Anka Olej Kobus o różnorodności Afryki i pięknie zwierząt
Dziś w moim cyklu Kobiety Drogi goszczę Ankę AfrykAnkę czyni Ankę Olej Kobus. Kobieta rakieta, burza rudych włosów, niesamowita charyzma, głowa pełna marzeń i planów, i wielki talent do opowiadania. Anka jest fotografką, pisarką, pilotką wypraw, ale przede wszystkim znawczynią Afryki.
Niedawno ukazała się jej książka, którą nazywa swoim kolejnym dzieckiem: „Zwierzęta Afryki. Przewodnik na safari„. To niesamowity leksykon wiedzy o stworzeniach zamieszkujących ten wielki kontynent. Anka nie skupia się tylko na słynnej, wielkiej piątce afrykańskiej i najbardziej charyzmatycznych zwierzętach. Jej książka to kompendium wiedzy o ssakach, ptakach, gadach, płazach, a nawet bezkręgowcach. Nie jest to też leksykon napisany suchym, naukowym językiem – w Afryce występuje tyle, a tyle osobników, można spotkać je tu i tu, żywią się tym i tym. O nie! Anka zabiera nas na prawdziwe safari do krainy zwierząt, opowiada o ich zwyczajach, ciekawostkach, mitach związanych z danym stworzeniem. Wszystko to napisane lekkim i dowcipnym językiem oraz okraszone mnóstwem zdjęć autorki. Szczerze? Czyta się to jak najlepszą powieść i gdy Ania kończy opowiadać o danym zwierzęciu, po głosie przechodzi mi – ojej to już? Moim zdaniem to rewelacyjny pomysł na prezent dla wszystkich lubiących zwierzęta oraz tych którzy chcieliby poznać ich świat i marzy się im safari.
MMK: Czy zapomniałam o czymś w Twoim przedstawieniu? Trudno za Tobą nadążyć!
AOK: Bo ja jestem kobieta pracująca, co żadnej pracy się nie boi! Wykonywałam masę różnych zawodów: byłam tłumaczką, handlowcem, organizatorką eventów, prezeską w agencji reklamowej, kierowniczką produkcji filmowej… W końcu odnalazłam to, co kocham najbardziej czyli opowiadanie historii zdjęciami i słowami, zaś gdy miałam 48 lat zostałam przewodniczką wypraw safari. I wygląda na to, że nieprędko mi się to znudzi!
Afrykanie i Afryka to kosmos różnorodności
MMK: Odkąd Cię poznałam, gdy myślę Afryka od razu przychodzisz mi na myśl. Ale nie chciałabym tu generalizować, bo Afryka to rozległy, o wiele większy od Europy kontynent i bardzo zróżnicowany. Opowiedz proszę pokrótce o kilku wybranych krajach.
AOK: Faktycznie wiele osób postrzega Afrykę niczym jeden kraj, tymczasem to kosmos różnorodności. Na przykład w Etiopii znajdziemy chrześcijaństwo (od IV w.!), wspaniałe monolityczne kościoły i warowne zamki, Botswana i Zambia to ogromne przestrzenie dzikiej przyrody gdzie można przez cały dzień nie spotkać nikogo, zaś Namibia to spektakularna pustynia Namib i wymarzony kraj do samochodowej wyprawy. W Beninie i Togo odkryłam piękno i potęgę religii vodun (z której wyrasta nie rozumiane przez Zachód voo doo), święte pytony oraz czym jest kult przodków. Ghana zachwyciła mnie bogactwem symboliki znaków adinkra, ręcznie wytwarzanymi koralami krobo i trumnami jak dzieła sztuki, zaś Gambia i Senegal oczarowały mnie powszechnie noszonymi kolorowymi strojami kitenge i majestatycznymi drzewami kapokowców.
Niesamowite jest to, że gdy zacznie się poznawać jakiś kraj, odkrywa się w nim coraz więcej i więcej fascynujących historii. W Beninie istniała kobieca armia wojowniczek Dahomeju, królowa Nzinga z Angoli skutecznie walczyła z Portugalczykami, zaś sułtan Ibrahim z Kamerunu stworzył własny alfabet. W Timbuktu od wieków gromadzono ogromne prywatne księgozbiory, Wangari Maathai z Kenii w 1977 r. założyła Ruch Zielonego Pasa dzięki czemu zasadzono ponad 30 milionów drzew (a ona sama dostała Pokojową Nagrodę Nobla), natomiast u ludu BaAka z Republiki Środkowoafrykańskiej poznawałam czym jest water drums, czyli granie muzyki na wodzie w rzece. Wiele miejsc jest wciąż bardzo rzadko odwiedzanych jak majestatyczne góry Siemen w Etiopii czy monumentalny Fish River Canyon w Namibii.
Mogłabym tak wymieniać i wymieniać, ale chcę wam tylko pokazać ile niezwykłych historii i miejsc czeka na was. Do tego jest jeszcze niesamowita różnorodność przyrody: od lasów deszczowych po pustynie, od zimnego Atlantyku (gdzie na afrykańskiej plaży można spotkać pingwiny!), po obłędnie błękitny Ocean Indyjski z żółwiami i rekinami wielorybimi. No i safari! Za każdym razem to inne krajobrazy: sawanny, busz, lasy, jeziora… Nigdy nie znudzi mi się ta zmienność chmur, kołysanie traw, zapach ziemi po deszczu i złote promienie wschodzącego słońca. Myślę, że do końca życia nie zdążę zobaczyć wszystkiego co mam w planach, bo lubię też powracać do ludzi i miejsc, które już znam…
MMK: A ludzie? Pamiętam, gdy pierwszy raz pojechałam do Azji Południowo-Wschodniej nie widziałam żadnej różnicy między mieszkańcami regionu. Teraz coraz lepiej odróżniam poszczególne nacje i nie wiem, jak mogłam nie widzieć różnic. Czy ty masz podobnie z mieszkańcami afrykańskich krajów?
AOK: Ostatnio byłam z grupą w restauracji w Victoria Falls (Zambia), gdzie wisiały piękne portrety Afrykanek: od razu wiedziałam, która z nich jest Turkana, Hamerką czy Zemba. Gdy się trochę pojeździ, człowiek uczy się rozpoznawać rysy, stroje, biżuterię i fryzury. Na kontynencie mieszka ponad 1500 grup etnicznych! Afrykanie są niesamowicie różnorodni: od drobnych San (Buszmeni), Twa i Aka (Pigmeje), po wysokich Masajów i Dinka. W rozróżnianiu miejscowych ludów pomagają też charakterystyczne dekoracje (niekiedy skaryfikacje), pełniące rolę swoistych „dowodów osobistych”, dzięki którym od razu wiadomo do jakiej grupy etnicznej należy dana osoba.
W miarę poznawania tych ludzi, odkrywa się pewne powiązania: na przykład Himba z Namibii, Masajów z Kenii i Mundari z Sudanu Południowego łączy ogromna miłość do krów. Są one podstawą ich tożsamości, sensem życia i powodem do dumy. Krowy się posiada, jak u nas niektórzy mają luksusowe samochody, by pokazać światu, że są ludźmi sukcesu. Im większe stado – tym większy prestiż!
Idylliczne krajobrazy contra jądro ciemności czyli o gębie jaką przyprawiono Afryce
MMK: Staram się nie myśleć stereotypowo, jednak afrykańskie kraje kojarzą mi się z niebezpieczeństwem, czytałam, że Gambia jest przyjazna solo podróżnikom, a co uważasz o bezpieczeństwie w krajach, które odwiedzasz. Na co trzeba uważać i czego przestrzegać by nie wpakować się w kłopoty.
AOK: Mam wrażenie, że kontynentowi przyprawiono gombrowiczowską „gębę”. Albo opowiada się o nim idyllicznie (słonie wędrujące przez sawannę na tle zachodzącego słońca), albo katastroficznie (jądro ciemności pełne niebezpieczeństw i wszelkich nieszczęść). Do tego niekiedy ludzie wyolbrzymiają swe doświadczenia, by ich opowieść była bardziej dramatyczna. Tymczasem jak wszędzie na świecie: zdarzają się napady i kradzieże (ostatnio mój telefon rozstał się ze mną w Mombasie), ale w ogromnej większości miejsc wystarczy stosować się do podstawowych zasad bezpieczeństwa (nie chodzić samotnie nocą po podejrzanych dzielnicach, dobrać strój stosowny do otoczenia), by wrócić cało i zdrowo.
Wiele osób obawia się też dzikich zwierząt, węży i skorpionów. Zwykle mówię wtedy uczestnikom moich wyjazdów, że trzeba ogromnego szczęścia by spotkać węża, a za skorpionami muszę się solidnie nachodzić, nim jakiegoś znajdę! Natomiast drapieżniki wolą antylopę od człowieka i jeśli dochodzi do ataku, najczęściej jest to wina nie przestrzegania zasad przez ludzi (na przykład by nie jeździć z owocami w aucie tam, gdzie są słonie, albo by nie wjeżdżać samochodem między lwicę a jej dzieci).
Osobnym wyzwaniem są choroby tropikalne, bo są miejsca gdzie występuje malaria, ale wystarczy stosować repelenty (np. Moskito Guard na bazie ikarydyny) i profilaktykę (Falcimar lub Malarone) i prawdopodobieństwo zachorowanie zostanie znacznie ograniczone. Trzeba też pamiętać, że w porze suchej na południu kontynentu ryzyko malarii jest minimalne. Ja po Afryce jeżdżę od 1996 r. i pierwszy raz na malarię zachorowałam dopiero rok temu, więc naprawdę nie należy wpadać w paranoję natomiast zawsze warto przed podróżą odwiedzić lekarza medycyny tropikalnej.
MMK: Czy Ty miałaś jakąś mrożąca krew w żyłach przygodę?
AOK: Muszę nad tym popracować, by mieć co opowiadać 😉 Bo co prawda kilka razy zamarłam, gdy słonie zbliżyły się tuż do auta, ale ich mowa ciała nie zdradzała wrogich zamiarów. Ostatnio na Serengeti lwy weszły do naszego obozu, a na Ngorongoro obok namiotów pasły się bawoły, ale w obu przypadkach zwierzęta po prostu były na swoim terenie. Rozsądek i przestrzeganie zasad naprawdę pozwala uniknąć wielu potencjalnie niebezpiecznych sytuacji.
Natomiast miałam przepiękne spotkania, jak choćby w Etoszy (Namibia), gdzie spałam w czatowni przy oczku wodnym. I gdy w środku nocy otworzyłam oczy – dosłownie trzy metry ode mnie stał nosorożec! Oddzielała mnie od niego szyba, więc nie było żadnego zagrożenia. Za to jego spojrzenie będę pamiętać do końca życia.
Trzeba też mieć świadomość, że większość Afrykanek i Afrykanów może nigdy nie zobaczyć słonia czy żyrafy!
MMK: Jeździsz do Afryki od ponad 25 lat – odwiedzane przez ciebie miejsca na pewno bardzo się zmieniały na przestrzeni lat. Mogłabyś opowiedzieć o najistotniejszych według Ciebie zmianach?
AOK: Tą największą są jest zmniejszanie się ilości zwierząt: od czasu premiery „Króla Lwa” (w 1994 r.) liczba lwów spadła o połowę, w Afryce Wschodniej w ciągu 10 lat zginęło blisko 50% słoni. Jednocześnie systematycznie zwiększa się populacja ludzi na całym kontynencie. Na początku XX w. żyło tu ok. 100 mln osób, obecnie jest to ponad 1,2 mld, zaś do połowy XXI w. wedle szacunków będzie 2,5 mld osób. Prawdziwym wyzwaniem jest zatem włączanie lokalnych społeczności w ochronę dzikiej przyrody, by miejscowi ludzie widzieli w tym własną korzyść. Bez tego nie ma szans na uratowanie zwierząt.
Trzeba też mieć świadomość, że większość Afrykanek i Afrykanów może nigdy nie zobaczyć słonia czy żyrafy! Dzikie zwierzęta występują głównie w parkach narodowych i terenach chronionych (choć czasem wchodzą też na tereny zamieszkałe przez ludzi), dlatego tak ważne są lokalne projekty, gdzie dzieci ze szkół jadą na safari. Trudno jest chronić coś, czego nie znamy i co jest nam obojętne, ale jest nadzieja, że gdy te dzieci dorosną, afrykańskie zwierzęta będą dla nich kimś więcej niż tylko zdjęciem z turystycznego folderu lub rysunkiem z podręcznika.
Bycie kobietą w Afryce jest często bardzo trudne
MMK: Alicja Rapsiewicz opowiadała o Akashinga – kobietach broniących zwierzęta przed kłusownikami w Zimbabwe – okazały się, w przeciwieństwie do mężczyzn, nieprzekupne i bezwzględnie broniące dobrostanu zwierząt. To jest niesamowita historia i niesamowite kobiety – jak wygląda sytuacja kobiet w Afryce? Czy znasz inne organizacje, które skupiają, edukują i dodają sił i skrzydeł kobietom?
AOK: W Afryce działa kilka kobiecych oddziałów: Gardiens du Parc Virunga w Demokratycznej Republice Konga, Great Plains Rangers w Botswanie, The Black Mambas w RPA czy też Team Lioness w Kenii. Ale to prawda, że kobiety do niedawna nie były dopuszczane do ochrony dzikiej przyrody, ponieważ generalnie na całym kontynencie patriarchat trzyma się mocno. I chociaż powstaje coraz więcej organizacji wspierających kobiety, pomagających im w edukacji, zdobyciu pracy i niezależności finansowej, to generalnie bycie kobietą w Afryce jest często bardzo trudne.
W poprawie ich sytuacji doskonale sprawdzają się małe organizacje, takie jak EDU Afryka w Beninie i Togo (pomagająca w nauce), czy też Sewing Together w Kenii (gdzie polska projektantka Majka Kotala prowadzi bezpłatną szkołę krawiecką), zaś Michał i Dorota stworzyli Pole Pole: ich szwalnie w Afryce dają pracę miejscowym kobietom, a cudownie kolorowe ubrania są sprzedawane w Polsce. Warto szukać takich ludzi i wspierać ich działania, bo to najlepsza forma pomocy.
Kłusownictwo to nadal wielki problem kontynentu
MMK: Wspomniałam o kobietach Akashinga również z powodu ich walki z kłusownikami. Jak wygląda problem kłusownictwa? Kto wygrywa tę walkę?
AOK: Temat rzeka… Dobrze ten problem ilustrują dwa filmy: „Ivory Game” (Gra o białe złoto) oraz „Virunga”. Pierwszy opowiada o przemycie kości słoniowej, by unaocznić skalę problemu przydają się liczby. W Kenii w 1989 r. podjęto historyczną decyzję o spaleniu skonfiskowanej kości słoniowej, by całkowicie odciąć się od zarabiania na śmierci zwierząt. W ogniu zniszczono 12 ton kości słoniowej, ale w 2016 roku było to rekordowe 105 ton! Niewyobrażalna ilość, bo znacznie więcej przecież zostało przemycone do sprzedaży.
Natomiast „Virunga” opowiada o walce rangerów z Virunga National Park (Demokratyczna Republika Konga) z kłusownikami i koncernami, by ratować skrajnie zagrożone goryle górskie. Od 1996 r. zginęło tam ponad 150 strażników i strażniczek dzikiej przyrody.
Dlatego tak ważne jest włączanie lokalnych społeczności. W Namibii wprowadzono communal conservancies (tereny chronione przez miejscowych ludzi), gdzie jako strażników przyrody zatrudniono dawnych kłusowników. Dzięki temu liczba lwów w rejonie rzeki Kunene wzrosła z 20 do 130, zaś populacja czarnych nosorożców (będących tu na skraju wymarcia), jest obecnie największą na świecie.
Trzeba też mieć świadomość, że kupując pamiątki zrobione z części ciał zwierząt, wspieramy ich zabijanie. Dekoracje z kolców jeżozwierza, torebki ze skóry zebry czy krokodyla, rzeźby z kości słoniowej – nawet jeśli możemy je legalnie kupić, ich przywóz do Polski oznacza kłopoty, bo zwierzęta te są na liście gatunków zagrożonych (np. u zebr są dwa skrajnie zagrożone gatunki).
Zwierzęta Afryki. Przewodnik na safari to ponad 3 lata pracy mojej oraz grona konsultantów.
MMK: Porozmawiajmy o Twojej ostatniej książce „Zwierzęta Afryki. Przewodnik na safari”. Opowiedz moim czytelniczkom i czytelnikom o jej tworzeniu, zbieraniu informacji i tych odnóżach raka, które chyba każdego prześladowały na biologii.
AOK: Faktycznie książkę zaczynam od dwói, którą dostałam w podstawówce za brak wiedzy o tych nieszczęsnych odnóżach raka. Myślę, że cała masa młodych ludzi zostaje zniechęcona do poznawania przyrody poprzez takie pamięciowe wkuwanie wiedzy zupełnie im nie przydatnej. Minęło ponad 30 lat, nim zwierzęta mnie zafascynowały, a od kiedy zostałam przewodniczką na safari, opowiadanie o nich stało się moją pasją.
Pomyślałam, że świetnie byłoby napisać książkę, dzięki której ludzie nie tylko by poznali te różne stworzenia, ale też choć trochę je pokochali i dostrzegli jak bardzo są niezwykłe. Chciałam też unikać stereotypowego widzenia zwierząt i pokazywać to, co jest w nich najlepsze (na przykład sępy są przez ludzi kompletnie niedoceniane!). Początkowo spisywałam opowieści z safari, ale uznałam, że warto też pokazać jak wyglądają różne gatunki. Z czasem zaczął się wykluwać ten niezwykły przewodnik, choć gdybym wiedziała jakiego ogromu pracy wymaga jego stworzenie, to nie wiem czy bym się na to porwała! Na szczęście był to długi proces, bo pisanie tekstów zajęło mi dwa lata, a rok trwały konsultacje, uzupełnianie, redakcje, korekty i skład graficzny. W powstanie tej książki było zaangażowanych sporo osób, bo aż 9 konsultantów! Bo co prawda ja kocham zwierzęta, ale brak mi fachowego wykształcenia biologicznego. Co utrudniało pracę (bo łatwo było popełnić błędy), ale pomagało uniknąć hermetycznego naukowego języka (bo go po prostu nie znam). Pomyślałam też, że byłoby dobrze pokazać trochę kulturowego kontekstu, stąd w książce znalazły się też legendy i przysłowia związane z różnymi gatunkami.
Bardzo wiele zawdzięczam kilku miejscowym przewodniczkom i przewodnikom, którzy niestrudzenie opowiadali mi o obserwowanych zwierzętach. To były bezcenne lekcje, po których nastąpił bardzo żmudny (choć fascynujący!) proces zbierania informacji z naukowych artykułów i książek. Co jakiś czas trafiałam na zaskakujące fakty, odkrywając że bąkojady są pierzastymi wampirami, ibisom przypisywano wynalezienie lewatywy, a samczyki wiewiórek przylądkowych regularnie się… masturbują. Choć w książce są podstawowe dane (wielkość, waga, etc), to właśnie dzięki takim ciekawostkom można lepiej zapamiętać różne stworzenia.
Wydałam tę książkę sama, aby była ona dokładnie taka, jaką sobie wymarzyłam. Dlatego jest w niej ponad 600 zdjęć pokazujących piękno i różnorodność opisywanych zwierząt. Gdy w pewnym momencie treść się mocno rozrosła i graficzka zmniejszyła czcionkę, aby się zmieścić w założonych 400 stronach, uznałam że trudno będzie ją czytać na safari, więc po prostu zwiększymy objętość (finalnie wyszło 456 stron).
Sępy wcale nie sępią czyli od zwierząt moglibyśmy się naprawdę wiele nauczyć.
MMK: Wiem, że obserwując zwierzęta i podglądając ich zachowanie uczysz się od nich. Ja do tej pory miałam za nauczyciela tylko pakistańskiego muła, który nauczył mnie pokonywać góry, opowiedz o Twoich nauczycielach.
AOK: Właściwie to każde safari jest jakąś lekcją. W książce piszę o hienie Bravehert, która pokazała mi czym jest nieustępliwa wola życia i nie poddawanie się, nawet w sytuacji pozornie beznadziejnej. Opisuję też pewną niepełnosprawną werwetę (niewielka małpka), której brak dwóch kończyn nie przeszkodził zostać mamą i doskonale dawać sobie radę. Natomiast impale, które ludziom na safari nudzą się dość szybko bo wszędzie się je widzi, odkryły przede mną dramat godny szekspirowskiego pióra – i tak właśnie je przedstawiłam w przewodniku. Sępy pokazały mi czym jest szczodrość (bo wbrew stereotypom wcale się nie sępią, tylko dzielą z innymi), wikłacze nieustająco uczą mnie wytrwałości (budowane przez nie gniazda to mistrzostwo świata!), a likaony – troski o innych, bo tworzą klany, w których całe stado opiekuje się młodymi oraz chorymi i rannymi. Od zwierząt moglibyśmy się naprawdę wiele nauczyć.
MMK: A co było dla Ciebie największym zaskoczeniem na safari?
AOK: Nie będę oryginalna, jeśli powiem, że jedyna przewidywalna rzecz na safari to jego nieprzewidywalność! Ostatnio byłam w Parku Krugera (RPA), gdzie od świtu do godziny 10 rano spotkaliśmy całą wielką piątkę! To się prawie nigdy nie zdarza, by jednego dnia zobaczyć słonia, lwa, lamparta, bawołu i nosorożca, a nam się to udało w ciągu kilku godzin! Ale bywa też tak, że emocje jak na grzybach, nawet czasem ludzie przysypiają w aucie, bo jedziemy, jedziemy, nikogo na poboczu nie ma, nawet ptaki gdzieś się skryły… Tyle, że nigdy nie można być pewnym, czy nagle nie pojawi się ktoś ciekawy: kobra, lampart, kameleon lub żeneta. I za to też kocham safari: nieprzewidywalność i zachwyt, gdy nagle takie spotkanie się zdarzy.
MMK: To pytanie musi paść – jakie jest Twoje ulubione zwierzę i dlaczego właśnie to?
AOK: Bardzo, bardzo trudne pytanie. Ale gdybym miała wskazać tylko jedno stworzenie, bez którego moje życie byłoby bardziej puste, byłyby to słonie. Majestatyczne, kochające, tworzące więzi na całe życie, wspierające się nawzajem. Mogę obserwować je godzinami i nigdy mi się to nie nudzi!
Matriarchinie, najstarsze słonice, przewodzą stadu i pamiętają każdy wodopój, z którego kiedykolwiek korzystały. Są niczym żywe mapy. Dlatego tak ogromną stratą jest ich śmierć: gdy zginą, nim przekażą całą swą wiedzę kolejnym pokoleniom (a trwa to latami), w przypadku suszy stado będzie skazane na śmieć, bo nie będzie nikogo, kto zaprowadzi je do ostatniego miejsca z wodą…
MMK: Jaki kraj, w którym jeszcze nie byłaś, jest Twoim marzeniem?
AOK: Zebrałoby się tego sporo, bo bardzo ciekawe są Malawi, Angola, Mozambik, Gabon, Nigeria… Ale nawet w tych krajach, w których byłam, zostało mi sporo do odkrycia! Mam wrażenie, że moja lista marzeń nieustająco się powiększa, bo im więcej miejsc znam, tym bardziej chcę je odkrywać: wystarczy przyjechać do nich o innej porze roku, by mieć poczucie, że widzi się je po raz pierwszy!
Atrakcje ze zwierzętami to maszynki do zarabiania pieniędzy – jeśli naprawdę kochasz zwierzęta unikaj brania w nich udziału
MMK: Podróżując po świecie napotykamy wiele atrakcji, które mówiąc delikatnie są wątpliwie etyczne. Najczęściej są pięknie opisane, często informacje alarmujące są zamiecione pod dywan. Na co byś uczuliła osoby jadące do Afryki, w czym absolutnie nie brać udziału?
AOK: Bądźcie czujni, gdy widzicie atrakcję wykorzystującą dzikie zwierzęta. Te wszystkie „spacery z lwami” w żaden sposób nie pomagają zwierzętom, to po prostu ogromny biznes i maszynki do zarabiania pieniędzy. Gdy lwy dorosną i stają się potencjalnie niebezpieczne, są sprzedawane na komercyjny odstrzał. Chyba nie ma już miejsc w Afryce, gdzie można jeździć na słoniach, ale to też „atrakcja” wiążąca się z ogromnym cierpieniem zwierząt, bo do wytresowania słonia używa się bardzo brutalnych metod. Zdobywanie delfinów do delfinariów to barbarzyński proceder (na jednego złapanego zabijanych jest 20 innych, warto zajrzeć na stronę niedladelfinarium.pl), a warunki w jakich muszą żyć te niezwykle inteligentne stworzenia są dla nich straszne (tak, nawet otwarte zatoki są niczym mała klatka dla zwierząt mogących przemierzać setki kilometrów). Miejcie też świadomość, że jeśli ktoś trzyma małpkę na uwięzi do fotografowania, węża do głaskania, to na pewno stoi za tym zarabianie pieniędzy a nie dobro tych zwierząt. Gdy jedno umrze, z natury zostanie zabrane kolejne.
MMK: Droga Czytelniczko i Czytelniku jeśli chcesz więcej poczytać o drugiej stronie atrakcji ze zwierzętami, przeczytaj tekst, który napisałam jakiś czas temu atrakcje ze zwierzętami. A teraz wracajmy do wywiadu. Aniu, a co z Safari? Na co zwrócić uwagę wybierając wycieczkę, organizatora?
AOK: Warto uważnie czytać programy, dopytywać o szczegóły, sprawdzić opinie o organizatorze w internecie. Zdarzyło mi się widzieć program, gdzie „klub podróży” (bo brzmi to lepiej niż biuro, prawda?) oferował noclegi na dziko w parku narodowym (co jest absolutnie nielegalne w całej Afryce!).
Przede wszystkim trzeba zadać sobie pytanie, czego oczekuję od wyjazdu. Przygody i pewnej nieprzewidywalności? Wybierz wyjazdy self-drive, czyli gdy uczestnicy sami prowadzą auta (często z przewodnikiem, który ogarnia całość). Szukasz przygody, ale nie chcesz zajmować się rozbijaniem biwaków? Znajdź wyjazdy, gdzie są kierowcy i obsługa techniczna, albo noclegi w lodge. Szukasz programu gdzie jest trochę safari, a trochę leżenia na plaży? Przejrzyj oferty wyjazdów do Tanzanii i na Zanzibar. Marzy ci się obserwacja zwierząt? Ja kocham za to Zambię, Botswanę, świetna jest też Uganda, Kenia i Namibia.
Trzeba mieć świadomość, że safari są drogie (a często bardzo drogie!), bo wiele opłat na miejscu jest naprawdę wysokich. Na przykład wjazd do parku Serengeti (Tanzania) kosztuje 70$ za jeden dzień, zaś pozwolenie na godzinną obserwację goryli w Ugandzie – 700 USD (i 1500 USD w sąsiedniej Rwandzie). Jeśli zależy nam na niższych kosztach, warto wybierać wyjazdy gdzie noclegi są w zwykłych namiotach (nie mylić z luksusowymi namiotami, bo te potrafią kosztować nawet 2000 USD za noc od osoby!). Taniej jest też poza sezonem, ale często pogoda bywa wtedy chimeryczna, zaś gdy wszędzie jest dużo wody i zieleni trudniej znaleźć zwierzęta, choć ja akurat bardzo lubię porę deszczową, bo jest wtedy więcej owadów i ptaków, a krajobraz bywa ciekawszy.
pewnego dnia odkrywasz, że życie jest zbyt krótkie, by tylko marzyć i zaczynasz działać, by je spełnić
MMK: Tradycyjnie na zakończenie rozmowy pytam o wskazówki dla tych, którzy poszukują impulsu do spełniania marzeń, do ruszenia w świat. Jaka jest Twoja rada?
AOK: Na początku jest marzenie. Czasem to zdjęcie, film, opowieść. Aż pewnego dnia odkrywasz, że życie jest zbyt krótkie, by tylko marzyć i zaczynasz działać, by je spełnić. Wyruszyłam do Namibii, aby przeżyć wschód słońca na wydmach pustyni Namib, które zobaczyłam na pokazie 20 lat wcześniej. Z czasem napisałam dwie książki o tym kraju (ostatnia to „Namibia. Przez pustynię i busz”) i wiem, że wiele osób po jej przeczytaniu wyruszyło na własne wyprawy marzeń. Mam nadzieję, że „Zwierzęta Afryki. Przewodnik na safari” zainspirują kolejne osoby do afrykańskich podróży!
MMK:. Dziękuje Ci za rozmowę i powodzenia w realizacji kolejnych zamierzeń. Na koniec powiedz proszę, jeśli ktoś chciałby się z Tobą wybrać do Afryki, to gdzie może znaleźć informacje?
AOK: Najlepiej sprawdzajcie na moim blogu AfrykAnka.pl we wpisie „Wyjazdy z AfrykAnką. Kalendarz wypraw” , gdzie podaję jakie wyjazdy prowadzę. A w Polsce zapraszam was na moje pokazy – znajdziecie je w zakładce „Pokazy AfrykAnki„. Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy i safari njema czyli pięknych podróży!
To już koniec rozmowy z Anką, po więcej zapraszam Cię do jej książki – naprawdę czyta się z zapartym tchem. a jeśli jesteś spragniona wywiadów z pasjonującymi kobietami, to znajdziesz ich kilkanaście w moim cyklu wywiadów Kobiety Drogi. A tym czasem zapraszam Cię do polubienia malenowego FP na Facebooku – dołącz do ponad 3.000 obserwujących oraz profilu na Instagramie, gdzie kilka razy w tygodniu , albo kilka razy w roku 😉 pojawiają się nowe zdjęcia i instastory.
Podobał Ci się wywiad? Nie krępuj się i postaw mi kawę 🙂 a jeśli nie chcesz przegapić kolejnego to koniecznie zapisz się do Newslettera -> Zapisuję się teraz!