Kuchnia nepalska – monotonia czy feria smaków?
Kuchnia nepalska często opisywana jest jako nudna i dość monotonna. Wielokrotnie czytałam opisy, że do Nepalu jedzie się w góry, a nie dla doznań kulinarnych i lepiej wziąć z sobą z Polski jakieś smaczne przegryzki. Szczerze mówiąc kompletnie nie zgadzam się z tą opinią. Oczywiście kuchnia nepalska nie jest tak różnorodna i bogata jak kuchnia tajska czy laotańska, ale napewno nie jest kulinarną pustynią. Jeśli nie jecie mięsa Nepal pokochacie jeszcze bardziej. O ile w Birmie miałam problem z jedzeniem wegetariańskim i w wielu miejscach po prostu go nie było o tyle w Nepalu ma się wybór: potrawa z mięsem lub jej wegetariański odpowiednik. W kuchni nepalskiej spotykają się potrawy typowe dla całego subkontynentu indyjskiego oraz dla kuchni tybetańskiej.
W czasie trekingu szybko zrezygnowałam ze śniadań robionych na europejska modłę i przerzuciłam się na Dal Bhat, albo ryż z warzywnym curry. Takie śniadanie zapewnia siłę na resztę dnia.
Kuchnia nepalska – czyli co dobrego próbowałam podczas pobytu w Nepalu
Od razu bez bicia się przyznam, że pierożki momo tak podbiły moje serce, że trudno było mi się od nich odczepić. szczęśliwie poza nimi udało mi się spróbować jeszcze kilku dań kuchni nepalskiej 😉
Dal Bhat – nepalskie śniadanie i kolacja
Dal bhat to danie numer jeden kuchni nepalskiej. Dla wielu Nepalczyków to podstawowe danie jedzone zarówno o poranku jak i na kolację. Nazwa potrawy podchodzi od 2 głównych składników: dal – sos z soczewicy oraz bhat – ryż. Oprócz ryżu i sosu z soczewicy Dal Bhat składa się z pikantnego curry z warzyw – nazywanego Dal Bhat Tarkari. Jest ono przyrządzane z warzyw sezonowych, często z mieszanki szpinaku, ziemniaków. Do Dal Bhatu podawane również są pikle, czasem jogurt oraz chrupiący placek roti lub papad.
Dal Bhat często jest podawany na specjalnym, metalowym talerzu z przegródkami na poszczególne składniki. Może być również serwowany na metalowej tacy, na której w oddzielnych miseczkach znajduje się ryż, sos z soczewicy i pozostałe składniki. W takiej sytuacji trzeba zdjąć z metalowej tacki poszczególne miseczki, wysypać na nią ryż i mieszać dodatki z ryżem i tak go jeść.
Najlepszy Dal Bhat jadłam po trekingu w domu mojego przewodnika. O tych odwiedzinach trochę szerzej pisałam w poście Annapurna Base Camp – treking w Himalajach.
Achar – nepalskie pikle
Wspomniałam, że jednym z dodatków do Dal Bhatu są pikle. Pikle – czyli achar są bardzo popularne w kuchni nepalskiej i koniecznie trzeba ich spróbować. Sprawdzają się świetnie jako dodatek do pierożków momo i innych potraw. W smaku są lekko pikantne, kwaskowate (jak to pikle). Achar robi się z rozmaitych gatunków warzyw, a nawet z owoców, poza głównym składnikiem dodawany jest do nich sok z limonki, czosnek, imbir, pomidory, cebula, chili, sezam – w zależności od rodzaju. Pikle podawane są bez obróbki termicznej – po prostu wyciągane są z wielkiego słoja, w którym się marynują.
Poniżej na zdjęciu – to co wygląda jak frytki to właśnie są pikle.
Momo – pierożki z Tybetu
Pierożki momo to specjał kuchni tybetańskiej. Momo robione są zarówno w wersji mięsnej jak i wegetariańskiej. Dodatkowo można wybrać momo gotowane lub smażone na głębokim oleju. Smażone momo zdecydowanie zawsze były bardziej pikantne niż te gotowane. Smażone momo często podawane są w ostrym warzywnym sosie – czasem ten sos przybiera postać zupy. I naprawdę trzeba lubić ostre potrawy, aby je zjeść. W jednej restauracji w Pokharze trafiłam na prawdziwych momozabójców. Dawno tak się nie napociłam przy jedzeniu 😉
Chapati – placki pszeniczne
Chapati (ciapati) to pszeniczne, cienkie placki. Podawane są jako dodatek do potraw. Czasem są zapiekane z serem. Super smakują z warzywnym tarkari lub zupą.
Chowmein – tybetański makaron
Kolejne danie, które jest potrawą typowo tybetańską. Chowmein to smażony makaron z dodatkami. Może być podany w wersji mięsnej i wegetariańskiej. Bardzo dobry. Szczególnie z ostrym sosem chili i serem. Na końcu postu namiary na dobrą tybetańską restaurację w Pokharze.
Bhakleb – chleb tybetański
Bhakhleb, chleb tybetański lub chleb Gurung – nazwa zmienia się w zależności od regionu, w którym się przebywa. Jest to rodzaj pieczywa pieczonego na głębokim oleju. Chrupiący i kaloryczny. W smaku i konsystencji troszkę przypomina węgierskiego langosza. Czasem występuje w wersji z serem. Bardzo dobry – o ile kogoś nie odstrasza chleb pieczony na głębokim oleju. Ale po całym dniu chodzenia po górach zdecydowanie można sobie na niego pozwolić.
Zupa czosnkowa
Czosnek jest naturalnym lekiem na chorobę wysokościową – dlatego podczas trekingu warto włączyć go do menu. Zupa czosnkowa jest dobra, nie ma jakiegoś bardzo charakterystycznego smaku. Jeśli znasz smak czeskiej zupy czosnkowej to ta nepalska jest mnie wyrazista – no i podawana bez grzanek 😉
Masala Papad – nepalska przystawka
Papad to cienki i chrupiący naleśnik robiony najczęściej z mąki z soczewicy lub ciecierzycy. Podawany jest do wielu potraw lub jako przystawka.
Masala papad to pokruszony (lub nie) placek papad wymieszany z papryczka chili, cebulą i pomidorem. Bardzo dobra pikantna przystawka.
Czasem pokruszony papad podawany jest razem z prażoną ciecierzycą i orzeszkami.
I to nie wszystko
Oprócz popularnego ryżu z warzywnym lub mięsnym curry w wielu knajpkach można skosztować chlebka naan wypiekanego w piecu tandori lub pysznych warzyw w cieście oczywiście pieczonych na głębokim oleju – czyli pakory. Na autobusowych postojach często jako przegryzkę można kupić prażoną soczewicę lub soję. Na straganach wypiekane są sel roti – w uproszczeniu coś a la nepalskie pączki z dziurką robione z ryżowej maki. Warto spróbować nepalskiego puddingu ryżowego – khmer – jest naprawdę pyszny. Podczas pobytu w Bhaktapurze warto spróbować jogurtu juju dhau – to lokalny przysmak.
Kuchnia nepalska to również raj dla mięsożerców – ale tu moje doświadczenie jest skromne. Przez ponad 2 tygodnie raz zamówiłam momo z kurczakiem … bo nie było z warzywami 😉 I było to najgorsze momo jakie jadłam. Ale, ale w Nepalu popularne jest mięso z bawoła, w niektórych miejscach można również spróbować mięsa jaka. Jednak podczas trekingu warto pamiętać, że nasz organizm źle znosi trawienie mięsa na wysokości ponad 3000 metrów i wtedy mięsny posiłek może wywołać niestrawność.
Nepalskie napoje
Masala chai
W Nepalu warto spróbować herbaty Masala. Herbata Jest to herbata z mlekiem oraz z przyprawami (kardamon, imbir, cynamon itp). Szczerze mówiąc skusiłam się na nią raz i wystarczy. Być może dlatego, że dla mnie picie herbaty z mlekiem jest conajmniej podejrzane i to zdecydowanie nie mój zestaw smakowy.
Herbata z masłem z mleka jaka
Ten tybetański napój nazywany po cha / su cha lub gur gur jest popularny w górskim regionie Nepalu. Niestety nie spotkałam jej na swojej drodze. Z opisów podejrzewam, że „polubiłabym” ją jeszcze bardziej niż herbatę masala. Niemniej jeśli zobaczysz w menu herbatę z masłem z mleka jaka i solą koniecznie spróbuj. Podobno wrażenia smakowe niezapomniane 😉
Herbata imbirowa
Herbata imbirowa to kolejna pozycja, która powinna na stałe zagościć w menu podczas trekingu. Imbir, podobnie jak czosnek, jest naturalnym lekiem na chorobę wysokościową. Zresztą surowy imbir jest świetnym lekarstwem na m.in. ból gardła i przeziębienie. Herbata imbirowa jest pyszna. Jeśli nie przekona Cię jej smak warto dodać do niej miodu i cytryny.
Podczas trekingu herbatę można zamówić w kubku lub w małym / dużym termosie. Zdecydowanie termosy bardziej się opłacają – szczególnie jak to już jest miejsce, gdzie planuje się nocleg. Warto zapytać co kryje się pod tajemniczym określeniem – mały / duży dzbanek – rozmiary dzbanków bardzo często się różnią.
Lassi
Lassi to moje nepalskie odkrycie. Jest to napój ze zsiadłego mleka zmiksowanego z owocami i cukrem. Lassi jest popularne nie tylko w Nepalu, jednak ja skusiłam się na nie dopiero w Nepalu i zakochałam się w tym smaku. Najpopularniejsze jest mango lassi – jednak w marcu nie było sezonu na mango, ale zamiast tego było ananasowe lassi. Pycha. Świetnie smakuje z pierożkami momo. Szczególnie tymi pieczonymi i ostrymi – fajnie gasi piekło 😉
Tungba
Hmm i teraz długo musze się zastanowić co by tu napisać. Tungba to napój alkoholowy. Nie jest niesmaczna, ale też trudno powiedzieć, że stała się moim ulubionym napojem. W menu była opisana jako coś o smaku zbliżonym do miksu wina z piwem. To mieszanina goryczki i kwasowości. Warto spróbować.
Tungba to sfermentowane ziarno prosa, które jest zalewane wrzątkiem. Jakież było moje zdziwienie gdy po zamówieniu dostałam tungbę – czyli naczynie, w którym jest serwowana i wielki termos. Przeraziłam się, że napój jest w termosie i zamówiłam sobie 2 litry alkoholu 😉 Ale nie było tak źle. W naczyniu – tungbie -znajduje się sfermentowane proso, a w termosie wrzątek. Proso zalewa się wrzątkiem. Po upływie chwili napój jest gotowy i można go sączyć przez słomkę. Jak się wypije, znowu proso zalewa się wrzątkiem i tak w kółko. W sumie z każdym łykiem było to to coraz lepsze 😉
Raksi
To popularny nepalski alkohol – wódka z ryżu lub pszenicy. W smaku przypomina trochę nasz bimber, jednak nie jest tak mocny bo ma tylko około 20 %. Raksi jest bardzo popularne i w wielu domach robione jest na własny użytek. Podczas trekingu wielu przewodników i tragarzy wieczorami pije „grzańca” z raksi. Gdy rozmawiałam z przewodnikami – wszyscy jednomyślnie twierdzili, że nigdy by się nie napili raksi w większym mieście, gdzieś gdzie nie znają sposobu jego wytworzenia. Zdarzają się przypadki zanieczyszczonego chemikaliami raksi – dlatego należy unikać próbowania raksi z niepewnego źródła.
Piwo i inne popularne alkohole
Nie ma co się za bardzo rozpisywać. W Nepalu oprócz lokalnych specjałów bez problemu można znaleźć znane alkohole w wersji nepalskiej lub ogólnoświatowej – wersja globalna dużo droższa niż lokalna.
Piwo najczęściej jest w porównywalnej cenie jak jedzenie, albo droższe od niego. W czasie trekingu za puszkę piwa trzeba zapłacić więcej niż za ogroooomny dzban herbaty albo i dzban herbaty i jedzenie razem wzięte. Totalnie nie opłacalna zabawa 😉
Jeśli mielibyście ochotę na gin to usiądźcie i poczekajcie, aż Wam przejdzie. Jest w sklepach takie cudo o nazwie GIN w butelce z niebieskimi kryształkami lodu. Obrzydlistwo. Jego podłego smaku nie zabije nic, a nic.
Restauracje w Nepalu
Na zakończenie podam Wam namiary na kilka odwiedzonych przeze mnie restauracji, których lokalizację zapisałam.
Restauracje w Kathmandu
Third eye Restaurant
To miejsce polecane w przewodniku. Jedzenie było bardzo smaczne. Restauracja serwuje dania kuchni newarskiej. Jest, jak na Nepal, droga, wystrój ekskluzywny, ale jedzenie bardzo smaczne. Mimo ceny, to to całkiem fajny pomysł na rozpoczęcie wakacji w Nepalu.
Kathmandu, Thamel, JP Road
Rooftop restaurant
Restauracja na dachu zaraz koło skweru Durbar. Stojąc przodem do świątyni Kumari z lewej strony. Niedaleko informacji turystycznej, w której wymienia się jednorazowe wejściówki na Durbar squere na wielorazowe. Z tarasu jest piękny widok na świątynie svajanbu. Świetne momo, ceny bardzo przyzwoite. Polecam.
Kathmandu, niedaleko domu Kumari, koło targu z pamiątkami – patrzcie na dachy.
Odpoczynek w pobliżu Swayambunath
Po zwiedzaniu Swayambunath warto pójść w prawą stronę patrząc od głównego wejście tuz za kasami biletowymi. Tam na jednym z domów jest kilkupoziomowa kafejka. Z dachu oraz piętra poniżej jest świetny widok na dolinę Kathmandu oraz na światynię. Pyszne lassi.
Kathmandu Boutique Hotel
Polecam również restaurację hotelową w Kathmandu Boutique Hotel. Zresztą sam hotel również polecam z całego serca. Położony jest o krok od Thamelu przy ulicy równoległej do głównej – co ma ten plus, że jest tam spokojnie i cicho. Hotel znajduje się w starym, zabytkowym XIX wiecznym budynku. Ma dwa pokoje z mini balkonikami. Wystrój bardzo ładny. Jedyny minus to wysokość pokoi. Jeśli masz dużo powyżej 180 cm wzrostu może być problem 😉 Ja przy moim 172 nie miałam daleko do sufitu. Hotelowa restauracja znajduje się w hotelowym ogrodzie. Jedzenie jest bardzo dobre. Kuchnia serwuje nie tylko dania nepalskie. Zdjęcia obejrzyjcie na stronie bookingu [KLIK KLIK].
Jeśli szukasz akurat noclegu w Nepalu będzie mi niezmiernie miło, jeśli dokonasz rezerwacji używając linków do bookingu na mojej stronie. Dla Ciebie cena pozostaje bez zmian, a ja dostaję małą prowizję od bookingu, która pomaga mi w utrzymaniu strony i stanowi dodatek do dalszych podróży.
Kathmandu, Gangalal Marg
Restauracje w Pokharze
Potala
Potala to mała restauracja prowadzona przez tybetańską rodzinę. Kapitalne miejsce – koniecznie trzeba tam zajrzeć będąc w Pokharze. To właśnie tam można delektować się 😉 Tungbą, zjeść pyszny chowmein i wiele innych przysmaków.
Pokhara, Leakside 6, wewnątrz tybetańskiego marketu – trzeba wejść przez bramę i potem wejść na drugie piętro
Kebab king restaurant
Mała knajpka z dala od głównego, turystycznego pasażu Pokhary. Jedzenie bardzo dobre, ceny fantastyczne, warunki spartańskie. 🙂 Me gusta 😉
Pokhara – na ulicy Pragati Marga, blisko skrzyżowania z ulicą Lakeside.
Zatrucia w Nepalu
No dobra, na zakończenie dodam jeszcze jedno. O ile we wspomnianej już Birmie z kuchnią się nie polubiliśmy za bardzo i dobrze wspominam tylko jedzenie nad morzem oraz podczas trekingu w Kalaw, o tyle w Nepalu smakowało mi prawie wszystko. W Birmie co bym nie zjadła to potem czułam przez pół dnia mulenie w żołądku, w Nepalu generalnie problemów żołądkowych nie miałam i czułam się dobrze. Poza dwoma wyjątkami.
Jeden zafundowałam sobie trochę na własne życzenie wcinając w bazie pod Annapurną tłusty tybetański chleb na śniadanie 😉 .
A drugi był koszmarny. W dzień wylotu obudziłam się o 4 rano i do 8:00 czyli do momentu, w którym musiałam opuścić hotel rzygałam jak kot. Byłam tak wycieńczona, że ledwo byłam w stanie znieść plecak do taksówki. Na lotnisku modliłam się tylko o to, aby nie zemdleć czekając na samolot i aby nie zwymiotować na stewardesę przed startem samolotu. Byłam w takim stanie, że bałam się, że mnie wyrzucą z samolotu z podejrzeniem zarazy. Przespałam cały lot, potem cały czas oczekiwania w Doha (10 h) i kolejny lot. Nie byłam w stanie nic zjeść. I przez następne kilka dni jadłam praktycznie tylko suchy chleb. Potem odzyskałam apetyt, ale po jedzeniu zaraz robiło mi się niedobrze. Zrobiłam badania, szczęśliwie okazało się, że to było tylko „zwykłe” zatrucie. O tak wyglądałam na lotnisku w Doha:
Nie piszę tego aby kogoś nastraszyć lub odstraszyć od próbowania lokalnej kuchni. Sama zawsze staram się próbować jak najwięcej lokalnych potraw (przeczytaj mój post o laotańskiej kuchni) i często jem w miejscach o conajmniej wątpliwej otoczce sanitarnej. Jednak lubię minimalizować ryzyko. Nepal jest krajem o znacznie podwyższonym ryzyku zachorowania na dur brzuszny (tyfus). Aby znacznie zmniejszyć ryzyko zachorowania wystarczy conajmniej tydzień przed wyjazdem zaszczepić się na dur brzuszny. Na dur brzuszny umiera 10 % chorych, którzy nie byli poddani odpowiedniemu leczeniu i 2% osób leczonych antybiotykami (dane za stroną: szczepienia.pzh.gov.pl). Naprawdę podczas podróży wystarczą atrakcje związane z odmienną florą bakteryjną lub przypadkowym zatruciem. Polecam krótki artykuł naukowy: dr habMałgorzaty Paul Dur brzuszny niedocenianym zagrożeniem zdrowotnym dla Polaków podróżujących do krajów strefy tropikalnej. Pamiętaj – w piekle jest oddzielne miejsce, dla tych, którzy piszą beztrosko na forach: byłem, nie szczepiłem się i nic mi się nie stało.
Spodobał Ci się post? Zostaw po sobie ślad dając lajka, komentując lub udostępniając znajomym. Jeśli akurat planujesz treking w Nepalu to koniecznie przeczytaj mój post Annapurna Base Camp – treking w Himalajach. A jeśli nie jesteś pewien jak przygotować się do trekingu to napewno pomoże Ci w tym post Treking w Nepalu – poradnik praktyczny.
Zapraszam Cię też do polubienia mojego FP na Facebooku oraz profilu na Instagramie, gdzie kilka razy w tygodniu pojawiają się zdjęcia z podróży. Nie chcesz przegapić nowych postów? Koniecznie zapisz się do Newslettera -> Zapisuję się teraz!