Karim Hayat – pakistański ekspert od gór
Dziś gościem specjalnym Malenowych rozmów jest Karim Hayat – wspinacz, zdobywca Broad Peak, przewodnik po Karakorum i właściciel Pakistan Mountains Expert – agencji organizującej trekingi w Karakorum i wyprawy na górskie szczyty. (English version)
„Czułem się jak małe stworzenie pośród tych wszystkich gigantów Karakorum.”
MMK: Cześć Karim, cieszę się, że zgodziłeś się na wywiad. Jak się masz?
KH: Mam się dobrze. Tyle pytań… Ostatnio na tyle odpowiadałem po powrocie z polskiej, zimowej wyprawy na Broad Peak
MMK: Jesteś pierwszą osobą z Hunzy, która weszła na wysokość 8.000 m.n.p.m. bez tlenu. Twoja góra to Broad Peak. Jak czuje się osoba, która stoi na szczycie ośmiotysięcznika i ma cały świat u stóp?
KH: Moim marzeniem było wspięcie się na ośmiotysięcznik jako przewodnik górski i organizator wycieczek. W Pakistanie, szczególnie w gronie przewodników, nie ma dużego zainteresowania zdobywaniem szczytów, przewodnicy po prostu prowadzą grupy trekkingowe do obozów bazowych i tyle.
W 2014 roku zorganizowałem małą wyprawę na Broad Peak, nazwaną wyprawą memoriałową. Wspierali nas rodzice śp. Tomka Kowalskiego, który zimą 2013 oddał życie za ten szczyt.
Przekroczywszy wysokość 7900 m.n.p.m. poczułem, przepełniające mnie niezwykłe szczęście. Ale to nie oznacza, że było łatwo – było naprawdę ciężko, robiłem kilka kroków i odpoczywałem, oddychając jak biegnący pies. Pogoda była idealna na tę misję, oprócz mnie było ponad 30 alpinistów. Kiedy dotarliśmy do przełęczy na wysokość i 7900 m.n.p.m., zagotowaliśmy z kolegą wodę i długo odpoczywaliśmy. Kiedy wszedłem na Rocky Summit zobaczyłem odpoczywającego rumuńskiego himalaistę, zaoferowałem mu trochę wody.
Kilka chwil później skierował się w stronę szczytu. Zbliżał się do niego. Wstałem, zostawiłem uprząż i zbędne rzeczy, żeby być lekkim i szybkim, postanowiłem wspiąć się na górę przed nim. To było jak wysokogórski maraton. Wygrałem go i byłem na szczycie przed nim. To był najlepszy dzień w moim życiu. Stałem na wysokości ponad 8040 m.n.p.m. Czułem się jak małe stworzenie pośród tych wszystkich gigantów Karakorum. W oddali, na południu widziałem Nangę Parbat.Podczas zejścia czułem się skrajnie wyczerpany, mój organizm próbował zmusić mnie do odpoczynku i drzemki. Gdybym się temu poddał i zasnął, zostałbym tam na zawsze. Nie robiłem długich odpoczynków. Kontynuowałem schodzenie. Poniżej Rocky Summit spotkałem mojego przyjaciela Naseera. Do obozu 3. dotarliśmy po godzinie 22:00
Ludzie tutaj myślą, że nie jestem do końca normalną osobą.
MMK: A ludzie w Hunzie i Twoja rodzina? Czy przygotowali jakieś specjalne przyjęcie powitalne? Co myślą o Twojej pasji?
KH: Zostaliśmy powitani przez personel kuchenny i kilku przyjaciół w bazie, to było miłe uczucie. Ludzie tutaj myślą, że nie jestem do końca normalną osobą. I chyba nie jestem jakąś zwyczajną osobą, szaleję za przygodami, nie lubię leniuchować, siedzieć w biurze i z oddali obsługiwać wycieczki, nigdy nawet o tym nie myślałam. Uwielbiam przewodzić wycieczkom, lubię ludzi, którzy przyjeżdżają z zachodu i podoba im się tu. Gdy moi goście wracają do domu i planują ponowną wizytę w Pakistanie, pytają mnie: Karim, będziesz naszym przewodnikiem w górach, czy kogoś innego? Jeśli naszym, dołączymy do ciebie!! To są komplementy, czuję się wtedy dumny!
MMK: Kiedy zacząłeś się wspinać? Jaki był początek Twojej przygody z górami?
KH: Kiedy byłem uczniem w 9 – 10 klasie, pracowałem w Hunzie jako tragarz, potem pracowałem jako tragarz wysokościowy, aby móc kontynuować studia. Mój ojciec był żołnierzem, jego emerytura nie wystarczała na nasze potrzeby.
W 2000 roku zacząłem się wspinać jako zawodowiec. Zrobiłem dyplom: Advance Mountaineering Diploma w Nepalskim Stowarzyszeniu Alpinistycznym. Byłem jedyną osobą, która miała najwyższe noty. To osiągnięcie dodało mi pewności siebie.
MMK: Masz swojego idola lub mentora?
KH: Jeśli chodzi o moich idoli wspinaczkowych, podziwiam mojego instruktora Huberta Mayehofera, austriackiego przewodnika górskiego. Odegrał dużą rolę w moim życiu, dzięki niemu wiele się nauczyłem.
Stanąć tam, gdzie nikt jeszcze nigdy nie stał
MMK: W Pakistanie jest sporo niezdobytych i nienazwanych szczytów mających ponad 5000 m.n.p.m.. Od lat organizujesz na nie wyprawy. Jak to się zaczęło?
KH: Tak, tu są setki dziewiczych szczytów powyżej 5000 m.n.p.m., marzyłem o ich zdobywaniu. Zaczęliśmy się na nie wspinać w 2000 roku, kiedy wróciłem z Nepalu po ukończeniu AMD.
Pierwszym szczytem był Kuksil IV o wysokości 5848 m.n.p.m. Prowadziłem tam zespół z klubu alpejskiego w Pakistanie. To było trudne i wymagające zadanie. Byliśmy na nieznanym szczycie, musieliśmy znaleźć drogę, bezpiecznie się wspiąć i bezpieczne zejść, ale daliśmy radę.
MMK: To, ile już zdobyłeś?
KH: Wspiąłem się na 7 niezdobytych wcześniej szczytów i mam jeszcze więcej do zdobycia.
MMK: Na pewno masz swoje ulubione miejsca w górach, te najbardziej magiczne. Czy możesz nam powiedzieć, co to za miejsca?
KH: Jest tak wiele miejsc, które są moimi ulubionymi, jednak kocham dolinę Hunzy. Nie dlatego, że się tu urodziłem. Hunzę otacza 9 szczytów, które mają ponad 7000 m.n.p.m. Widzę kilka z nich z mojej sypialni. To cudowne uczucie, kiedy się budzę i widzę, jak słońce powoli wschodzi nad Rakaposhi, oświetlając szczyty, rozświetlając je bladoróżową poświatą. To jest magia. Mam wielkie szczęście, że tu jestem.
Tylko raz próbowałem wspiąć się na któryś z nich. Byłem członkiem francusko pakistańskiej ekspedycji na Diran Peak 7260 m.n.p.m.. Wspięliśmy się na 6400 m.n.p.m., ale zła pogoda zmusiła nas do rezygnacji z misji. Ten szczyt nazywany jest domem lawin.
Było sierpniowe popołudnie, 2005 roku, kiedy zeszła lawina. Byliśmy w obozie 2, jedliśmy obiad i nagle usłyszeliśmy odgłos wybuchu: bum! Kiedy otworzyłem suwak namiotu, zobaczyłem chmury wokół namiotu i mokry śnieg spływający po zboczu, jak przeżyliśmy? Szczęśliwie rozbiliśmy namiot pod serakiem, dzięki czemu nie zostaliśmy zmieceni do piekielnej szczeliny.
This is Pakistan: Expect unexpected.
MMK: Prowadzisz własną agencję trekkingowo-wspinaczkową. Organizujesz dwa rodzaje wypraw – na szczyty gór i trekingowe w Karakorum. Powiedz nam, co powinien wziąć pod uwagę ktoś, kto chce wybrać się na trekking w Karakorum? Czy są osoby, którym zdecydowanie odradzasz taką podróż?
KH: Kiedy mówimy o Pakistanie, mało kto coś o nim wie, ale kiedy mówimy o Karakorum, ludzie zdają sobie sprawę, że to pasmo górskie w Pakistanie. Media też nie przekazują Zachodowi wszystkich informacji, pokazują tylko jedną stronę pocztówki. Wiemy, że mamy do czynienia z wieloma problemami, które w części zostały wykreowane przez Amerykanów. To ma duży wpływ na turystykę w Pakistanie.
W Pakistanie są wyjątkowe miejsca, które mają potencjał przyciągania zagranicznych turystów. Mamy też miejsca, po których trudno się poruszać ze względów politycznych. Cały świat potrzebuje pokoju!
Do Pakistanu może podróżować każdy, z wyjątkiem osób z obywatelstwem izraelskim.
Jest też drugi aspekt. Jest też drugi aspekt. Jeśli decydujesz się na przyjazd i trekking np. do bazy pod K2 musisz liczyć się z uciążliwościami. Taki trekking to codzienny kilkugodzinny marsz po lodowcu. W górę i w dół. Brak infrastruktury turystycznej, dyskomfort. Niektórzy bagatelizują trud tej drogi i wtedy pojawiają się problemy, choroby, niezadowolenie. Podobnie z jedzeniem – na trekkingu ciężko dobrać menu dla każdego, to nie jest pięciogwiazdkowy hotel. Mamy opcję wegetariańską, ale podstawą jest mięso, nie jesteśmy w stanie przygotować dań mięsnych, wegetariańskich, wegańskich, bezglutenowych, bez laktozy i bóg jeden wie jakich jeszcze.
Kolejna kwestia – w Pakistanie trzeba mieć trochę cierpliwości i zrozumienia, że nie wszystko idzie tu zgodnie z planem. Czasami napotykamy kilkugodzinną blokadę drogi, innym razem osuwisko zmusza nas do zmiany trasy. Zawsze powtarzam moim grupom: This is Pakistan: Expect unexpected.
To, że jeszcze żyję zawdzięczam mądrym decyzjom w górach.
MMK: Na co zwracasz największą uwagę organizując trekking? Na pewno nie raz przydarzyły Ci się nieoczekiwane sytuacje – czy możesz opowiedzieć o najciekawszej?
KH: Safety is first, minimiz risk! – to jest nasze hasło. Pracując jako przewodnik w Karakorum, na każdym kroku spotykamy się z nieoczekiwanymi sytuacjami, ale tu żyjemy i wiemy, jak sobie z nimi poradzić.
Jedna z takich sytuacji miała miejsce w zeszłym roku. Prowadziłem dużą grupę składającą się z 16 członków międzynarodowego zespołu, głównie z Polski, Kanady, USA i Chin. Planowaliśmy pójść skrótem i ominąć starą trasę. Jednak ścieżka została odcięta przez osuwisko błotne. Mogliśmy zawrócić lub rozpocząć przeprawę przez błotniste koryto rzeki. Od razu zdecydowałem się wrócić i podążać starą trasą trekingową. Nasi tragarze zaczęli przedzierać się przez głębokie błoto, jednak ja odmówiłem przejścia tej trasy i zawróciliśmy do obozu w Paju. Oczywiście był to trudny czas, padał deszcz i było zimno, członkowie wyprawy złościli się na mnie, że zawróciliśmy i byliśmy zmuszeni trawersować przez lodowiec Baltoro. W naszej grupie były osoby o dość zróżnicowanej kondycji, jak również takie, które zachorowały podczas trekingu, z gorączką, osłabione. Co by się stało, gdyby ktoś utonął podczas drogi przez koryto rzeki, do którego ciągle napływało błoto? Kto byłby winien? Byłem świadomy ryzyka przekroczenia rzeki jak i zawrócenia. Pilot wycieczki był zły i od czasu do czasu krzyczał na mnie, mówiąc, że nie dbam o tę grupę. Jednak większość członków była zadowolona, że nie przeprawialiśmy się przez błoto i rzekę. Byłem pewien, że będziemy mieli trudności podczas przeprawy. I dlatego poprowadziłem wszystkich bezpiecznie z powrotem.
To, że jeszcze żyję zawdzięczam mądrym decyzjom w górach.
Zostałam zaproszony na międzynarodową zimową wyprawę na Nangę Parbat 2018/2019. Zadzwonił do mnie najlepszy przyjaciel z Shimshal, który w 2014 roku wspiął się na K2 i zapytał, czy chciałbym dołączyć do międzynarodowej, zimowej wyprawy na Nangę. Powiedziałem mu, żeby poczekał kilka godzin, że muszę pomyśleć. Po kilku godzinach oddzwoniłem z informacją, że dołączam do tej wyprawy, ale jako himalaista, a nie tragarz wysokościowy. Zarówno Włoski jak i Brytyjki himalaista przyjęli moją propozycję.
Spotkaliśmy się w Chilas i przygotowaliśmy sprzęt do tej trudnej misji. Nasza trasa prowadziła przez Żebro Mummery’ego, którą nazywałem strefą śmierci. Założyliśmy obóz 3 tuż pod nim, planowaliśmy wspiąć się wyżej i naprawić kilkaset metrów liny, aby jak najszybciej wspiąć się następnego dnia. Ale to nie mogło się zdarzyć, z powodu złej pogody, która zmusiła nas do zejścia do bazy.
Zła pogoda utrzymywała się przez 2 tygodnie, a na Nangę Parbat spadły tony śniegu. Prognozy z różnych kanałów, mówiły, że na dobre okno pogodowe możemy liczyć w lutym. My próbowaliśmy ponownie wspiąć się 25 stycznia. Dotarcie do bazy zajęło nam 10 godzin, świeży śnieg sięgał powyżej bioder. Brnęliśmy przez niego. Kiedy dotarliśmy do obozu 1, zastaliśmy zasypane namioty. Ich odkopanie zajęło nam 2 godziny. Mały namiot, w którym zostawiłem sprzęt został zdmuchnięty przez burzę. Nic nie mogliśmy znaleźć. W tym momencie zdecydowałem, że czas przerwać wyprawę i wrócić do domu. Wróciłem następnego ranka do bazy i czekałem na dwóch pozostałych wspinaczy: Daniele Nardiego i Toma Ballarda. Obserwowałem przez lornetkę ich aktywność nad obozem 1. Dotarli do obozu 3 około godziny 13:00 i zaczęli kopać w miejscu, w którym powinien się znajdować obóz 3, ale nie mogli go znaleźć. Po ich powrocie do bazy powiedziałem im, że zdecydowałem się zrezygnować z wyprawy, że nie mogę wejść na ten szczyt w takich warunkach. Obaj próbowali zmusić mnie do pozostania, ale dla mnie, w takich warunkach, kolejna próba nie były możliwa. Wiele osób mówiło, że się bałem, ale to nie było tak. Nie bałem się, nie chciałem ryzykować życia.
Po 2 tygodniach dotarła do mnie niezwykle smutna wiadomość, że Daniele i Tom zgubili się nad obozem 3 zbliżając się do obozu 4. Zostali złapani przez śnieżycę i nie mogli się nigdzie ruszyć, pozostają tam na zawsze. RIP!
jeśli odgórnie nie zostaną wprowadzone regulacje i radykalne zmiany znikną nie tylko lodowce w Karakorum
MMK: Żyjemy w czasach katastrof klimatycznych i diametralnie zmieniającego się klimatu. Powiedz nam, jakie zmiany zaobserwowałeś w górach w ciągu ostatnich kilku lat.
KH: Z powodu globalnego ocieplenia nasze lodowce bardzo się zmieniają. Lodowce w Karakorum szybko topnieją. Widziałem to podczas trekingu w zeszłym roku, w 2022, wspiąłem się na starą ścieżkę, którą wędrowałem w Baltoro w 1999 roku. Lodowiec ogromnie się zmienił, jego wysokość stopniała o około 8 m. Widziałem też duże kawały lodowca pływające w rzece. Takie rzeczy nie zdarzały się jeszcze 5 lat temu, to jest absolutnie niepokojące. Musimy chronić nasze lodowce.
Te zmiany przyspieszają. Lodowiec Baltoro jest obecnie krótszy o około 150 metrów niż na początku XX wieku. Lodowiec Biafo skrócił się o 3,5 km.
Może dobrym pomysłem byłoby oznaczanie na skałach poziomu lodowca co rok oraz ustawienie tablic ze starymi, archiwalnymi zdjęciami, aby ludzie z całego świata mogli zobaczyć jak szubko znikają nasze lodowce.
MMK: A skoro mówimy o kwestiach ekologicznych – co robisz, aby Twoje wyprawy trekkingowe miały jak najmniejszy negatywny wpływ na odwiedzany przez Ciebie teren?
KH: Musimy zmniejszyć liczbę wędrowców i wypraw, należy zakazać benzynowych generatorów prądu. Oczywiście dbam, aby po moich wyprawach nie zostawały żadne śmieci czy zanieczyszczenia. Wszystko co z sobą przynosimy również z sobą zabieramy. Zastanawiam się też, czy nie powinno być tak jak na Aconcagui, żeby ekipy ekspedycyjne również zabierały ze sobą swoje ludzkie odchody z wyższych obozów. Z każdym rokiem Karakorum odwiedza coraz więcej osób, wnioski nasuwają się same.
Jednak to wszystko nie ma dużego wpływu na te tereny, to niższe miejsca, duże miasta powinny zacząć dbać. Zanieczyszczenia przemysłowe to duży problem, niestety wiele śmieci jest spalanych, część śmieci ląduje w rzekach lub innych miejscach, kominy przemysłowe dostarczają toksycznych gazów. Potrzebujemy europejskiej technologii, kontroli dymu, filtrów, rozwiązań systemowych. Nie tylko my, ale również okoliczne kraje. Cały świat powinien zmienić swoje postępowanie, ograniczyć emisję dwutlenku węgla, zmienić nawyki. Jeśli nie zmienimy swojego postępowania, konsumpcjonizmu, wyrzucania rzeczy, zaśmiecania plastikiem, jeśli odgórnie nie zostaną wprowadzone regulacje i radykalne zmiany znikną nie tylko lodowce w Karakorum.
Pracuję w górach i odpoczywam w górach. Góry to mój dom i moja miłość.
MMK: Paralotniarstwo, wspinaczka, lodospady, trekking – i co jeszcze? Co robi Karim, kiedy nigdzie się nie wspina, nie uprawia trekkingu ani nie lata na paralotni? Czy masz jakieś przyziemne hobby?
KH: W wolnym czasie, kiedy nie wspinam się zawodowo ani nie uprawiam trekkingu… Wspinam się dla przyjemności. Oprócz tego jeżdżę na rowerze górskim, biegam, pływam, a od jakiegoś czasu latam na paralotni. Zima to czas lodospadów. Eksplorujemy nowe lodospady i wspinamy się po nich. W domu, w Hunzie, mam własny ogród, między innymi rosną tam morele. Robię z nich dżemy. Lubię tę pracę domową, ale nie na długo. W domu w Islamabadzie mam ściankę wspinaczkową, mogę trenować bez wychodzenia z domu.
Lubię też podróżować. Odwiedziłem kilka krajów, chociaż obywatelom Pakistanu trudno jest podróżować. Musisz dostać wizę, mieć zaproszenia. To jest męczące. Ale byłem w Europie – odwiedziłem Austrię, Niemcy, Włochy, Francję, Węgry, Polskę i Słowację. Byłem też w Turcji, USA, Tajlandii – oczywiście wszędzie się wspinałem.
Lubię swoją pracę i cieszę się, że robię to, co robię, że nie muszę siedzieć za biurkiem. Mój czas wolny łączy się z czasem pracy. Pracuję w górach i odpoczywam w górach. Góry to mój dom i moja miłość.
MMK: Kiedy podziwia się nocne niebo nad Karakorum, widać miliony gwiazd, drogę mleczną, zero szumu świetlnego. To niebo zapada w pamięć. Można siedzieć godzinami i oglądać spadające gwiazdy – czy możesz opowiedzieć o swoim największym górskim marzeniu?
KH: Tak, to prawda. Kiedy siedzimy w namiocie w Concordii, to wszystko dzieje się na naszych oczach. Chciałbym spróbować jeszcze raz wejść na K2 i na Nangę Parbat. Jeśli tylko znajdę na to dogodny czas.
MMK: Dziękuję za rozmowę.
KH: Dziękuję za tak długie pytania. Wprowadziły mnie one do ogromnego pokoju storytellingu, odświeżyły stare historie, które były przechowywane w starych kartotekach wspomnień. To najlepszy sposób na napisanie książki, powinienem zacząć ją pisać. Książka, dzięki której ludzie będą mogli zrozumieć Naturę i przeżyć przygodę.
MMK: Zdecydowanie powinieneś. Za kilka dni wyruszasz na wyprawę, aby zdobyć kolejny niezdobyty szczyt. Życzę powodzenia i trzymam kciuki za powodzenie wyprawy i szczęśliwy powrót.
KH: Dziękuję za życzenia. Chciałbym zaprosić Twoich Czytelników do poznania oferty naszych trekkingów i wypraw na szczyty na naszej polskiej stronie: www.pakistanadventure.pl lub angielskiej: www.mountainsexpert.com.pl Dla czytelników OkiemMaleny mam mały prezent: na hasło OkiemMaleny mogą uzyskać 5% rabatu.
A ja od siebie dodam, że jeśli chcecie przeczytać relację z trekingu z Karimem to zapraszam na trzyczęściowa opowieść o przemierzaniu lodowca Baltoro a także na wspomnienia z odwiedzin pod Nangą Parbat, górą która niestety w ostatnich dniach zabrała kolejnego, polskiego himalaistę.
Dajcie znać czy podobał się Wam wywiad. Mam kilka pomysłów na następne, ale póki co kompletuje sprzęt na kolejną wyprawę, o której niebawem poczytacie…. niebawem, czyli jako tylko wrócę, uwinę się przez miesiąc ze zdjęciami i znajdę czas na napisanie czegoś.
Do miłego.
Wasza Malena.