Karakorum – przemierzając Czarny Żwir
„Góry tylko wtedy mają sens, gdy jest w nich człowiek ze swoimi uczuciami, przeżywający klęski i zwycięstwa. I wtedy, gdy coś z tych przeżyć zabiera ze sobą w doliny…”
[Andrzej Zawada]
Himalaje i Karakorum 2022. Lodowiec Baltoro, Nanga Parbat, K2, Broad Peak, Trango Towers – tyle spełnionych marzeń zaklętych w jednej podróży.
Dziś zabieram Cię do Karakorum. Krainy surowej i pięknej. Zacznijmy od przedstawienia się. Karakorum – pasmo górskie położone na granicy Pakistanu, Indii i Chin. Jest drugie co do wysokości na świecie – znajduje się tu aż 18 gór liczących powyżej 7500 mnpm oraz 4 ośmiotysięczniki – w tym druga najwyższa góra świata K2, Czogori. Nazwa pasma pochodzi z języka należącego do rodziny języków turkijskich i oznacza Czarny Żwir. Co ciekawe składa się z dwóch słów Kara – czarny i Koram – żwir. Moje językoznawcze zboczenie od razu pomyślało o polskim przymiotniku kary, który oznacza czarny kolor, stosowane głównie do maści konia.
Dziś nie będzie praktycznie i przydatnie, nie będziemy też brnęli przez lodowiec dzień po dniu. Dziś zapraszam na zdjęcia z gór i reminiscencje z podróży, a raczej z wędrówki. Pominęłam tu Islamabad, Skardu, Deosai, Nangę Parbat i drogę. Choć bardzo ciekawe nie chciałam aby rozproszyły krajobrazu Karakowum. Miłego oglądania i czytania.
Karakorum – magia, zmęczenie, fascynacja i ból
Naście dni wędrówki, żmudnej, męczącej i czasem bardzo monotonnej. Powrót tą samą trasą, pogoda nie pozwoliła nam przejść przełęczy Gondogoro La. Może w tym czasie poczułam jednak mikrouczucie ulgi? Choć żal pozostał, że nie dane mi było stanąć na prawie 5.700 metrach. Z drugiej strony jakbym tam szła skoro już na 5.000 mnpm pod ścianą jej wysokości K2, majestatycznej i częściowo skrytej za chmurami Czogori, przesuwałam się powoli i mozolnie oddychając jak lokomotywa?
K2 wyrasta na końcu lodowca Godwin Austen. Wielka skalna ściana, której można dotknąć, wejść kawałek. Przycupnąć przy Memoriale Gilkeya i pomyśleć o tych wszystkich himalaistach, którzy tu pozostali na wieki.
Przywiozłam sobie kamień ze ściany K2. Mam też kamień z bazy pod Broad Peakiem, lodowca Baltoro i spod Nangi. Czasem biorę je w dłonie i patrzę. Mam też podkowę, którą zgubił muł brnąc przez lodowiec. Leży koło kamieni. Moje domowe Karakorum.
A jeśli już jesteśmy przy mułach to i z nich można czerpać mądrość. Gdy w drodze powrotnej, w deszczu i zimnie człapałam przez lodowiec mysląc sobie nie dam rady ani kroku wyżej. Jeszcze jedno podejście i odpadam z pomocą przyszły muły … obserwowałam jak powoli przemierzały kamieniste trasy. Krok za krokiem, nie tracąc energii na rozglądanie się wokół, poprostu szły. Dołączyłam do nich, spuściłam głowę, utkwiłam spojrzenie w drodze i powoli krok za krokiem, krok za krokiem szłam.
Droga powrotna, jakże różna od tej ku celowi. Energia opada, ciekawość jakoś zamiera. Niby jest, ale już nie dodaje skrzydeł, nie przepędza zmęczenia i zrezygnowania. Jednak doceniłam ją, pokazała mi rzeczy, na które kompletnie nie zwróciłam uwagi prąc rozentuzjazmowana ku Concordi i dalej.
Zauważyłam np. granicę między zielonym Karakorum, Karakorum które jest ciut gościnne, przyjazne, a tym monochromatycznym, surowym i niewybaczającym. Granica jest w Urdukas – ostatniej zielonej enklawie. Potem nie ma już nic oprócz lodowca i gór. Gdzieniegdzie tylko widać bazy wojskowe, które dodają temu pejzażowi postapokaliptycznego charakteru. Sakrum miesza się z profanum, absolut z kruchością. Takie góry pokazują nam jak bardzo malutcy jesteśmy i w gruncie rzeczy delikatni, pokorniejemy.
Taka wędrówka to również medytacja. Rytm kroków wybija rytm myśli, choć czasem już nawet na myśli nie ma sił. Głowa czyści się i wietrzy od codziennego szumu informacyjnego, śmietnika newsów, kolorowych nagłówków, informacji. Jest cisza. Jest też dystans do całej codzienności. Z takiej wyprawy nie wraca się takim samym. Coś w nas pęka, coś się buduje. Rytm kroków, cisza, bezczas. Zmieniamy się jak lodowiec. Tu nowa szczelina, tam osuwisko, a tam wypiętrzenie. Bieg myśli spisywany, jak zwykle, w notesie. Znowu rytm. Rytm pióra ślizgającego się po kartce i próbującego już na zawsze uwięzić wszystkie myśli, wspomnienia, obrazy. Jedno obok drugiego, związane nicią granatowego atramentu.
Wieczorami gdy życie obozowe zamierało i gasły ostatnie mikro światła spoglądałam w niebo. Żadnych zanieczyszczeń światłem, tylko gwiazdy, droga mleczna i księżyc. Miliardy miliardów konstelacji. Mogłam tak patrzeć godzinami … mogłabym gdyby nie to cholerne zimno. Wpełzałam do namiotu, zaszywałam się w śpiworze razem z ciuchami na kolejny dzień i dwiema butelkami gorącej wody. Jedna lądowała w stopach, a drugą przytulałam do piersi. O dach namiotu zaczynał bębnić deszcz. „Oby do rana” myślałam chowając głowę w śpiworze i zasypiałam.
„W górach szukam samotności, kontaktu z naturą, tego sam na sam ze sobą, mimo że obok może iść partner. Góry to dla mnie rozmowa ze sobą. Pójdę dalej czy nie? Czy stać mnie jeszcze na to? To są przeżycia, dla których tu jestem.“
[Jerzy Kukuczka]
Jeśli interesuje Cię treking w Pakistanie zapraszam na tryptyk opisujący cały treking zawierający miks wspomnień i informacji praktycznych. Część pierwsza: Treking pod K2 i na przełęcz Gondogoro – La czyli spełnione marzenie w Karakorum.
Chcesz więcej górskich zdjęć? Zapraszam Cię do galerii z trekingu pod Annapurnę, przy okazji pisałam tam jakim marzeniem jest dla mnie trek pod K2. Teraz już marzeniem spełnionym 🙂 Już niedługo kolejne teksty o Pakistanie. Jeśli podobał Ci się post nie zapomnij podać go dalej. Karma wraca 😉
A tym czasem zapraszam Cię do polubienia malenowego FP na Facebooku oraz profilu na Instagramie, gdzie kilka razy w tygodniu pojawiaja się nowe zdjęcia i instastory. Nie chcesz przegapić kolejnego wpisu? Koniecznie zapisz się do Newslettera -> Zapisuję się teraz! A jeśli lubisz to co piszę to zapraszam Cię również na moje konto na Patronite – możesz zostać mecenasem malenowego pisania – na Patronów czekają niespodzianki