniejszych dziedzin życia od religii i dominującej w Nepalu filozofii życiowej, przez sposób postrzegania czasu, po struktury polityczne. Odpowiedź nie jest więc oczywista. 

Sapana – Marzenie takie jest Twoje imię w Nepalu. Jakie jest Twoje marzenie? 

Zanim odpowiem na to pytanie muszę sprecyzować, jak ja definiuję marzenie. Otóż każde marzenie traktuję jako możliwy do zrealizowania zamiar. W ten sposób zmniejszam dystans, jaki zwykle dzieli nas od sfery, gdzie umiejscawiamy marzenia i biorę odpowiedzialność za ich spełnienie na siebie. Marzeniem zaś nazywam to, co nie zależy wyłącznie albo wcale ode mnie. Kiedy pojawia się nowe marzenie, ogołacam je z tej onieśmielającej aury niedostępności, nieosiągalności i przechodzę do planowania: “jak?”. 

Napisanie książki o nepalskich kobietach było moim zamierzeniem, bo tak rozumiem marzenie, od 2010 roku i od razu zabrałam się do jego realizacji. 

Obecnie moim planem – marzeniem jest pomóc – w miarę skromnych możliwości – nepalskim aktywistkom w ich misji zmiany nepalskiej patriarchalnej mentalności. Bo dopiero taka zmiana, a nie przepisy prawne, doprowadzi do poprawy sytuacji Nepalek. 

Pracuję także nad dość ambitnym, bo innowacyjnym i długofalowym projektem. Jeśli się powiedzie, to zrewolucjonizuje nepalski trzeci sektor. To zupełnie nowy model rozwojowy, który powinien zastąpić bardzo niedoskonałą, mało efektywną i często służącą samej sobie pomoc zagraniczną. Mam na myśli przedsiębiorczość społeczną, który to model chcę popularyzować w Nepalu. To kolejne marzenie – zamierzenie, o którego realizację warto zabiegać, bo prowadzi do zmiany społecznej. Przedsiębiorczość społeczna stawia na wysiłek własny, a nie poleganie na darowiznach; na inicjatywę, a nie na życie z wyciągniętej ręki. Ale o tym wszystkim opowiadam w „Huśtawce…”. Powiem tylko, że praca w nepalskim trzecim sektorze pozwoliła mi zrozumieć, jak (nie) działa pomoc zagraniczna i skłoniła do szukania alternatywnej drogi rozwiązywania problemów społecznych. 

Dziękuję za rozmowę. 

To ja bardzo dziękuję, także w imieniu moich bohaterek, za wrażliwość na ich los i zainteresowanie tym niełatwym tematem. 


Mam nadzieję, że rozmowa zachęci Was do przeczytania reportażu Edyty Stępczak. Dla mnie, podobnie jak dla autorki, podróż do Nepalu była marzeniem od lat. Jednak nie chciałabym, aby moja wiedza o tym kraju zatrzymała się tylko na etapie zachwytu. Jeśli masz podobne zdanie koniecznie sięgnij po tę książkę. A jeśli planujesz podróż to zerknij też do moich tekstów praktycznym i wspomnień z podróży – znajdziesz je w kategorii Nepal.

Co sądzisz na tematy poruszone przez nas w rozmowie? Koniecznie daj znać w komentarzu. A jeśli tekst Ci się spodobał prześlij go znajomym.

Zapraszam Cię też do polubienia mojego FP na Facebooku  oraz profilu na Instagramie, gdzie kilka razy w tygodniu pojawiają się nowe zdjęcia z podróży. Nie chcesz przegapić nowych postów? Koniecznie zapisz się do Newslettera -> Zapisuję się teraz!

Exit mobile version