Agnieszka Ptaszyńska opowiada o miłości do Włoch i podróży przez życie
Dziś w moim cyklu Kobiety Drogi goszczę Agnieszkę Ptaszyńską – miłośniczkę Włoch, autorkę przewodników i bloga Zależna w podróży oraz mamę 2 letniej Kory. Agnieszka opowiadała o kondycji polskiego feminizmu, o swoich marzeniach, miłości do Włoch.. ale zaraz zaraz – czy takie pojęcie ogólne jak „Włochy” w ogóle istnieje? Dowiesz się z wywiadu. Zapraszam na niezwykle interesująca rozmowę.
Włochy są krajem kompletnym
MM: Cześć Agnieszko, miło mi gościć Cię w moim cyklu Kobiety Drogi. Dla mnie Twoje imię kojarzy się nierozłącznie z Włochami. Powiedz mi co sprawiło, że właśnie ten region świata stał się Twoim ulubionym?
AP: Bardzo szczerze powiem: przypadek. Na ostatnim roku studiów, miesiąc przed egzaminami końcowymi, poleciałam z przyjaciółką na Sycylię. Jeździłyśmy stopem i spałyśmy na couchsurfingu. Wtedy poznałam w Trapani mężczyznę, który posiada mieszkania na wynajem i prowadzi biuro podróży. On zaproponował mi współpracę. Miałam za kilka miesięcy wrócić na wyspę, by pisać i promować jej atrakcje.
A potem wszystko poszło już jak kula śnieżna. Skoro tyle wiedziałam o zachodniej Sycylii, to chciałam się dowiedzieć o wschodniej. Skoro tak lubię Sycylię, to ciekawa jestem, jak wygląda Sardynia. Skoro tak wyglądają południowe Włochy, to jestem ciekawa, jak jest w północnych. Ja po prostu lubię zgłębiać wiedzę i wycisnąć dany temat jak tylko się da. Stąd chyba wzięło się pisanie przewodników – nie wystarczy mi napisać jeden dwustronicowy artykuł na blog. Chcę opisać wszystko.
MM: Jesteś specjalistką od Włoch. Mieszkałaś na Sycylii, jesteś autorką przewodników, niedługo ukaże się Twój przewodnik po Sycylii i Bolonii. Co we Włoszech Cię urzekło, a co zaskoczyło?
AP: Przede wszystkim nie ma czegoś takiego jak Włochy. Rozmawiamy w trakcie wybuchu coronawirusa COVID-19 w Lombardii w północnej części Włoch. W związku z tym turyści mnie pytają czy odwoływać wakacje na Sycylii. Tylko że Wrocław czy Kraków są bliżej Lombardii niż Sycylia. To ponad 1000 km!
Włochy nie są bardzo dużym krajem, ale są krajem długim. To sprawia, że są bardzo zróżnicowane – mieszkańcy mówią innymi językami, mają inną historię, kuchnię, architektura wygląda zupełnie inaczej. Różnice są też krajobrazowe. Mówimy o kraju z plażami iście karaibskimi (Sardynia) i górami, jak w Patagonii (Dolomity)! I właśnie to jest dla mnie największa zaleta tego kraju. Jest kompletny! Każdy znajdzie w nim coś dla siebie – od starożytności po najnowsze trendy mody.
Kora przestała bać się kobiet w burkach – o podróżach z dzieckiem
MM: Twoje podróże, podobnie jak moje, rozpoczęły się od zwiedzania świata z rodzicami. Czasem słyszę opinie, że podróżowanie z dziećmi to strata czasu, bo mało pamiętają. Co o tym sądzisz jako matka i osoba, która podróżowała od dzieciaka?
AP: Przede wszystkim ludzie zapominają, że rodzice też mają potrzeby. To nie jest tak, że całe życie miałam pasję, a w momencie urodzenia dziecka mój mózg się zresetował i interesuję się tylko zabawkami sensorycznymi. Ja kochałam zawsze dwie rzeczy: podróże i literaturę. Kocham je nadal.
Czy jechanie z Korą do Omanu, jak ta miała półtora roku miała dla niej jakąś wymierną korzyść? Moim zdaniem nie aż tak dużą. Choć dowiedziała się, co to jest oryks i przestała bać się kobiet w burkach – co jest olbrzymią korzyścią! Na początku wyjazdu reagowała na nie płaczem, pod koniec nie miała problemu z zabawą z nimi – to nauka tolerancji od niemowlaka. Kora nigdy już nie przestraszy się kogoś tylko dlatego, że jest ubrany w stylu arabskim czy ma ciemną karnację skóry.
Ale to w przypadku niemowlaka. Gdy dziecko jest starsze, to podróżowanie ma same korzyści. To jest przecież najlepsza szkoła! Po co się uczyć z książki o rodzajach gleby, jak można ją dotknąć? Albo wkuwać wysokość najwyższych gór w Polsce, jak można na nie wejść.
Jeśli podróżowanie nie przynosi dziecku korzyści, to znaczy że dorosłemu też nie przynosi. A tak przecież nie jest.
MM: Na blogu piszesz: „Jeśli przez miesiąc nigdzie nie wyjeżdżam, to ciężko choruję.” Powiedz mi co w Twoim podróżowaniu zmieniło przyjście na świat Kory?
AP: Tak, czasem muszę wytrzymać dwa miesiące (śmiech). Niestety podróżuję rzadziej i nie odpowiada mi to. Myślę, że największe zmiany dotyczą dwóch kwestii. Po pierwsze, jest to dużo droższe. Jesienią kupowałam bilety do Meksyku. Zamiast kupić dwa – dla mnie i partnera – musieliśmy kupić trzy. Choć wydaje się to dziwne, że dwuletnie dziecko płaci za samolot tyle co dorosły, to niestety tak jest i kieszeń przy tym boli. Również sam pobyt na wyjazdach jest droższy. Zamiast miejsca w wieloosobowym pokoju w hostelu, bierzemy mieszkanie na wynajem. Zamiast poruszać się autobusem, wybieramy samochód. To wszystko generuje dodatkowe koszty.
Druga zmiana to sam tryb spędzania czasu na wakacjach. Ja zawsze wyciskałam z dnia, ile się da. Jestem osobą, która bardzo lubi sztukę i kulturę. Zawsze na wyjazdach chodziłam do muzeów, teatrów, na koncerty, do kin, a wieczory spędzałam na drinku w barze. To wszystko oczywiście teraz muszę redukować. Po 21.00 musimy być w pokoju, teatry i koncerty odpadają (chyba że są to przedstawienia dla dzieci). Muzea zwiedzamy dużo szybciej, bo dziecko nie daje się skupić na kontemplacji sztuki. Za to spędzamy więcej czasu w parkach, w kawiarniach i biegając wokół fontann.
Czy to są minusy i trudności? Tak. Od rodziców zależy czy w takim razie wolą nie podróżować czy po prostu pogodzić się z tym i podróżować inaczej.
MM: Prowadzisz na Facebooku grupę poświęconą podróżowaniu z dziećmi „Pokaż dzieciom Polskę i świat – podróżowanie z dziećmi” – powiedz mi co najczęściej przeraża rodziców i powstrzymuje ich przed ruszeniem w świat z pociechami?
AP: Na grupie udzielają się głównie entuzjaści, więc tam trudno o malkontentów. Jednak z rozmów wiem, że rodzice boją się przede wszystkim chorób. I trochę słusznie. W innych krajach – zwłaszcza pozaeuropejskich – jest inna flora bakteryjna, na którą nasz organizm inaczej reaguje. To jest normalne. Jadąc do Ameryki Południowej czy Azji Środkowej możesz się spodziewać biegunki czy wymiotów. Ja muszę przyznać jestem na nie dość odporna, ale mam znajomych, którzy już niekoniecznie.
Perspektywa korzystania z pomocy medycznej w obcym kraju, często o gorszym poziomie służby zdrowia potrafi przerazić. I tu znowu: decyzja należy do rodziców. Prawdopodobnie (nie wiem na ile procent – 90? 95?) dziecko nie zachoruje i wszystko będzie dobrze. No ale może zachorować – nikogo nie będę czarować, że na pewno nic się nie stanie, bo tego nie wiem.
Dlatego ja polecam małe kroki. Nasz pierwszy wyjazd poza Europę z Korą był do Omanu głównie dlatego, że kraj jest znany z bardzo dobrej służby zdrowia. Do tego jest to kraj pustynny, więc wirusy i bakterie nie przemieszczają się tak łatwo jak w krajach wilgotnych. Znajdziesz u mnie zresztą artykuł o Omanie z niemowlakiem.
Kobiety w podróży muszą bardziej uważać
MM: A co przeraża Ciebie? Jest coś takiego? Przemierzyłaś stopem Sycylię, podróżowałaś samotnie po Azji płd wschodniej, z dzieckiem w wózku i Mamą przeszłaś 200 km szlaku Jakubowego. Czy taka dziewczyna czegoś się boi?
AP: Pewnie że tak! Na przykład na szlak nie poszłabym tylko z Korą, co zrobiła Magda z bloga Podróżująca rodzina – ona przeszła wybrzeże Bałtyku tylko z dziećmi. Ja czułam potrzebę pomocy drugiego dorosłego.
Boję się zwierząt. Bardzo się boję psów – dwukrotnie miałam z nimi spotkania pierwszego stopnia i choć nie pogryzły mnie, to wystraszyły na Amen.
Boję się też ludzi. Kiedyś bez strachu, wręcz z brawurą, podróżowałam jako samotna dziewczyna. Dziś, mając za sobą doświadczenie ataku seksualnego, boję się. Nie czuję niebezpieczeństwa w skupiskach ludzi, ale będąc sama na szlaku już tak. Wściekłość mnie ogarnia, jak myślę, że my kobiety, ze względu na naszą płeć, musimy bardziej uważać w czasie podróżowania. To dla nas autostop, couchsurfing, samotny trekking jest bardziej niebezpieczny niż dla mężczyzn. Kiedyś to negowałam. Mówiłam „tak nie powinno być”, pakowałam plecak i jechałam. Ale dzisiaj już wiem, że choć nie powinno tak być, to tak jest. Nie zawsze, nie wszędzie, nie codziennie i nie od każdego człowieka grozi nam niebezpieczeństwo, ale gdzieś kiedyś może się zdarzyć ktoś, kto chce nas skrzywdzić i może to zrobić.
Slow life czyli dlaczego porzuciłam marzenia o karierze w korporacji
MM: Moje rozmówczynie pytam o moment zwrotny w ich życiu. Moment, który pokazał im, że oprócz codziennej prozy życia, jest ich pasja i dążenie do jej realizacji. Co dla Ciebie było takim momentem?
AP: Jeśli pytasz o pasję i realizację, to ja nie mam momentu zwrotnego, bo nie mam z czego. Ja zostałam tak wychowana! Moi rodzice też zawsze podróżowali, zawsze uczyli mnie, że mam mieć ciekawe, spełnione życie, że żałuje się weekendu spędzonego przed telewizorem, a nie weekendu w górach.
Zwrot w moim myśleniu jest raczej z fast life na slow life. Kiedyś byłam pewna, że chcę robić karierę. Chciałam pracować w dużej firmie – najlepiej w branży dziennikarskiej lub wydawniczej – i piąć się po szczeblach na sam szczyt. Mieć nazwisko, które w branży znają wszyscy.
Dziś cenię sobie pracę w piżamie z domu, to że pracuję 6 godzin dziennie, by móc wcześniej odebrać córkę z przedszkola i przede wszystkim to, że w każdej chwili mogę gdzieś pojechać bez pytania szefa o urlop. I choć marzenie o sukcesie ciągle gdzieś mi w głowie siedzi – ambicja to chyba cecha, która nie umiera – to nie jest to już coś, co muszę zrobić „za wszelką cenę”.
MM: Z wykształcenia jesteś literaturoznawczynią, marzysz o kawiarni literackiej. Twoje życie jest związane z literaturą – czy nie korci Cię czasem aby opisać swoje przygody i podróże?
AP: Przecież opisuję na blogu cały czas 🙂
Ale rozumiem, że masz na myśli książkę podróżniczą. Zaskoczę Cię – nie lubię tego typu literatury. Dużo bardziej korci mnie, by napisać reportaż oparty o odwiedzone miejsca. Nie wiem czy czytałaś mój tekst o zagrożeniach ekologicznych związanych ze statkami wycieczkowymi. Myślę czy nie zrobić z tego książki. Chciałabym też napisać cykl reportaży o Sycylii. Tylko że tak to jest, że zawsze najpierw robi się to, co przynosi pewne pieniądze. A jak się ma czas na coś więcej, cóż, wtedy układam z córką puzzle.
Póki nie zostałam Mamą myślałam, że feminizm w Polsce ma się dobrze
MM: Mówisz, że podróże są dla Ciebie szkołą, a mnie zastanawia czy przez swoją pasję masz wrażenie, że coś straciłaś, że jesteś inna niż Twoje rówieśniczki? Czy musiałaś czasem walczyć o to, aby być kim jesteś?
AP: Nie, nie czuję że coś straciłam czy że jestem inna. Nie mam takich myśli, zwłaszcza że moi znajomi też dużo podróżują.
A czy musiałam walczyć – powiem szczerze, że dopiero jako mama. Dowiedziałam się ostatnio na własnej skórze, że feminizm w Polsce jednak nie ma się tak znakomicie, jak wcześniej sądziłam. Póki nie byłam mamą, to wszystkim w rodzinie zależało, bym zdobywała wykształcenie, osiągała sukcesy, wydawała książki, jeździła na konferencje i podróżowała po świecie.
Po urodzeniu Kory mam wrażenie, że to wszystko stało się nieistotne. Że równie dobrze mogłabym od razu po liceum (czy gimnazjum) rodzić dziecko, bo nikt (cały czas mam na myśli rodzinę) już się nie interesuje, jak mi idzie praca czy gdzie wyjeżdżam. Ważniejsze jest to, bym dobrze wychowywała córkę. Rodzicom cały czas zależało, bym mieszkała w dużym mieście, gdzie jest dostęp do kultury, biznesu, polityki. Nagle najważniejsze jest, bym mieszkała blisko ich. To oczywiście jest logiczne – chcą być blisko wnuczki – ale presja jest ogromna i się jej zresztą poddałam.
Myślę, że to jest problem z którym społeczeństwo musi się jeszcze zmierzyć. A przecież i tak jest u nas dużo lepiej niż w USA, gdzie urlop macierzyński trwa trzy miesiące, wobec czego wiele kobiet sukcesu – prawniczek, lekarzy, kobiet biznesu – z dnia na dzień rezygnują z kariery i przez następne 10 lat siedzą w domu, gotują obiady, sprzątają i wychowują dzieci.
30 podróżniczych marzeń na 30 urodziny
MM: Jak zachęciłabyś kobiety do spełniania swoich marzeń?
AP: Moja metoda to zamienianie marzeń na plany. Mam listę „30 podróżniczych marzeń na 30 urodziny”. To lista 30 miejsc, do których chcę pojechać między 30 i 40 urodzinami. Wychodzi 3 na rok. No to biorę jedno marzenie – spędzić tydzień w Nowym Jorku. Decyduję, że to cel na przyszły rok. Co miesiąc odkładam pieniądze konkretnie na ten cel, czytam książki, oglądam filmy, układam życie tak, by móc jechać i w końcu kupuję bilet. Wtedy marzenie staje się materialne. Nie jest marzeniem tylko projektem, który realizuję. I zrealizuję.
MM: Życzę spełnienia wszystkich 30 marzeń. A zdradzisz co planujesz w tym roku?
AP: Przede wszystkim skupiam się na większych projektach. Lada moment na blogu powstanie sklep włoski. Będzie można w nim kupić moje przewodniki, ale też polecane przeze mnie książki o Italii i mapy do powieszenia w domu. Zamierzam też nauczyć się porządnie robić video – co miesiąc chcę publikować filmik o jednym włoskim miasteczku, pierwszy już jest i spotkał się z bardzo fajnymi opiniami.
Chcę zrealizować jeszcze jeden projekt, który chodzi za mną już kilka lat. To cykl wywiadów z blogerami, ale nie taki, jak Twój. 🙂 Zamierzam jeździć po kraju, spotykać się z podróżnikami i zwiedzać miasta ich oczyma. Czekam na wiosnę i ruszamy.
A podróżniczo? Mam nadzieję, że mi się uda polecieć do Ameryki. Oprócz tego na pewno kilka razy będę we Włoszech i może na Bałkanach? Ale szczerze powiem, że nie mam na razie żadnych biletów.
MM: Dziękuję za rozmowę.
I jak Ci się podobała rozmowa? Jesteś podróżująca Mamą? A może zastanawiałaś się czy dalekie podróże z dzieckiem są w ogóle możliwe. Mam nadzieję, że ten wywiad Cię zainspirował, a przy najmniej zainteresował. Poślij go dalej w świat, aby inne kobiet mogły przeczytać ciekawą historię Agnieszki.
Jeśli uważasz, że swoimi podróżami możesz zainspirować inne kobiety i chciałabyś się znaleść w moim cyklu Kobiety Drogi napisz do mnie na maila okiemmaleny@gmail.com tytuł: Kobiety Drogi.