o miłości do gór wysokich, szerpijskich wiosek i łączeniu kropek
Dziś mój cykl Kobiety Drogi obchodzi pierwsze urodziny. W jubileuszowym wywiadzie goszczę Magdę Jończyk – kobietę, która odnalazła swoje miejsce na świecie w Himalajach i ponad wszystko ukochała góry. Jak to się stało, że absolwentka Akademii Muzycznej, potem projektantka stron www stała się organizatorką wypraw w Himalaje oraz w Karakorum a najszczęśliwsza czuje się w szerpijskiej wiosce? Zapraszamy na rozmowę.
W ciąg istotnych zdarzeń w moim życiu wpisują się ludzie. To oni byli impulsem do poszerzenia zainteresowań i rozbudzenia pasji
MMK: Magda, przygotowując się do wywiadu poczytałam sobie co nieco o Tobie. J I powiem szczerze, że odkryłam wiele faktów, o których nie wiedziałam. Studiowałaś na Akademii Muzycznej, pracowałaś w Filharmonii Bałtyckiej, projektowałaś strony internetowe dla banku, pracowałaś nad syntezatorem mowy, a teraz fotografujesz, wygłaszasz prelekcje, chodzisz po górach, organizujesz wycieczki. Na pozór wydaje się, że są to totalnie nie połączone z sobą obszary. Steve Jobs powiedział:
„Wiele rzeczy, do których wtedy doszedłem przez ciekawość czy intuicję, okazały się bezcennymi doświadczeniami w późniejszym okresie. […] Nie liczyłem nawet, by którakolwiek z tych rzeczy znalazła kiedyś praktyczne zastosowanie w moim życiu. […] Oczywiście nie było możliwe połączenie tych zdarzeń patrząc w przyszłość, podczas gdy byłem na uczelni. Ale było to bardzo, bardzo wyraźne widoczne, patrząc wstecz z perspektywy 10 lat. Raz jeszcze, nie możesz łączyć punktów patrząc w przyszłość; można je jedynie łączyć patrząc wstecz. Trzeba więc ufać, że w jakiś sposób wydarzenia te połączą w przyszłości. Musisz w coś wierzyć – w przeczucie, przeznaczenie, życie, karmę, w cokolwiek. To podejście nigdy mnie nie zawiodło i wiele zmieniło w moim życiu.”
A jeśli Ty miałabyś połączyć swoje kropki? Widzisz jakiś link między akademią muzyczną i szerpijską wioską, pracą w banku, a samotnymi podróżami etc.?
MJ: Trudne pytanie. Może jeszcze nie minęło wystarczająco wiele czasu, abym mogła wyraźnie dostrzec kształt wyłaniający się spod połączonych punktów 😉 . Na pewno w ciąg istotnych zdarzeń w moim życiu wpisują się ludzie. To oni byli impulsem do poszerzenia zainteresowań i rozbudzenia pasji. Niektórzy mnie skutecznie zniechęcili, jak na przykład mój profesor na studiach, inni zainspirowali i pokazali nowe możliwości.
To dzięki przyjaciołom miałam szansę pracy w małej, rozwijającej się firmie informatycznej, gdzie zobaczyłam, że istnieje życie poza światem muzycznym. Dzięki doświadczeniom tam zdobytym i dobrej znajomości języka angielskiego z „oksfordzkim” akcentem, który wyćwiczyła we mnie siostra, dostałam pracę w banku. A tam trafiłam do fajnego zespołu z wyrozumiałym szefem, z którym doskonale dogadywałam się w temacie urlopu. Zaczęłam podróżować coraz dalej, coraz częściej.
Wioska szerpijska, którą odwiedziłam też nie była przypadkowa. To dom mojego przyjaciela.
Wydaje mi się, że jest jakaś siła, która mnie ciągnie w Himalaje i pod Mount Everest, który wcale nie był w moim kręgu zainteresowań.
MMK: A gdybyś miała opisać moment przełomu. Moment, w którym powiedziałaś sobie: dość, zmieniam wszystko. Czy to była rewolucja, czy raczej ewolucja?
MJ: Nie miałam takiego momentu. Moja ścieżka, jak zauważyłaś to ciągłe zmiany. I nigdy nie zadziały się one w stylu: rzucam to wszystko i zaczynam od nowa. Coś mnie zainteresowało, zaintrygowało i postanowiłam się temu bliżej przyjrzeć. Przyjaciółka zabrała mnie w Tatry i to mi się spodobało. Podpatrzyłam kiedyś na internetowym forum One Photo, chyba tak to się nazywało, jak ludzie udostępniają swoje zdjęcia, które są potem oceniane i tak się doskonalą. Zaciekawiło mnie to i zaczęłam się bawić fotografią. Odwiedziłam kilka miejsc w Azji, i te podróże dawały mi ogromną dawkę pozytywnej energii. Kiedy nie miałam więcej wyzwań, albo uderzałam w szklany sufit (jak np. w banku) łagodnie mogłam przejść do innego zajęcia. Nigdy nie czułam, abym rzuciła pracę w korporacji dla podróżowania. Po prostu inaczej zaczęłam patrzeć na życie, nabrałam odwagi, aby robić to, co jest bliższe memu sercu.
Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkim tak łatwo przychodzą zmiany. Ja też zastanawiam się, rozważam, kalkuluję, przygotowuję grunt. Ale też zmieniam się. Zmieniają się moje potrzeby. I tak łączę te kropki 😉
Trudna do zaakceptowania jest bezsilność
MMK: Rozmawiamy w dość dziwnych czasach – epidemia sporo namieszała w zeszłym roku w Twoim grafiku podróży. W tym roku szykujesz się powoli do pierwszych wypraw – trzymam kciuki. Powiedz, jak epidemia wpłynęła na Twoje życie. Co najbardziej Cię irytowało, co było najtrudniejsze?
MJ: Chyba jak u wielu ludzi, trudna do zaakceptowania jest bezsilność. Zeszły rok to było nieustanne przekładanie planów. Rozbudzanie nadziei na wyjazd: nie udało się wiosną, ale ruszymy jesienią, szykowanie się i zderzenie z rzeczywistością, na którą nie masz najmniejszego wpływu. To jest frustrujące. Musiałam zaakceptować tę sytuację, ale nie było łatwo. Prowadziłam wewnętrzną walkę.
Dał mi się we znaki także brak ruchu. Na początku nie mogłam usiedzieć w domu. Mimo zakazów jeździłam na rowerze na działkę mojej koleżanki. Teraz widzę, że bardzo mi brakowało wielokilometrowych wędrówek. W 2019 roku w wysokich górach (Himalaje, Karakorum) przemierzyłam blisko 1000 km będąc wielokrotnie powyżej 5000 m n.p.m. I to jest dla mnie ogromna dawka endorfiny. A w zeszłym roku…? Nic. Tego rzadkiego powietrza, tej radości, którą daje mi wysokogórska wędrówka i obcowania z ogromem natury bardzo mi brakuje.
MMK: A czy zauważyłaś jakieś plusy wirusowych czasów?
MJ: Plusami tych czasów są dobrzy ludzie, przyjaciele. Sam fakt, że są takie osoby, na których możesz polegać, którzy są mimo wszystko, którzy wiedzą zanim ich zapytasz, którzy nie oceniają, to największy plus.
Moi Klienci nadal są ze mną i wierzymy, że nasze marzenia się spełnią. Przyjaciele, moja kochana Siostra – dzięki nim z nadzieją i optymizmem patrzę w przyszłość.
Nie chcę przeżyć tego, co podróżny, który był przede mną.
MMK: Powróćmy do Twoich podróży. Co jest dla Ciebie najistotniejsze w podróżowaniu?
MJ: Doświadczanie piękna różnorodności jest dla mnie esencją podróżowania.
Nigdy nie wybierałam się w podróż, aby odwiedzić polecane miejsca i znaleźć potwierdzenie informacji przeczytanych w przewodniku. Nie irytowałam się, jeśli rzeczywistość była odmienna od opisu w książce. Przewodników zresztą nigdy nie czytałam zbyt uważnie. Są ludzie, którzy wielokrotnie obejrzą filmy na YouTube, aby zobaczyć czego się można spodziewać w trasie. Nie czytam z wypiekami blogów (wybacz 😉 ), nie oglądam też filmów relacjonujących podróż. Lubię niespodzianki. Nie chcę przeżyć tego, co podróżny, który był przede mną. Jestem nastawiona na własne wrażenia. Często o informacje proszę ludzi na miejscu. Inspiracje czerpię z książek, sztuki, z filmów. Do podróży zachęca mnie zasłyszana historia, zachwycające zdjęcie.
Nigdy nie realizowałam też podróżniczych projektów, ani nie podejmowałam wyzwań. Chociaż lubię się ścigać w wysokich górach, w których przez ostatnie lata spędzałam najwięcej czasu. W Himalajach na przykład na szczyt Gokyo (5376m n.p.m.) z wioski położonej 500 metrów niżej podeszłam w ciągu 55 minut, kiedy normalnie zajmuje to 2 godziny i więcej. Na przełęcz Thorong La (5416 m n.p.m.) po raz pierwszy weszłam z drugiej strony (podejście ok. 2000 metrów), z której nikt raczej nie podchodzi. Ludzie myśleli, ze zawracam. Kolejnym razem podeszłam tradycyjną drogą, łagodniejszą, a następnego dnia wróciłam pokonując to gigantyczne przewyższenie. Po pierwszym zejściu byłam wykończona, mało piłam i pokonałam dwudniowy dystans, ale o poranku ruszyłam i weszłam raz jeszcze tym stromszym podejściem. Lubię latać po Himalajach. 🙂 Mam z tego ogromną frajdę.
Przy okazji tego latania spotykam ludzi. Rozmawiam z nimi. Poznaję ich życie. Poznając świat, albo jego cząstki, uczę się siebie. A im lepiej znam siebie, tym jest mi z sobą milej 🙂
Także trochę się uczę, sporo doświadczam, zachwycam się różnorodnością świata i nadal dobrze się bawię w podróży.
MMK: Obecnie świat trochę przystopował, ale powiedz mi czy jest coś co Cię drażni w obecnym podejściu do podróży, do poznawania świata? Coś co chciałabyś zmienić, wyplenić?
MJ: Co człowiek to inne podejście do podróżowania… Chociaż przyznam, że widoczny jest masowy trend podróżowania w stylu „selfie”. Denerwuje mnie ignorancja, brak jakiejkolwiek wiedzy o kulturze i zwyczajach. Rozpychanie się łokciami i niestosowne manifestowanie swojej obecności. A przecież w podróży jesteśmy gośćmi.
Na przykład buddyści są bardzo wyrozumiali i tolerancyjni i nie zwrócą uwagi jeśli ktoś w świątyni zachowuje się zbyt głośno, albo jest nieodpowiednio ubrany lub rozebrany,co wydawało by się, że jest przyzwoleniem na takie zachowanie. Ale przecież nie potrzeba wiele wyobraźni, aby zrozumieć w jakim miejscu się znajdujesz. Brak refleksji kłuje w oczy.
Najbardziej denerwuje mnie brak szacunku do drugiego człowieka. Ale to tak w ogóle. Nie tylko podczas podróżowania.
Być raz to jak liznąć lizaka przez papierek. Nawet nie poczujesz dobrze smaku.
MMK: Zanim udamy się do Nepalu opowiedz mi proszę o Twoich innych podróżach – wiem, że były Indie, był szlak jedwabny, Pakistan, góry w Europie. Jakie miejsce, poza Nepalem, ujęło Cię najbardziej, a z jakiego miałaś ochotę wiać co sił w nogach?
MJ: Bardzo polubiłam Indie. Dobrze się tam czułam. Wibrujące życie ulicy, feerię kolorów, rozmowy na chodniku. I trudy podróży w tym kraju. Byłam tam wielokrotnie. Wiem, że Indie nie mają najlepszego PR-u i zdaję sobie sprawę z wielu aspektów i procederów, ale miałam bardzo dobre doświadczenia. Z kilkoma poznanymi tam osobami nadal się przyjaźnię.
Przez pewien czas byłam zafascynowana Birmą. Śledziłam informacje na temat tego kraju, czytałam listy Aung San Suu Kyi. Nawet przez pewien czas wydawało mi się, że wiele wiem na temat Birmy. Ale byłam tam tylko raz.
Kiedy zaczęłam wracać do Nepalu, zbierałam coraz to nowe informacje o życiu, o kulturze z pierwszej ręki. Im więcej wiedziałam, tym bardziej przekonywałam się, że wiem tak niewiele. Czytam o Nepalu, pytam i nadal chcę wiedzieć więcej. Zatem o Birmie już teraz nie wiem nic. Być raz to jak liznąć lizaka przez papierek. Nawet nie poczujesz dobrze smaku. 😉
Jestem ciekawa Pakistanu. Za mało go znam. Interesują mnie rdzenni mieszkańcy, grupy etniczne, nomadzi, ludzie którzy tworzą ten kraj. Państwowość to dość nowe pojęcie. Fascynują mnie historie z pogranicza kultur, miasta i wsie przygraniczne. Bardzo ciekawi mnie dom ludzi, którzy pomagają w ekspedycjach i trekkingach w Karakorum. Są to głównie ludzie Balti. Zastanawia mnie jak żyją. W ogóle fascynuje mnie życie w wysokich górach.
Takim doświadczeniem mocno otwierającym oczy była moja trzymiesięczna podróż przez Chiny. Ale to długa historia.
Irytowało mnie zachowanie niektórych mężczyzn w Turcji. Spędziłam tam ponad miesiąc, w dużej mierze podróżując na stopa. Nie byłam sama. Podróżowałam z przyjacielem, a mimo to zachowanie kierowców było karygodne: ocierali się o mnie, szturchali, wkładali mi łokieć między żebra. Raz jakiś nastolatek klepnął mnie w tyłek. Miałam dość.
Pomimo tego samą podróż i Turcję wspominam bardzo dobrze.
MMK: Często powtarzasz, że Twoje podróże to cudowni ludzie, których spotykasz po drodze. A ja zapytam o tę drugą stronę podróżowania. Czy miałaś sytuacje, w których czułaś, że jesteś w niewłaściwym momencie i niewłaściwym miejscu? Mogłabyś opowiedzieć?
MJ: Czasami na szerpijskiej imprezie gdzie są burmistrzowie, politycy, sami mężczyźni mówiący po szerpijsku lub nepalsku nachodzi mnie myśl: co ja tutaj robię. :-))))
W wysokich górach doświadczamy jak to nasze życie jest kruche.
MMK: Mówisz, że Himalaje to nie tylko góry, Himalaje to stan umysłu. Możesz wytłumaczyć to naszym Czytelnikom?
MJ: Lubię być w wysokich górach. Zawsze ze smutkiem wracam na niziny.
Pejzaże górskie potrafią zachwycić. Ale jest jeszcze coś, co magnetyzuje i trudno to „coś” nazwać. Tam jestem radosna, mam nagle sporo energii, czuję się szczęśliwa. Nigdzie indziej nie doświadczyłam tego w takim stopniu. W Himalajach pozostawiam za sobą świat pełen zgiełku, różnych spraw, ciągłego niedoczasu. Tam mam ten czas dla siebie.
Z jednej strony ważny jest dla mnie górski wysiłek, który sprawia, że intensywnie doświadczam każdego dnia. Wyzwania – to lubię. Uczucie satysfakcji na koniec dnia ma wielką moc.
Te wyzwania nadają sens wędrówce. Wokół nich buduję plan działania. Przejście przez wysokie przełęcze, wspinaczka na sześciotysięcznik, dotarcie w piękną okolicę i wyczekanie ostatnich promieni słońca na wierzchołku Mt. Everestu. Cel jest ważny. Ale w wysokich górach trzeba przebyć długą drogę, aby podejść pod ośmiotysięcznik. Himalaje są wysokie i bardzo rozległe. Tam się żyje inaczej. Żyje się wolniej. Po pewnym czasie mocno czuje się, że to droga staje się celem. Każdy dzień jest ważny, a nawet każdy krok. Tego uczą wysokie góry.
Ten, kto w wysokich górach walczył o oddech wie, co mówię. Tam nie można przyśpieszyć. Nagle zauważamy, że oddech, który raczej bierzemy nieświadomie, ma ogromną wartość. Im wyżej wędrujemy tym gorzej przyswajamy tlen. Zaczynamy sapać, aby zrekompensować tę dysfunkcję. Widziałam, jak turystka z Belgii przy podejściu na wysoką przełęcz Cho La (5400m) w spazmach rzuciła się na ziemię i w przeraźliwych piskach próbowała złapać tchu. To okropny obraz. Oddech jest życiem. A tak łatwo go stracić. W wysokich górach doświadczamy jak to nasze życie jest kruche.
W takich sytuacjach doceniam życie i jestem pełna wdzięczności za wszystko, czego mogę doświadczać.
Jeden płatek śniegu nie znaczy nic, ale tysiące, miliony ich, […] mogą stać się ogromnym lodowcem
MMK: Pamiętam moment, gdy pierwszy raz stanęłam oko w oko z lodowcem – było to w Alpach. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, ten kolor ultramaryny w szczelinach pamiętam do dziś. Wiem, że Ty również kochasz lodowce. Dla większości ludzi lodowiec to miejsce zimne, niedostępne, niebezpieczne i pełne ukrytych, złowieszczych szczelin. Opowiesz nam co Ciebie pociąga w lodowcach, no i który jest tym ukochanym?
MJ: Dla mnie fascynujący jest sam sposób powstawania lodowców. Przecież lodowiec nie jest lodem, a sprasowanym pod własnym ciężarem śniegiem. Ta jego wędrówka, to w jaki sposób znajduje sobie miejsce i jak przez tysiąclecia meandruje pomiędzy kamieniem, jak modeluje skałę jest sztuką. W lodowcach widać tę siłę natury. Jeden płatek śniegu nie znaczy nic, ale tysiące, miliony ich, które zalegną w miejscu, gdzie się nie stopią mogą stać się ogromnym lodowcem 🙂
Oczywiście zajrzeć do wnętrza lodowca, jak na przykład Mer de Glace w Alpach, jest doświadczeniem rodem z krainy Królowej Śniegu. Lodowe ściany, podłogi i sufity, które błyszczą i w różnych barwach przepuszczają promienie światła to niesamowity spektakl.
W Himalajach czy Karakorum nie wędrowałam tak wysoko aby zaglądać do wnętrza lodowca- na szczęście. Wizyta w szczelinie nie zawsze kończy się dobrze. Lodowce, które przechodzi się podczas trekkingów, a nie wspinaczki, to zazwyczaj niższe, rumoszowe ich partie. Bardzo ciekawie wędruje się w górę lodowca Baltoro w Karakorum, który prowadzi pod Broad Peak i K2. Przechodzi się od strumyka, czyli etapu wytapiania lodowca, poprzez rumosz* i wypiętrzone lodowe ściany pokryte drobnymi kamieniami, do śnieżnych wypiętrzających się penitentów* wielkości domu mieszkalnego, po szczeliny i płynące nieustająco lodowe rzeki.
*rumosz: warstwa odłamów skalnych powstała na skutek wietrzenia lub pozostawiona przez wędrujący lodowiec
*penitent- wysoki stożek śnieżny występujący w skupiskach na lodowcach; zwany też pokutnikiem
MMK: Byłaś w Himalajach około 20 razy – jak zmiany klimatu wpływają na ten region. Czy coś szczególnie Cię niepokoi?
MJ: Nie jestem specjalistką od klimatu. Faktem jest, że lodowce w Himalajach się cofają w bardzo szybkim tempie. Te mniejsze w ciągu pięciu lat potrafią zgubić kilka, kilkanaście metrów. To jest fakt.
Bardzo niebezpieczna była sytuacja po trzęsieniu ziemi w 2015 roku, kiedy naruszony został morenowy brzeg jeziora Imja Tse, położonego u stóp sześciotysięcznika Imja, znanego lepiej jako Island Peak. W każdej wiosce była tablica informacyjna o miejscu zbiórki i drogach ewakuacji w razie kiedy jezioro by wylało. To bardzo niebezpieczne. Taka woda mogła by sprzątnąć całe wioski. Na szczęście armia nepalska pracująca miesiącami wraz z inżynierami zabezpieczyła jezioro i ludzie śpią spokojnie.
Czytałam też o niebezpieczeństwie związanym z jeziorami znajdującymi się wewnątrz lodowca Ngozumpa. Jest to lodowiec spływający pośrednio z Cho Oyu, ośmiotysięcznika położonego na granicy w Nepalu i Tybetu, w rejonie Mt. Everestu, w którym często wędruję i prowadzę trekkingi. Regularni przechodzimy wzdłuż moreny bocznej i nocujemy tuż obok. Lodowiec ten poprzez topnienie ma w sobie schowane ogromne jeziora, zasoby wody liczone w tonach, jeśli morena czołowa, która jest swoistą tamą, nie wytrzyma lodowcowa woda zaleje dolinę.
Warto dać sobie w górach więcej czasu
MMK: Rozmawiając z Tobą, aż trzeba spytać o praktyczne kwestie trekkingu. Myślę, że wiele osób mogłoby być zawiedzionych, gdyby takie pytanie nie padło. Powiedz proszę jaki trekking byś doradziła osobie wybierającej się pierwszy raz do Nepalu i pragnącej poznać jak najwięcej kolorytu tego kraju? Co jest wg. Ciebie najważniejsze w organizowaniu wyjazdu? No i sakramentalne: wiosną czy jesienią? Ja mówię: wiosną, bo rododendrony.
MJ: Wiem, że każdy zadający podobne pytanie chciałby mieć jasną odpowiedź. Mogłabym na przykład powiedzieć, że ABC, czyli sanktuarium Annapurny to dobry trekking na początek. Urozmaicona trasa, od lasów bambusowych po lodowce. Piękne widoki, wspaniały cyrk wysokich szczytów jako uwieńczenie wędrówki i dość niewysoko – ostatni nocleg jest na 4300m. Dla porównania ostatnia osada przed bazą pod Mt. Everestem (EBC) jest na wysokości ok. 5100m. To był też mój pierwszy trekking w Nepalu.
Ciekawym pakietem na pierwszy raz jest trekking, rafting i wizyta w parku Chitwan. Poznaje się różnorodność tego kraju. Od najwyższych gór po Nizinę Hindustańską. Inna kultura, inni ludzie, inne języki.
Ale co zrobić, kiedy ktoś chce zobaczyć najwyższą górę na świecie, kiedy ta magia Everestu przyciąga? Przecież nie jeździ się do Nepalu co roku na wakacje. Jak najbardziej można. Trzeba jednak rozsądnie zaplanować trasę, aby dobrze się zaaklimatyzować do wysokości. Warto dać sobie w górach więcej czasu. Tam jest co robić, co zobaczyć, a im więcej czasu mamy, tym lepiej będziemy się czuli.
MMK: A jeśliby nasze czytelniczki pragnęły pojechać z Tobą, to gdzie prowadzisz wyprawy i jak można się na nie dostać?
MJ: Jeżdżę przede wszystkim w rejon Mount Everestu, do domu Szerpów. Wędruję do pięknego jeziora Gokyo, skąd rozciąga się widok na cztery ośmiotysięczniki: Mt. Everest, Lhotse, Cho Oyu i Makalu. Idę również do EBC, czyli do bazy pod najwyższą górą świata. Mam również inne programy, o których nie zawsze informuję. Są to propozycje dla wtajemniczonych, dlatego zapraszam do pozostawienia kontaktu do siebie poprzez formularz na mojej stronie: www.magdajonczyk.com
MMK: Poleciłaś mi książkę T. Terzianiego „Koniec jest moim początkiem”. Miałaś racje – jest absolutnie magiczna, ale też pełna bardzo gorzkich refleksji o kondycji świata. Zastanawiało mnie co by Terziani powiedział o świecie, który jest teraz. Mnie ta książka jednocześnie fascynowała i zasmucała. Dlaczego jest to Twoja ulubiona książka, którą, mimo, że jest dość okazałych rozmiarów, zawsze masz przy sobie?
MJ: Nie biorę jej już w podróż, ale jest ze mną przy okazji rozlicznych przeprowadzek. Jest to książka mi bliska, bo miałam ją przy sobie w ważnym dla mnie momencie i przeżyła ze mną trekking pod Kanczendzongę ze strony Sikkimu. Czytałam ją marznąć w namiocie. Książka o życiu, o pasji, o odchodzeniu. O tym, że odchodzenie jest częścią życia. Z jednej strony opowiada reportersko o tym co ludzie robią światu i sobie nawzajem, z drugiej strony widzę Terzaniego, który do ludzi miał wiele sympatii i zrozumienia. Piękny człowiek był z tego pana Terzaniego. Muszę wrócić do lektury.
MMK: Słuchając Twoich prelekcji, człowiek przenosi się w świat, o którym opowiadasz, czuje Twoje myśli. Opowiadasz pięknie, masz multum przemyśleń, szerpijskich historii, czy nie myślałaś o tym, aby napisać książkę? Byłabym pierwszą Twoją czytelniczką.
MJ: Dziekuję. Bardzo to miłe. A o czym chciałabyś poczytać? 🙂 Sporo osób mnie pyta o książkę. Ale ja nie jestem pisarką. Dużo swobodniej czuję się podczas spotkań niż przy klawiaturze. Jeśli byłoby więcej chętnych, rozważę 😉
Dziewczyny: słuchajcie głosu swojego serca.
MMK: Chciałabym poczytać o spotkanych przez Ciebie ludziach, o ich życiu, marzeniach, kulturze, o życiu w szerpijskiej wiosce, o wędrówce przez lodowce. Mam nadzieję, że kiedyś przyjdzie do Ciebie Twoja książka. Na zakończenie rozmowy zawsze proszę moje rozmówczynie o jakieś inspiracje lub rady dla naszych Czytelniczek, które marzą o podróżach, podążaniu za swoimi marzeniami, samorealizacji, ale coś je blokuje. Co byś im doradziła?
MJ: Marzyłam, aby zobaczyć Himalaje. Najtrudniejsze jest zadecydować: jadę! Ale kiedy już zrobisz ten pierwszy krok rusza lawina przygotowań. Kiedy kupiłam bilet wiedziałam, że jadę i robiłam wszystko, aby dopiąć wszelkie przygotowania na ostatni guzik.
Bardzo lubię cytat z Widnokręgu Wiesława Myśliwskiego. Jest piękny i prawdziwy i niech on będzie mottem.
„(…) bo najciężej jest ruszyć. Nie dojść, ale ruszyć. Dać ten pierwszy krok. Bo ten pierwszy krok nie jest krokiem nóg, lecz serca. To serce najpierw rusza, a dopiero nogi za nim zaczynają iść. A na to nie tylko trzeba siły, ale i przeznaczenia, żeby przemóc serce i powiedzieć, to ruszam.” –
Dziewczyny: słuchajcie głosu swojego serca.
MMK: Bardzo dziękuję za rozmowę. I mam nadzieję, że w tym lub przyszłym roku wyruszymy razem pod K2.
MJ: Dziękuję. Życzę Tobie i sobie, aby tak się stało.
Koniecznie odwiedźcie stronę Magdy www.magdajonczyk.com – jest tam masa pięknych zdjęć z Karakorum i Himalajów. Polecam też śledzić Magdy Instagram i FB. Koniecznie daj znać jak Ci się podobała rozmowa i przede wszystkim, czy już pędzisz pakować plecak i ustawiasz się w kolejce na wyprawę z Magdą. Ja od roku poluję na K2. I powiem Ci, że do końca 2022 muszę go zrealizować. Dlaczego akurat wtedy? Bo to będzie mój prezent dla siebie z okazji zmiany numeracji 😉 Zostało mi coraz mniej czasu … update: 12.12.2022 – no i udało się. W Sierpniu byłam pod K2. Zapraszam Cię na relacje z tego trekingu:
- galeria zdjęć z Karakorum z nieco poetyckim opisem.
- trekingowy tryptyk zawierający teksty wspomnieniowo praktyczne:
- część pierwsza: Treking pod K2 i na przełęcz Gondogoro – La czyli spełnione marzenie w Karakorum.
- część druga: Treking w Karakorum – Concordia i baza pod Broad Peakiem
- część trzecia: Treking w Karakorum – katastrofa nad Braldu
Jeśli spodobał Ci się wywiad nie zapomnij go udostępnić znajomym, może ktoś z nich marzu o Himaljach i nie wie jak ugryźć ten temat. Zapraszam Cię też do polubienia malenowego FP na Facebooku oraz profilu na Instagramie, gdzie kilka razy w tygodniu pojawiaja się nowe zdjęcia i instastory. Nie chcesz przegapić kolejnych wywiadów? Koniecznie zapisz się do Newslettera -> Zapisuję się teraz!
Jeśli uważasz, że swoimi podróżami możesz zainspirować inne kobiety i chciałabyś się znaleść w moim cyklu Kobiety Drogi napisz do mnie na maila: okiemmaleny@gmail.com tytuł: Kobiety Drogi.
6 komentarzy
Bardzo interesujący wywiad. Szczególnie podobał mi się fragment o lodowcach. Przypomniało mi się liceum i lekcje geografii. Chociaż skończyłem zupełnie inne studia, nadal z przyjemnością czytam i słucham o tej formie krajobrazu. A do tego jeszcze wspaniałe góry! Dziękuję.
Bardzo ciekawa rozmowa. Pozwala inaczej spojrzeć na niektóre sprawy. Czekam na kolejny wywiad 😉
Ze wszystkim się zgadzam. Podróże kształcą – znane przysłowie.. ale pozwalają też poznać samego siebie. Trzeba się tylko w siebie wsłuchać.
Super historia! I extra, że podjełaś sie takiego cyklu. Takie historię bardzo inspirują ludzi i daja wielkiego kopniaka dla tych, którym czasami ciężko podjąć decyzję o kolejnym kroku naprzód 🙂
Dzięki. Właśnie taki był mój cel – aby ten cykl dodawał skrzydeł i inspirował. Bardzo mnie cieszy, że odnosi taki skutek.
Bardzo inspirująca osoba! Miło było poczytać o takich ciekawych doświadczeniach 🙂