Site icon Okiem Maleny

Katmandu praktyczny przewodnik

sadhu na Durbar Square w Katmandu

Katmandu miasto smogu, zapachu kadzideł i szalonego ruchu ulicznego

Katmandu to stolica i największe miasto Nepalu – mieszka w nim około miliona osób. Dolina Katmandu ucierpiała w trzęsieniu ziemi w 2015 roku i do tej pory na każdym kroku widać jego ślady.

W Katmandu spędziłam w sumie 4 dni. W tym poście opiszę co w tym czasie da się zwiedzić bez szaleńczego biegu. Trzy dni na zwiedzanie Katmandu to wg. mnie idealny czas, aby na spokojnie poznać najważniejsze zabytki miasta oraz zrobić sobie wycieczkę do Bhaktapuru i Patanu.

Dużym minusem stolicy Nepalu jest znaczne zanieczyszczenie powietrza – tu naprawdę trudno się oddycha. Spacer ulicami miasta bez maseczki zakrywającej usta i nos jest sporym wyzwaniem. Po chwili czuje się w ustach suchy, duszący pył.

Na pierwszy rzut oka Katmandu to miasto, z którego powinno się uciekać, ale tak nie jest. Katmandu pomimo wszystko urzeka. Męczy, ale fascynuje. Jest w tym mieście coś magicznego, magnetyzującego.

Pierwsze chwile w Katmandu

Pierwsze chwile w Nepalu dla większości osób są podobne – zamieszanie z wizą na lotnisku, odstanie grzecznie w kilku kolejkach pod rząd, a potem jazda do hotelu z kierowcą o mniej lub bardziej szalonym sposobie kierowania autem. Wreszcie dociera się na Tamel – czyli do turystycznej dzielnicy miasta i odpoczywa po długim locie.

Pierwsze kroki w mieście to przyzwyczajanie się do niesamowitego zgiełku jaki tu panuje. Po wąskich ulicach Katmandu pędzą skutery i auta, między tym lawirują kierowcy riksz, wózków z owocami i obładowanych rowerów. W tę barwną mozaikę próbują jakoś wkomponować się piesi. Wokół słychać warkot silników i ryk klaksonów. Pył i smog zapierają dech. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze duszący zapach kadzideł, którymi pachną ulice miasta. Stoicki spokój zachowują bezdomne psy, które leżą sobie spokojnie przy skraju ulic – najchętniej w pobliżu sklepów mięsnych zahipnotyzowane widokiem krwistych kawałów mięsa.

Co warto zwiedzić w Katmandu?

Plac Durbar (Durbar Square)

Plac Durbar to jedno z najbardziej znanych i „pocztówkowych” miejsc w Katmandu. Prawie każdy kojarzy typowe dla architektury newarskiej dachy świątyń. Cały teren jest na liście światowego dziedzictwa narodowego UNESCO, a wstęp na skwer jest płatny 1.000 rupi nepalskich.

W Dolinie Katmandu znajdują się trzy królewskie miasta Katmandu, Patan i Bhaktapur – każde z nich ma swój Durbar Square i wszystkie trzy place znajdują się obecnie na liście UNESCO. Trudno powiedzieć, który z nich jest najpiękniejszy – wydaje mi się, że każdy jest wart odwiedzenia. Niestety wiele świątyń zostało kompletnie zniszczonych podczas trzęsienia ziemi w 2015 roku. Szczególnie ucierpiał plac Durbar w Patanie – ale o tym w następnym poscie.

Jeśli planuje się dłuższy pobyt w Kathmandu to koniecznie trzeba zamienić jednorazowy bilet wstępu na wielorazowy. Zrobić to można w informacji turystycznej – biały budynek nieopodal domu Kumari (nieco za nim z lewej strony ). Trzeba mieć z sobą zdjęcie, kopię paszportu i wizę. Bilet będzie uprawniał do wstępu na plac Durbar przez czas całego pobytu w Nepalu.

Stupa Swayambhunath

Katmandu Swayambunath Nepal

Stupa Swayambhunath to moje ulubione miejsce w Katmandu. Nazywana jest inaczej świątynią małp – ze względu na ich dużą ilość w tej okolicy. Wedle legendy w miejscu, gdzie obecnie stoi stupa, znajdowało się jezioro, na którym kwitł kwiat lotosu. Bodhisattwa* Mandźuśri sprawił, że jezioro wyschło, a kwiat lotosu przemienił się w stupę. Stąd też pochodzi nazwa stupy, która w tłumaczeniu oznacza: samoistna. Stupa została zbudowana pomiędzy IV a V wiekiem. Jest 3 co do wielkości stupą w Nepalu.

Stupa położona jest na uboczu, ale warto uciąć sobie około 40 minutowy spacer uliczkami Katmandu – są to miejsca, które większość turystów pokonuje taksówkami i częstokroć jesteśmy jedynymi obcokrajowcami.

Do stupy prowadzi ponad 350 schodów. Droga pnie się wśród drzew i małych stup oraz oczywiście niezliczonej ilości małp. Nie przepadam za małpami i staram się trzymać od nich z daleka. Nie należy się z nimi droczyć, patrzeć im w oczy – mogą uznać to za prowokację.  W najlepszym razie małpa może nam coś ukraść, a w najgorszym ugryźć – i wtedy cały pobyt skomplikuje harmonogram szczepień na wściekliznę. Także trzymajcie się od małp z daleka 😉

Wstęp na teren przy stupie kosztuje 200 rupii nepalskich. Miejsce zostało wpisane na listę dziedzictwa narodowego UNESCO. Powiem wprost – jest absolutnie magicznie. Gdy wchodzimy najpierw witają nas dźwięki mantry Om Mani Padme Hum (Bądź pozdrowiony, skarbie w kwiecie lotosu.), a potem bije w oczy blask słońca odbijający się od Swayambhunath. Stupę należy zwiedzać zgodnie z ruchem wskazówek zegara – tak nakazuje buddyjska wiara. Wokół stupy rozmieszczone są młynki modlitewne, palą się lampki, a małpy w najlepsze podkradają ofiarne posiłki pozostawione dla bogów.

Oczywiście oprócz tej mistycznej strony jest i druga strona medalu – wokół stupy kwitnie w najlepsze biznes pamiątkarski, jednak zdecydowanie jest w tle, nie irytuje. Jeśli tam będziecie skręćcie w wąską uliczkę z prawej strony stupy – jest tam kawiarnia, która ma taras na dachu. Idealne miejsce na odpoczynek i wypicie lassi oraz delektowanie się widokiem stupy i Katmandu.

Warto zejść w dół schodami z tyłu stupy. Na dole jest mała fontanna, biała stupa – a w trakcie całej drogi towarzyszy nam oczywiście niezliczona ilość małp 😉

Bodhisattwa* – najogólniej rzecz ujmując jest to osoba, która poprzez swoje życie dąży do stanu buddy

Buddhanath – mały Tybet

Stupa Buddhanath to największa stupa w Nepalu. Dzielnica, w której się znajduje nazywana jest małym Tybetem ze względu na przewagę mieszkańców z Tybetu.

Wokół stupy zgromadzone są liczne sklepy z pamiątkami. Jeśli miałabym mało czasu w Katmandu i musiała wybrać, którąś z dwóch stup wybrałabym jednak Swayambunath, mimo że to właśnie w Buddhanath, w świątyni Tamang wydarzyła się najbardziej magiczna historia podczas całego pobytu. Ale nim o tym jeszcze kilka słów o Buddanath. Wizyty w tej części Katmandu warto nie ograniczać do samej stupy, ale przespacerować się ulicami dzielnicy tybetańskiej – około 15 minut drogi od stupy znajduje się Shechen Gompa – klasztor buddyjski.

Niestety mogłam go obejrzeć jedynie z zewnątrz bo był zamknięty. Aby dobrze przyjrzeć się stupie i okolicy koniecznie trzeba udać się na lassi lub kawę do jednej z kawiarni z tarasem na dachu.

Do stupy można dojechać taksówką za kilkaset rupii nepalskich lub malutkim hmm nazwijmy to miniautobusikiem za 20 rupii nepalskich. Autobusy zatrzymują się wzdłuż ulicy Kanti Path – trzeba pytać skąd odjeżdzają do Buddhanath.

*gompa – klasztor buddyjski

Spotkanie z mnichem

Weszłam do świątyni Tamang, położonej na przeciwko wejścia do stupy. Na dole tuż przy wejściu znajduje się ogromny młynek modlitewny. Młynki modlitewne podobnie jak stupy również okrąża się zgodnie z ruchem wskazówek zegara.

Na 3 piętrze kończyła się pudźa – czyli buddyjska modlitwa. Weszłam do sali i usiadłam z boku. Przyglądałam się mnichom udzielającym błogosławieństw, wsłuchiwałam się w szepty. W pewnym momencie mnisi pokiwali do mnie. Podeszłam do nich, zaczęliśmy rozmawiać, jeden z nich zawiązał mi na ręku sai sin*. Po dłuższej rozmowie drugi mnich podarował mi kathę* po czym poprosił abym teraz chwile pomedytowała. Szczerze mówiąc medytacja nie jest moją mocną strona i zawsze mnie coś rozprasza, a myśli tłocza się jak oszalałe. Wtedy było zupełnie inaczej. Wyszliśmy na taras zrobiliśmy pożegnalne zdjęcie, wymieniliśmy się numerami telefonów i wtedy mnich spostrzegł na mojej ręce branzoletkę, którą dostałam dzień wcześniej od Tybetanki, u której kupowałam prezenty dla rodziny. To była mala* z tygrysiego oka. Podarowała mi ją na szczęście. Mnich poprosił, abym mu ją dała. Wziął ją i na każdym kraliku wypowiedział mantrę om mani padne hum, poczym oddał mi malę mówiąc abym ją nosiła i przyniesie mi szczęście.

*sai sin – bawełniany sznureczek zawiązywany na nadgarstku przez buddyjskich mnichów. Sznurek jest wcześniej błogosławiony. Nie jestem pewna, czy w Nepalu nazwa jest taka sama – napewno taką nazwę noszą białe/czerwone nitki zawiązywane w Tajlandii. Sai Sin powinno nosić się conajmniej trzy dni. Nie powinno się oponować przed zawiązaniem sai sin bo oznacza to brak szacunku dla osoby ofiarowującej.

Katha* – jedwabna chusta, którą wiąże się wokół szyi. Katha jest wiązana podczas specjalnych okazji takich jak ślub, narodziny, ale również jako symbolicznie na przywitanie lub z życzeniami szczęśliwej podróży i bezpiecznego powrotu do domu.

*mala – buddyjski różaniec. występuje w dwóch postaciach – długiego sznura, lub małej, krótkiej mali, która wygląda jak bransoletka.

Passupsinath – świątynia nad świętą rzeką Bagmati

„fałszywa” Pashupatinath

Na wstępnie jedna ważna uwaga – jeśli używacie aplikacji maps me to uważajcie, bo w Katmandu są dwie świątynie o tej nazwie. Ta zła nazywa się Tripureshwor Pashupatinath  Pomylić się łatwo, bo obie leżą nad rzeką Bagmati, więc jeśli pomyłkowo klikniecie nie w ten wynik to … 🙂 No i chyba nie musze mowić, że oczywiście wylądowałam najpierw przy nie tej co trzeba 🙂 Przedreptałam 5 km – bo przecież „taksówki gryzą”. Znalazłam się w jakimś dość dziwnym miejscu, wokół którego było dość dużo mundurowych i robili dziwne oczy widząc mnie. Weszłam dziarsko pomiędzy małe domki nad rzeką Bagmati. Rzeka Bagmati zdecydowanie nie należy do urokliwych. W niektórych miejscach jest więcej śmieci niż rzeki, a smród czasem potrafi powalać. Im dalej szłam tym bardziej czułam, że generalnie raczej powinnam zarządzić odwrót. Nawet leniwe psy tu okazały się jakieś warczące i nieprzyjazne – szczęśliwie kobiety, które robiły pranie były od nich szybsze i odgoniły je oraz przytrzymały do póki nie oddaliłam się na bezpieczną odległość. Po tej przygodzie, odnalezieniu fałszywej Pashupatinath, która nota bene była cała w gruzach przeprosiłam się z taksówkami.

Pashupatinath

Pashupatinath jedna z największych świątyń hinduistycznych na subkontynencie indyjskim, poświęcona jest bogu Śiwie. Położona jest nad rzeką Bagmati, która podobnie jak Ganges w Indiach uważana jest za rzekę świętą. W tym miejscu odbywają się kremacje zwłok – zresztą Bagmati kończy swój bieg w Gangesie – dlatego popioły zmarłych trafiają tam gdzie trafić powinny. Świątynia znajduje się na liście dziedzictwa UNESCO. Wstęp jest drogi bo kosztuje, aż 1.000 RPN.

Gdy wysiadłam z taksówki – trochę z duszą na ramieniu szłam ku rzece Bagmati i świątyni. W tym miejscu można spotkać wiele byków, które przechadzają się spokojnie ulicami. Zdecydowanie mijanie takiego byka nie jest komfortowe i droga czasem jest slalomem od jednego chodnika do drugiego, byle dalej od majestatycznych zwierząt.

Do samej świątyni wstęp mają tylko wyznawcy hinduizmu. Można obejrzeć rytuał kremacji zwłok. Nad rzeką Bagmati znajdują się ghaty kremacyjne*. Jest ich kilka. Znajdują się z lewej i prawe strony mostu. Podobno te położone bliżej świątyni zastrzeżone są dla lepiej urodzonych.  Po przeciwnej stronie rzeki jak w amfiteatrze siedzi mnóstwo ludzi, którzy  obserwują jak po drugiej stronie ciało jest przygotowywane do spalenia. Ciało przykryte całunem najpierw układane jest na specjalnej platformie, tak, że stopy zmarłego zanurzone są w świętej rzece, potem układa się je na bambusowych noszach, przyozdabia kwietnymi wieńcami, po czym rodzina odprowadza ciało zmarłego do ghaty kremacyjnej. Ghatę podpala najstarszy syn zmarłego. Po chwili zaczyna unosić się ciężki, duszny dym.

I tak miesza się tam sacrum z profanum. Z jednej strony płoną stosy żałobne, obok przechadzają się małpy i bacznie obserwują czy aby nie da się znaleźć tam nic do zjedzenia. W świętej rzece, tuż obok płonących ghat brodzą dzieci z garnuszkami zawieszonymi na sznurku.

Na terenie świątynnym można spotkać Sadhu*, którzy za drobną opłatą pozują do zdjęć.

ghata – betonowa platforma, na której kremuje się zwłoki

Sadhu – wędrowny asceta

targ Asan

Targ Asan (Ason) to temat obowiązkowy dla wszystkich, którzy lubią lokalne targowiska. Idealne miejsce do fotografowania i zakupu przypraw. Niestety za bardzo targować się na nim nie da 😉 Generalnie ceny są wszędzie zbliżone.

Bhaktapur

Bhaktapur położony jest około godzinę drogi od Katmandu. Obowiązkowy punkt do odwiedzenia. Pierwsze uczucie po wyjściu z autobusu to niesamowity spokój tego miejsca. Więcej o Bhaktapurze przeczytacie w kolejnym poście.

Patan

Wycieczkę do Patanu można połączyć z odwiedzeniem Bhaktapuru. Patan uważany był za miasto – perłę architektury newarskiej. Mimo ogromnego zniszczenia tego miejsca po trzęsieniu ziemi nadal widać kunszt newarskich zdobień. Więcej o Patanie przeczytacie w kolejnym poście.

Nie taki Tamel straszny jak go malują

Na sam koniec zostawiłam Tamel – czyli najbardziej turystyczną dzielnicę Katmandu. Tamel jest miłym wytchnieniem po całym dniu zwiedzania miasta. Ulice Tamelu w większości udekorowane są flagami modlitewnymi, co chwilę rozbrzmiewa dźwięk mantry Om Mani Padne Hum. Jest tu niezliczona ilość sklepów z pamiątkami oraz sprzętem sportowym. Trudno mówić tu o obserwowaniu życia miasta, ponieważ co najwyżej można poobserwować turystów 😉 ale przecież nie o to w Tamelu chodzi. Jest miły i sympatyczny, i ma mało wspólnego z resztą Katmandu.

Jeśli chcecie zrobić zakupy na Tamelu – ale takie drogeryjno – żywnościowe to na skrzyżowaniu ulic Chaksibari Marg oraz Paryatan Marg (27 st 42’53.27″N oraz 85 st 18’37.48″E) znajduje się ogromny, dwupiętrowy market. Można tam znaleźć wszystko – artykuły żywnościowe, przyprawy, herbaty, cały asortyment kosmetyków Himalayan, maści tygrysie i co tylko dusza zapragnie.

W pobliżu Tamelu znajduje się stupa Kathesimbhu, która jest repliką stupy Swayambhunath. Warto tam zajrzeć.

Gdzie zjeść w Katmandu

Zdecydowanie polecam odwiedzenie Rooftop Restaurant niedaleko domu Kumari. Tam jadłam jedne z najlepszych pierożków momo w Nepalu. Z tarasu rozpościera się widok na cały plac Durbar oraz w oddali widać stupę Swayambunath. Więcej o restauracjach w Katmandu oraz o tym czego warto spróbować podczas pobytu w Nepalu przeczytacie w poście kuchnia nepalska. 

Nocleg w Katmandu

W Katmandu nocowałam w 2 hotelach.

Pierwszy był położony na Tamelu, jednak trochę trudno mi go polecić z czystym sercem. Jego zaletą była dość przystępna cena ok. 12 $/noc, ale gdy popatrzyłam na pościel i ręcznik to zdecydowałam się na spanie w śpiworze i użycie własnego ręcznika. Z drugiej strony obsługa była naprawdę miła, więc jeśli kogoś taki dyskomfort nie przeraża to polecam. No i dodatkowo wymieniali dolary na rupie po najlepszym kursie w Katmandu 🙂 Link do hotelu: Om Thara Guest House

Na zakończenie pobytu w Nepalu nocowałam w Kathmandu Boutique Hotel i ten hotel mogę polecić z całego serca. Położony jest o krok od Thamelu przy ulicy równoległej do głównej – co ma ten plus, że jest tam spokojnie i cicho. Hotel znajduje się w zabytkowym XIX wiecznym budynku. Ma dwa pokoje z mini balkonikami. Wystrój bardzo ładny.  Jeśli masz dużo powyżej 180 cm wzrostu może być problem Ja przy moim 172 nie miałam daleko do sufitu. Hoel posiada również restaurację w hotelowym ogrodzie, w której jest bardzo dobre jedzenie.. Kuchnia serwuje nie tylko dania nepalskie. Link do hotelu:  Kathmandu Boutique Hotel.

Jeśli szukasz akurat noclegu w Nepalu będzie mi niezmiernie miło, jeśli dokonasz rezerwacji używając linków do bookingu na mojej stronie. Dla Ciebie cena pozostaje bez zmian, a ja dostaję małą prowizję od bookingu, która pomaga mi w utrzymaniu strony i stanowi dodatek do dalszych podróży.



Booking.com

Informacje Praktyczne

Spodobał Ci się post? Zostaw po sobie ślad dając lajka, komentując lub udostępniając znajomym. Jeśli akurat planujesz treking w Nepalu to koniecznie przeczytaj mój post Annapurna Base Camp – treking w Himalajach. A jeśli nie jesteś pewien jak przygotować się do trekingu to napewno pomoże Ci w tym post Treking w Nepalu – poradnik praktyczny.

Zapraszam Cię też do polubienia mojego FP na Facebooku  oraz profilu na Instagramie, gdzie kilka razy w tygodniu pojawiają się nowe zdjęcia z podróży. Nie chcesz przegapić nowych postów? Koniecznie zapisz się do Newslettera -> Zapisuję się teraz!

Exit mobile version