Site icon Okiem Maleny

Po 30 zaczyna się magia czyli 7 lat po trzęsieniu ziemi

Tytułem wstępu

Mało tu mnie. Jako rasowy introwertyk wolę opisywać świat, przyjmować bezpieczną perspektywę. Mój najbardziej osobisty post to wpis o trekingu w Nepalu, gdzie trzy dni myślałam, czy aby za bardzo się nie uzewnętrzniłam. Nie lubię otwierać się zbyt mocno. Ani tu, ani w życiu. Rozmowy „co u mnie” są dla mnie katuszami.

Ale dziś… ale dziś są moje urodziny. Ale dziś sobie pomyślałam, że wielu z Was, moich internetowych czytelników, znam, kojarzę, z niektórymi jestem w stałym kontakcie, innym doradzam przed podróżą, a jeszcze inni piszą do mnie, że ich inspiruję. Jezusie nie ma nic milszego niż takie słowa. Serio, serio – jak kogoś czytacie ukradkiem to nie róbcie tego. Dajcie mu czasem znać, że to co robi Wam się podoba. To dodaje skrzydeł. To dodaje sił, aby siedzieć po nocach na 2 etacie i składać dla Was teksty.

A zatem dziś postanowiłam pokazać Wam trochę kulis. Od drugiej strony. Tam gdzie instagram nie sięga ani inny facebook. Czasem piszecie, że mi zazdrościcie podróży i życia. No to chodźcie, zapraszam na drugą stronę lustra. To nie będzie jednorodna historia, zwarta narracja. To będą strzępy i okruchy, niedopowiedzenia. Zresztą kto wie co z tego wyjdzie.

2014

Czasem mam wrażenie, że urodziłam się 5 lat temu. Był rok 2014. Właśnie jakieś pół roku wcześniej zakończyłam koszmarny związek. Wszystko zaczęło się dwa lata wstecz. Od jednego bukietu na urodziny i jednej kawy za dużo. Jeśli intuicja mówi Wam nie, to zawsze jej słuchajcie. Bo można się obudzić 1,5 roku później ze skołatanymi nerwami, podkopanym poczuciem własnej wartości i próbując enty raz zakończyć destrukcyjny związek. Mr Jekyl i Dr Hyde. Przy takiej mieszance można stracić wiarę w swoje racjonalne myślenie. Nie polecam.

Barcelona

Maj. Całą noc nie mogłam zasnąć z nerwów. Miałam polecieć do Barcelony. Sama. Zgubię się, nie odnajdę, nie dogadam. Straszne. Barcelona przyjęła mnie z otwartymi ramionami. Działy się wszystkie rzeczy, które w takich historiach zdarzać się powinny. Wchodziłam do sklepu zostawałam 500 klientem i wygrywałam nagrodę. Etc, etc. Nie zgubiłam się. Tzn zgubiłam wiele razy. Np. wtedy o 3 w nocy… Za każdym razem jednak znajdowałam drogę, albo droga znajdowała mnie.

32

32 urodziny. Ośmielona Barceloną zaczynam tęsknić do dawnych marzeń o dalekich podróżach. Odkurzam nieużywany kilka lat angielski. W mozole, stresie, nerwach. Przed każdą lekcją dostawałam bólu żołądka. Bo wstyd, że w tym wieku nie mam conajmniej C1, bo wstyd, że znowu czegoś nie wiem, bo dukam jak potłuczona … bo nie jestem perfekcyjna. Znowu. Kupuję wycieczkę do Kambodży i chowam się pod poduszkę. Chyba oszalałam. W listopadzie okazuje się, że nie oszalałam, a od tej pory nic już nie będzie takie samo.

2015

Jesień upłynęła mi na kombinowaniu i czytaniu przewodników po Sri Lance. Nadszedł styczeń. Pamiętasz naszą rozmowę? Jadę na Filipiny. Musiałabyś być w BKK pod koniec marca. 3 godziny później byłam szczęśliwą posiadaczką biletu do BKK. A potem do Manili, a w końcu do Puerto Princessy.

Filipiny

Nadszedł marzec. Leciałam do Bangkoku z wydrukowaną mapą google… tak na wszelki wypadek, jakbym jednak nie trafiła do hotelu, nie dogadała się i w ogóle. Byłam uzbrojona po zęby w plan i wszelkie wiadomości. Przeczytałam książki jak podróżować, tysiące blogów jak się spakować i cały przewodnik po Filipinach. Gdyby nie kolega do tej pory krążyłabym gdzieś w okolicach lotniska w Manili i straszyła. Teoria a praktyka to 2 różne sprawy.

Ta podróż zmieniła wszystko. Pozbyłam się lęku ażurowej przestrzeni, przeszłam hardcorową jaskinię w Sagadzie, połamałam sobie serce, odważyłam się mówić po angielsku, poczułam totalną wolność, wróciłam inna. Tak jakby mnie ktoś odczarował, tak jakbym dostała skrzydeł.

Znowu nadchodzi maj. Wyglądam w przyszłość licząc na jakieś spektakularne zmiany, miłość życia, famfary, historię rodem z filmów i takie tam. Kończę kolejne studia podyplomowe – tym razem prawno – menadżerskie. Na fali wyzbywania się lęków umawiam się na lekcję jazdy konnej. Odkąd w dzieciństwie widziałam konie pędzące przez wieś niczym z Szału Podkowińskiego bałam się ich ogromnie.

Zamiast wielkich zmian 2 czerwca odchodzi mój 14 letni pies. Nić, która łączyła mnie z Tatą. To był nasz pies. Mój pomaturalny prezent. Tato odszedł wiele lat temu, a my zostałyśmy. I książka o żaglowcach. Viv odeszła na moich rękach. Ponieważ trzeba być twardym zaraz potem pojechałam do pracy. Nie becz. Wieczorem poszłam do koni. Kontakt z takim dużym zwierzem uspokajał. Wszystko ma sens.

33

33 urodziny. To było wyjątkowo deszczowe lato. Deszcz bił o okna, a ja odbijałam się od pustych ścian. Nigdy więcej psa. Ale tu tak kurewsko cicho i smutno. Pewnego wieczoru postanowiłam założyć bloga. Ot tak – wrzucę zdjęcie i zdanie opisu i tak codziennie. To niebywałe. Jesteśmy tu razem od czterech lat.

Jesienią jadę do Barcelony leczyć złamane serce w ramionach Dalego, Miro i Gaudiego. Co wieczór ta sama historia jest podkładem do wina. Diana ma wyjątkową cierpliwość. Ma też złamane serce.

2016

W styczniu wylatuję do Laosu. Na kilka dni przed wyprawą serce staje mi w gardle. Znacie tę mantrę? A jeśli się zgubię, a jeśli, a jeśli. Czuję się też odpowiedzialna zabieram z sobą bogu ducha winną koleżankę. A jeśli się zgubi, a jeśli, a jeśli. Wszystkie niepewności znikają w chwili startu samolotu. To był fantastyczny wyjazd.

A życie płynie swoimi meandrami. Każdy miesiąc pokazuje mi, że to co dobre i złe często się przeplata, że wszystko jest relatywne. Uczę się, że nigdy nie mów nigdy nie jest pustym frazesem, a ocenianie jest funta kłaków warte.

Na wiosnę poznaję Magdę, która wciąga mnie do blogowego świata. Dzięki niej jadę do Cieszyna i poznaję całą masę ludzi o podobnych zainteresowaniach.

Coraz rzadziej jem mięso.

34

34 urodziny. Dopiero co wróciłam z Bośni. Postanawiam spełnić swoje marzenie i zabrać Mamę do Czarnogóry. Pokazać jej na żywo moje stare kąty. Odliczam dni do września. W międzyczasie robię coraz więcej zdjęć, zaczynam się powoli zaprzyjaźniać z RAWami. W sumie to jest dobry czas. Rozwijam pasje, żyję od podróży do podróży, po drodze wpadając na coraz to nowe pomysły. Jak np ten aby sprzedać połowę rzeczy na pchlim targu. Bo to jest też czas zmian. Powoli dojrzewam do tego, aby mieć gdzieś wszystko wokół, co ludzie powiedzą i kim powinnam według nich być. Zaczynam prowadzić kompletnie inne dwa życia. To w pracy i to poza nią. Lubię ten dualizm. W końcu jestem bliźniakiem 😉

W sierpniu przejeżdzam maraton na rolkach. Pierwszy raz balansuję na granicy swoich fizycznych możliwości. Obserwuję jak zmienia się ciało, jak zaczyna puchnąć, jak słabnie. Fascynujące. To nie było łatwe, mimo całego lata przygotowań. Po 35 km zaczynało się prawdziwe zmęczenie, a właściwie wyczerpanie.

Przed wyjazdem do Czarnogóry kupuję bilety do Birmy. Na marzec 2017. Bezpieczeństwo w posiadaniu miłego celu.

2017

Czas szybko leci, nim polecę do Birmy wpadnę do studia TVN i opowiem o Laosie, który urzeka absolutnie. Kolejne nowe doświadczenie. Bardzo cenne.

To „wpadnę do studia”, to nie do końca prawda. Nim wpadłam cały miesiąc ćwiczyłam występowanie, mimikę, sprawdzałam wiadomości, aby nie palnąć jakiejś głupoty. Nagrałam się z 5 razy. Początki były dość trudne 😉 Podobno aby dobrze wypaść trzeba powtórzyć to co się ma do powiedzenia około 30 razy.

35

35 urodziny. Życie w 4 ścianach bez kudłatego stworzenia staje się niedozniesienia. Jest pusto, jest samotnie, jest źle. Nic tylko rzucać szklankami o ścianę i słuchać jak rozpryskują się na miliony części. Zapada decyzja. Ja kończę 35 lat Wilga 15 dni. Czekam niecierpliwie, aż nastanie sierpień. Jadę z Mamą do Pragi. Pierwszy road trip na koncie. 800 km w jeden dzień. Takie doświadczenia wzmacniają. Pokazują, że możesz dużo więcej niż Ci się wydaje.

Przed sierpniem jeszcze lecimy do Neapolu, a ja jadę w góry. Ciągle po głowie chodzi mi mój Nepal wymarzony, a od kilku lat nie byłam nawet w Tatrach. A potem pojawia się mały skubaniec, który poluje zawzięcie na bogu ducha winne nasturcje, żre na potegę kyramzyt, czycha na trujący bluszcz, kradnie ścierki, namiętnie zjada moje japonki, a w końcu staje się smakoszem sztuki światowej i wcina moje albumy.

Tak jak było wtedy mogłoby pozostać. Jednocześnie im bardziej ułożone staje się życie tym bardziej wszystko spektakularnie potrafi się rozpaść. Akcja zaczyna nabierać tempa, a ja spokojnie zapisuję się na jogę. Pozycja kruka mnie przerasta.

2018

W styczniu kupuję bilety do Nepalu. Gdy kliknęłam zapłać teraz zakręciło mi się w głowie. Ze szczęścia. Ze strachu. W marcu wyruszam w podróż, która pozwoliła mi potem nie oszaleć. Mozolnie brnęłam pod Annapurnę. Raz było ciężej, raz lżej. Była choroba i marudzenie, i łzy radości, i niesamowita duma – tak, zrobiłam to. Doszłam tu z całym dobytkiem przyniesionym na własnych plecach. Dałam radę i spełniłam swoje największe podróżnicze marzenie. Jestem w Nepalu, jestem w Himalajach, jestem.

big bang

Trzy miesiące później moja praca przestała istnieć, a nim to się stało zobaczyłam wszystkie stadia ludzkiej podłości. Ludzie, których znałam, zamieniali się w karykaturalne fantasmagorie z obrazów Witkacego. Te twarze śniły mi się po nocach, budziłam się z krzykiem. W sytuacjach kryzysowych poznaje się ludzi. Czasem jest to wstrząsające poznanie. Lawirowałam pomiędzy szaleństwem, a otępieniem. Manią i apatią. Wszystko jebło.

Po wielu latach we własnym autku wylądowałam w komunikacji miejskiej, bez stabilizacji, bez poczucia bezpieczeństwa i bez wiary w ludzi. Bez marzeń. Jedyne co mnie trzymało przy życiu to pisanie i wywoływanie zdjęć. No i Wilga. I ta myśl: byłaś pod Annapurną, przelazłaś to cholerstwo. Dasz radę. Nie ma odwrotu, nie ma kapitulacji. Dlatego warto stawiać sobie wyzwania i spełniać marzenia – nie wiadomo kiedy staną się naszą zbroją i naszym orężem.

36

36 urodziny. To było złe lato. Piękne, duszne, gorące i złe. Dla równowagi we wrześniu uciekłam w góry. Dotykam lodowca i zakochuję się w jego niebieskiej barwie.

W snach ścigają mnie potwory. Nie śnij, się nie śnij, w którymś śnie się utop, nie śnij się tak do siebie mówię słowami Świetlickiego. Budzę się bardziej zmęczona niż kładę spać. Wszystkie życiowe traumy i niepowodzenia przychodzą do mnie w snach. Miotam się, tupię nogami. Biję się z czymś co nie ma sensu. Czasem wybucham. W listopadzie lecę do Izraela.

Jestem nieznośna, płaczliwa, wkurzona, złośliwa. Miotam się tak jakbym miała się przepoczwarzyć. Nocami słucham wykładów mądrych ludzi. O życiu, porażce, buddyzmie, pogodzeniu się z sobą. O zmianie. Czytam książki o himalaistach i wzruszam się co 2 słowo. Czytam jak opętana. Plus komunikacji miejskiej.

retrospekcja

Zastanawiam się ile razy jeszcze będę wszystko zmieniała, zaczynała od początku. Jedyną stałą w naszym życiu jest zmiana. Przypominam sobie tę pełną ideałów młodą doktorantkę. Młodego naukowca. Wtedy jasno wiedziałam czego chcę. Chcę w wieku 35 lat mieć tytuł profesora, chcę pracować ze studentami. Chcę być językoznawcą. Robię studia doktoranckie i równolegle pierwszą podyplomówkę – Kultura medialna i komunikacja społeczna. Wyjeżdżam do Czarnogóry na kilka miesięcy.

kanion Moracza

Zaczynam praktyki ze studentami. Pracuję 7 dni w tygodniu. W poniedziałek przygotowuję zajęcia na cały tydzień. We wtorek mam zajęcia na uczelni 2 przedmioty. W środę, czwartek i piątek pracuję na pół etatu poza uczelnią, żeby się utrzymać – bo na uczelni to za zaszczyty się pracuje. W piątek po pracy jadę na uczelnię i wykładam kolejny przedmiot. W sobotę oraz w niedzielę również mam zajęcia na uczelni. I obietnice etatu. Daję z siebie wszystko. Etat jak królik ucieka. Za miesiąc, za dwa tygodnie, od nowego semestru. W tej szalonej pogoni nie idę na ślub najlepszej przyjaciółki bo nie mogę przecież opuścić zajęć ze studentami (SIC!).

Mam dosyć. Pracuję jak głupek, nie ma na nic czasu, żyję od 1 do 28. Pierwszy zwrot.

Nie jestem ekonomistką, nie jestem prawniczką, jestem slawistką. Zawsze miałam z tego powodu kompleksy. Robię kolejną podyplomówkę. Tym razem dwuletnie studium Public Relation na Politechnice Gdańskiej. Pracuję więcej niż inni, bo muszę się wykazać, pokazać że coś wiem, nadaję się. No ale zawsze to ja, niespecjalistka. Smutki leczę przechadzając się po sklepach. Uspokaja mnie dotyk ładnych materiałów, nowe szpilki poprawiają humor. Wierzę, że solidną pracą zajdzie się wysoko. Właściwie nie wiem o czym wtedy marzyłam. O miłości? O samochodzie, żeby wreszcie nie jeździć tą pieprzoną SKMką? Co robiłam wieczorami? Chyba się uczyłam i czytałam mądre książki o PR, trochę coachingu, często pracowałam. Były imprezy do białego rana, Open’air. Ostatnie lata z dwójką z przodu. Na 29 urodziny kupiłam wymarzoną lustrzankę i zapisałam się na kurs fotografii. Na 30 urodziny dostaję bukiet kwiatów… dalej już wiecie.

grudzień

Jest we mnie złość. Jest we mnie smutek. Czasem mam wrażenia, że moje myśli to czarne ptaszyska, które kraczą i latają wokół mojej głowy. Nie ma poza nimi niczego innego. Staram się od nich uciec pedałując szybciej na rowerze, biegając. Ale one wciąż są. Pierwszy raz od lat właściwie nie mam ochoty nigdzie jechać. To co chciałam to już widziałam. Smutek odreagowuję w lodówce. Zgubna praktyka.

2019

Nadchodzi styczeń i pierwszy raz biorę udział w aukcji WOŚPu. Śledzę z wypiekami na policzkach licytacje moich zdjęć / obrazów i jestem tak strasznie szczęśliwa, że mogę w taki fajny sposób zrobić coś dobrego. A czarne kruki pojawiają się dalej.

Przeglądam czasem mój zeszyt z cytatami, stary notesik z liceum. Siedzą tam moi starzy kumple – Sartre, Camus, Conrad. Jest jeszcze kilku innych, ale tych zawsze najbardziej ceniłam. Czytam po raz enty o buncie, wolności i odpowiedzialności. Dlaczego lubiłam egzystencjalistów? Bo się nie cackali. Nikt Ci nie spierdolił życia, bo to ty jesteś odpowiedzialny za swoje decyzje. Albo za ich brak. Lubiłam też Mrożka – za realizm.

Obowiązkiem naszym jest robić to wszystko, czego chcemy, myśleć to, co wydaje nam się dobre, być odpowiedzialnym tylko przed sobą i stale kwestionować to co się myśli – i wszystkich w ogóle.

J.P. Sartre / Drogi wolności

Trzęsienie ziemi sprzyja rozliczeniom. Zdecydowanie opuściłam strefę komfortu. A raczej strefa komfortu wyrzuciła mnie jak z katapulty. I wiecie co? Tam nie było magii. Magia jest gdy opuszczasz strefę komfortu z własnej woli, zamieniasz ją w podróż, drogę w nieznane. Nie ma magii szczególnie wtedy jak nie do końca wiesz, w którą stronę ruszyć. Postawić na bloga, czy jednak na „normalną pracę”? Rzucić wszystko i uciec na Antarktykę (tak, tam też wysłałam CV) czy jednak zostać. A może rozpocząć karierę latarnika (tam po namyśle nie wysłałam CV). A tymczasem na instagramie trochę nowych podróży, stare zdjęcia z uśmiechem od ucha do ucha.

W Prima Aprilis rzucam palenie. Idealna data. Sarkazm pełną gębą 😉 Próba 23231412. Udana.

W maju zdaję egzamin na asesora BREEAM. Kurs, materiały, egzamin – wszystko po angielsku. Kosztuje mnie to miesiąc siedzenia w książkach, brnięcia przez cholernie trudne materiały i setki razy walenie głową w mur i mówienie – no nie, nie dam rady, to jest po prostu niemożliwe.

A zaraz potem przechodzę na dietę 😉 Już jest minus 3 kg 😉

37

37 urodziny. Nadal nie wiem dokąd zmierzam i poco to wszystko. Ale wiem, że napewno droga zmieni się jeszcze wiele razy, wiem, że nic nie jest stałe i na zawsze, i nawet żebyśmy się dotupali do samego piekła takim nie będzie.

Nauczyłam się mówić głośno co mi się nie podoba, w czym jestem dobra i na co nie pozwalam. Nauczyłam się stawiać granice i walczyć o siebie. Czasem za głośno, czasem za agresywnie. Powoli odzyskuję marzenia i mam całkiem nowy plan na podróż…

Tak. Idzie się naprzód. I czas też idzie – aż póki nie dostrzeże się przed sobą granicy cienia, ostrzegającej, że i tę okolicę wczesnej młodości trzeba pozostawić za sobą. To jest okres życia, w którym takie chwile, o jakich wspomniałem, mogą się zdarzać. Jakie chwile? No cóż. Chwile nudy, znużenia, niezadowolenia. Chwile pochopne. Mam na myśli chwile, kiedy człowiek, wciąż jeszcze młody, skłonny jest do pochopnych uczynków, takich jak nagły ożenek albo porzucenie pracy bez powodu.

Joseph Conrad | Smuga Cienia

Zakończenie

Steve Jobs mówił, że wszystko ma sens, że poznajemy go patrząc wstecz. Połącz kropki. Ostatnie 5 lat to łańcuszek zdarzeń, gdy łączę te moje kropki wychodzi coś spójnego. Ale przede wszystkim wychodzi jedno – nie ma ważniejszej rzeczy niż pasja i odwaga samostanowienia. Zawsze i wszędzie.

Przez te pięć lat podróże nauczyły mnie pokory, przewartościowania swojego życia, potrzeb i priorytetów. Świadomie zrezygnowałam z wielu rzeczy – m.in auta (chlip, chlip). Z jednych aby na te podróże mieć, z innych, bo stwierdziłam, że do życia nie potrzebuje entej pary szpilek. Przestałam jeść mięso, prawie nie kupuję w sieciówkach. Sprawdzam gdzie powstały produkty, które kupuje, minimalizuje zużycie plastiku (rzeka Bagmati to jakiś horror), wybieram świadomie.

święta rzeka Bagmati to jedno wielkie wysypisko śmieci 🙁

Podróże dały mi też siłę i odwagę. Nie dużą, bo nadal chciałabym mieć jej więcej. zniknęły pewne strachy, rzeczy, które pięć lat temu wydawały mi się równie możliwe jak lot na księżyc są już w sferze „zrobione” . Egzaminy po angielsku? Samotna podróż do Nepalu? To nie dla mnie, to robią te odważne kobiety, niezwykłe, nie ja.

Lubię czasem odliczać 5 lat wstecz i porównywać siebie. 5 lat temu wróciłam z Barcelony i planowałam wyjazd do Grecji. Za dwa miesiące kupię wycieczkę do Kambodży. A potem sami już wiecie.

A na zakończenie zakończenia jeszcze jedno – zawsze, ale to zawsze oddzielajcie świat mediów od realnego życia. Smutki nie są medialne, ludzie rzadko dzielą się niepowodzeniami, słabościami. Ok, czasem coś tam pomarudzę na instastory, ale to jest bardziej pół żartem pół serio. Media społecznościowe to takie the best of. Z drugiej strony lustra jest ciężka praca, niepewność, czasem depresja, miliony potknięć, setki upadków, walka strachu z pragnieniem. Wiem, że to niby jest oczywiste, ale nawet ja czasem wpadam w tę pułapkę i myślę: ta to ma rajskie życie. Jak to możliwe, że ktoś ma takie wspaniałe życie, dlaczego nie ja?

A teraz czas otworzyć Prosecco i świętować.

bonus – bucket list

Moja lista marzeń:

A rok później zapatrywałam się na moje urodziny tak: 38 faktów na 38 urodziny.

Exit mobile version