Nad morze w Birmie – ale gdzie?
Ngwe Saung, Chaung tha czy Ngapali Beach?
Ngwe Saung, mała miejscowość nad Zatoką Bengalską wydała mi się optymalnym miejscem na kilkudniowy wypoczynek nad morzem po dwóch tygodniach tułaczki po Birmie. Jednym z głównych powodów była stosunkowa łatwość dostania się do Ngwe Saung.
Inne, popularne miejscowości nad morzem to Chaung Tha lub Ngapali Beach. Jednak autobus z Rangunu do Chaung Tha odjeżdża o godzinie 6 rano i nie było ludzkiej siły, byśmy zdążyli dojechać tam z Nyaung Shwe (miejscowość nad Inle Lake). Tym bardziej, że autobusy nad morze odjeżdżają z dworca autobusowego Hlaing Thar Yar bus station zwanego również Dagon Ayeyar, a autobusy np. z Inle Lake przyjeżdzają na dworzec Aung Mingala Highway Station. Obie stacje są oddalone od siebie o 20 km, a Rangun jest koszmarnie zakorkowanym miastem. Trzeba założyć, że przejazd zajmie Wam minimum 40 minut.
Minusem Ngapali Beach jest to, że najlepiej dostać się do niej samolotem z Rangunu – ale wtedy koszt wycieczki szybuje w górę (lot ok. 100$ w jedną stronę). Jeśli zdecydujecie się na autobus to czeka Was 11 godzin jazdy. Poza tym Ngapali uważana jest za najdroższą z wymienionych tu miejscowości.
droga do Ngwe Saung
A jak to było z Ngwe Saung? Kompletnie na wariackich papierach. Wyjechaliśmy z Nyaung Shwe o godzinie 18.00. Wyjechaliśmy nie bez przygód, bo stewardesa w autobusie zrobiła wielce zdziwioną minę gdy zobaczyła nasze bilety. Zabrała je, uciekła, gdzieś dzwoniła, wreszcie okazało się, że jedziemy. Podejrzewamy, że dali nam miejsca dla obsługi autobusu, bo w tajemniczy sposób z numerów 5,6,13 zajęliśmy miejsca 1,2,3. Droga była koszmarna i długa. Zastanawiałam się jakim cudem jeszcze nikogo nie rozjechaliśmy, nie wypadliśmy z trasy, ja nie wypadłam przez przednią szybę. Autobus był nowy, wygodny, tylko nie miał pasów bezpieczeństwa… ale nic to.
Do Rangunu przybyliśmy po 6 rano i mieliśmy około godzinę aby dostać się do ostatniego, porannego autobusu nad morze. O 7:30 nadal staliśmy w korku. Przybyliśmy na dworzec przed 8 rano. I zaczął się cyrk 🙂 Dworzec autobusowy nie jest oznakowany, nie ma terminali, rozkładu jazdy. Jest wolna amerykanka. Najpierw dopadł nas jeden naganiacz, który ze smutna miną mówił, że do Ngwe Saung nic już nie jedzie, ale on ma autobus do Pathein – czyli miejscowości położonej o 50 km od upragnionego celu. Szczerze mówiąc zaczynałam się łamać.
Podeszliśmy do kontuaru, gdzie siedział ktoś sprzedający bilety i powtarzamy jak mantrę: Ngwe saung? Ngwe Saung? On kręci głową i mówi, że Ngwe Saung nie, ale Pathein tak. I tak sobie dyskutujemy gdy nagle wyłania się z tłumu chłopaczek i krzyczy do nas: Ngwe Saung? My chórem Ngwe Saung! Zaczął machać na nas reką, żebyśmy szli za nim. Wyprowadził nas wąskimi ścieżkami na coś co zapewne było terminalem nr 2 i wskazała na autobus: Ngwe Saung, 8 o’clock. Była 8:00. I tak oto udało nam się wydostać z zatłoczonego Rangunu i jechać spokojnie do nadmorskiego raju. Z tym spokojnie, to trochę przesadziłam, bo siedziałam wciśnięta na ostatnim siedzeniu między szybę a całą ławkę Birmańczyków. Autobus był niesamowicie brudny, a drogi i ułańska fantazja kierowcy w birmańskiej normie…
Ngwe Saung – obserwując kraby
Ngwe Saung okazało się strzałem w 10. Bardzo malutka miejscowość – w sumie 1 ulica i tyle 😉 Wspaniałe jedzenie, szeroka, piaszczysta plaża i garść lokalnej specyfiki. Mieszanka idealna.
gdzie zamieszkać?
Hotelik Forest Resort (link w informacjach praktycznych, poniżej) – a raczej bungalow był oddalony o ok. 4 km od centrum i o około 500 metrów od plaży. Z tarasu widać wierzchołki palm i morze. Warunki są dość spartańskie, ale ja nic więcej nie potrzebuje. Wiatrak, moskitiera, stolik, krzesło i łazienka. Jedyny minus to goście w łazience – codziennie odwiedzał mnie wielki, brązowy, puchaty pająk, a że drzwi między pokojem, a łazienką zamykane były na sznurek i była dość duża szpara w ruch szła duct tape, aby dociągnąć drzwi do framugi. W cenie domku jest całkiem dobre śniadanie – co prawda trzeba się wykazać odrobiną cierpliwości, aby je dostać, ale warto 😉
Trzeba pamietać, że w Ngwe Saung w ciągu dnia nie ma prądu – do godziny 18.00. Duże hotele zapewne mają jakieś generatory, jeśli decydujecie się na domki lub po prostu tańszy nocleg, ładowanie wszelkich sprzętów po 18:00 😉
kilometry rajskich plaż z niecodziennymi gośćmi
I tu mam małą zagwostkę co napisać 🙂 Bo plaża jest rajska, niesamowita, szeroka i piaszczysta. Ale z drugiej strony spotkacie na niej quady, motory, konie i krowy. Mnie się podobało. Mimo tego gwaru i ruchu panuje tam jakiś niezwykły spokój. Plaża jest oddzielona od drogi i hoteli palmowym gajem. Idealna na spacery. Ma około 8 km długości. Po drodze spotkacie pełno sprzedawców świeżych kokosów i od czasu do czasu małe knajpki. Znajdziecie tu też dwie urocze małe stupy na skale .
Przy lini morza napotkacie tajemnicze budowle i tunele. Jedne będą dziełem krabów piaskowych z rodziny Ocypodidae, które mieszkają w norkach i trzeba przysiąść spokojnie, prawie, że nie oddychając by wyszły i kontynuowały swoją pracę. Kraby te oczyszczają swoją norkę z piasku tworząc z niego małe kuleczki, które wyrzucają w dal. Podobno tworząc te kuleczki, jednocześnie odfiltrowują z piasku pokarm, który przyniosła im morska fala. Tak czy siak plaża utkana jest malowniczymi kuleczkami, które tworzą okręgi, półokręgi i wyglądają jak tajemniczy haft. Kolejni nadmorscy budowniczy to podłużne ślimaki, które tworzą okręgi w piasku.
Warto jeszcze dodać, że jakieś 90% turystów stanowili Birmańczycy. Birmanki nie paradują po plaży w strojach kąpielowych, tylko w zdecydowanie bardziej zakryte – albo sukienkach do kolan, albo spodenkach i bluzkach. W nich też się kąpią. Dlatego nawet dość zabudowany strój kąpielowy budzi lekkie zainteresowanie.
Zachody słońca
Kicz, który zrodziła natura. Kolory tak nierzeczywiste, że gdyby namalował je jakiś artysta większość ludzi stwierdziłaby, że fantazja nazbyt go poniosła. To wszystko odnajdziecie w Ngwe Saung. Idealne miejsce do obserwacji zachodów to ustawienie się tuż za pierwszą linia palm lub w pobliżu pagódek – ujęcia rodem z lanszaftów wliczone w cenę. Zresztą zerknijcie sami.
Snorkeling w Zatoce Bengalskiej
A co można robić w Ngwe Saung oprócz spacerowania po plaży i wcinania przysmaków? Jednym z pomysłów jest wycieczka łodzią na pobliską Birds Islands i snorkeling. Wycieczka kosztuje 25.000 kiat. W cenie jest zapewniony przejazd z hotelu do miejsca skąd się odpływa – taksówka motorowerowa, mały lunch, maska i rurka. Powrót około godziny 16:00
Czy warto? Trudno mnie pytać o to czy warto, bo ja uwielbiam pływać wszystkim i wszędzie, i jak wsadzi się mnie na łódkę, to uśmiech automatycznie gości na buzi, nawet jak trochę się boję ;-). Jedno jest pewne – birmańskie łódki niesamowicie się bujają i są dość mało zanurzone w morzu – przez co ich stateczność stanowiła dla mnie pewną zagadkę. Szczególnie podczas przystanków na snorkeling, gdy moi towarzysze siedzieli uparcie na jednej burcie, a łódka bujała się nieprzyzwoicie przechylona.
Obiektywnie: łódki są zjedzone zębem czasu, z plaży dowożą Was jedną łódką, wchodzicie na drugą, podobnie w czasie przystanku na lunch też jesteście przewożeni na plażę mniejszymi łódeczkami. Wszystko się buja niesamowicie i wygląda tak jakby już dawno miało przejść na morską emeryturę. Dodatkowo miejcie na uwadze, że w Zatoce Bengalskiej prąd wody potrafi być bardzo mocny. Jeśli nie pływacie zbyt dobrze, nie skaczcie do wody bez kamizelki. Trochę miałam wrażenie, że szukam guza 😉 Poza tym może zdarzyć się tak, że Wasz sternik praktycznie nie mówi po angielsku i dogadujecie się na migi. Ja miałam dużo szczęścia, bo płynęła ze mną przemiła grupa Birmańczyków, którzy mi tłumaczyli co i jak 😉
Z drugiej strony pod wodą rzeczywiście jest ciekawie, przystanki na snorkowanie dość długie. Wyspa, na którą schodzicie jest fotogeniczna 😉 Znajduje się tam jedna mała knajpka, gdzie warto zamówić coś do zjedzenia. Sałatkę z owoców morza mają wspaniałą. No i koniecznie wdrapcie się na punkt widokowy.
Smaki morza
Jak już pewno zdążyliście zauważyć bardzo ważną część moich podróży stanowi próbowanie lokalnych przysmaków. W Birmie nie zawsze się lubiliśmy, jednak pobyt nad morzem był wspaniałym kulinarnym doznaniem. Co tam na Was czeka? Przede wszystkim owoce morza robione na wszelkie sposoby. Wiele osób polecało mi odwiedziny w restauracji Table 5 – znajduje się na szarym końcu „centrum”, przy głównej ulicy Myo Ma Street. Jest oznaczona na google maps, więc na pewno ją znajdziecie. Warto, warto i raz jeszcze warto. Jadłam tam wspaniałą sałatkę z kalmarów z chili a do tego sok ananasowy – moje nadmorskie odkrycie 😉
Jeśli chcecie spróbować sałatki z kalmarów z kolendrą, pomidorkami i cebulą to bardzo dobrą znajdziecie w restauracji Shwe Hin Tha (na przeciwko hotelu Forest Resort). W ogóle polecam Wam tę restaurację – położona tuż przy plaży, cenowo przyzwoita, jedzenie wspaniałe. Wypróbowałam tam krewetki słodko pikantne, ośmiornicę w tempurze, kalmary i oczywiście sok ananasowy. Każde danie było bardzo dobre.
Nietypowy sklepik z pamiątkami
Przy głównej ulicy znajdziecie nietypowy sklepik z pamiątkami – nietypowy bo z pracownią w wielkim ogrodzie, którą można zwiedzać. Pani sprzedawczyni chętnie Was oprowadzi, tłumacząc co kto robi. Wyrabiane tam są przeróżne rzeczy z kokosów, bambusa, a także z drewna. Cenowo pamiątki nie odbiegają od tych na licznych straganach, ale jakościowo zdecydowanie tak. Rozpoznacie go na pewno, bo przy wąskim wejściu poustawianych jest wiele drewnianych figurek.
Ngwe Saung – informacje praktyczne
- nocleg:
-
- Forest Home Resort – cena to 22$ za noc/ za domek. W Birmie w hotelach preferowana jest płatność w dolarach – muszą jednak być w bardzo dobrym stanie. Popisane i podarte odpadają od razu, jednak te które wyglądają na ciut starsze również mogą być problematyczne. Cofnięto mi 20 $ z powodu „pogniecenia” – fakt, że w innym miejscu ją wymieniłam. Wszystko zależy od widzimisię.
- Jeśli uważacie post za pomocny będzie mi bardzo miło gdy dokonując rezerwacji wejdziecie na booking przez któryś z zamieszczonych linków – dostanę mini prowizję od Bookingu. Kolejny grosik na dalsze podróże i zbieranie dla Was informacji 😉
- dojazd
- Z Rangunu z dworca autobusowego Dagon Ayeyar autobusy odjeżdzają o 6,00, 7:30 i ostatni o 21:00. Jak widzicie przy odrobinie szczęścia znajdzie się tez autobus nierozkładowy 😉
- Z Ngwe Saung do Rangunu odjeżdża jeden autobus dziennie o 8:00 rano. Kosztuje 10.000 kiat łącznie z podwózką z hotelu. – Bądźcie czujni będziecie jechać z Waszymi plecakami na motorowerze. Da się 😉
- przykładowe ceny w Ngwe Saung:
- motorowerowa taksówka z miasta do hotelu: 1000 kiat
- wycieczka na snoorkeling: 25.000 kiat
- sok ananasowy: 1.300 kiat
- butelka ginu: 2.000 kiat
- karta do telefonu + doładowanie internetu: 1500 kiat + 3.000 lub 5.000 kiat (obowiązkowe jest za 3.000). Nawet jeśli w Waszym hotelu jest WIFI, to w Birmie hotelowe WIFI działa strasznie chimerzasto i często uniemożliwia jakikolwiek kontakt ze światem. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest kupienie na lotnisku karty
- ośmiornica w tempurze: 4.000 kiat
- sałatka z kalmarów: 6.000 kiat
- 1 $ = ok. 1353 kiat
Jeśli zainteresował Cię temat Birmy zapraszam do innych tekstów o tym kraju.
Spodobał Ci się post? Zostaw po sobie ślad dając lajka lub komentując. Nie przegap następnego wpisu śledząc Okiem Maleny na Facebooku. Do zobaczenia.
-
21 komentarzy
Super tekst i zdjęcia. Birma chodzi za nami od dłuższego czasu, ale mieliśmy sporą obawę czy naszej Kai nie będzie się tam zwyczajnie nudzić, a tu takie miejsce! Musimy się pospieszyć zanim te rejony zostaną mocniej zdeptane przez masową turystykę.
[…] Więcej o pobycie nad morzem przeczytacie w poście Ngwe Saung. […]
To się nazywa prawdziwa egzotyka!
Piękne widoki, ciekawy kraj 🙂
super klimat, chciałbym się tam kiedyś wybrać
Jeszcze nigdy nie byłam w tak egzotycznym miejscu. Przyznam się, że trochę się boję ;). Ale widoki są po prostu niesamowite.
Plaża jest po prostu piękna! Birma staje się dla mnie coraz bardziej ciekawa i atrakcyjna – mimo, że wcześniej zupełnie nie ciągnęło mnie w te rejony 🙂
Nigdy mnie nie ciągnęło w tak dalekie strony więc tym bardziej podziwiam.
Cudowne zdjęcia i wyczerpujące informacje. Świetny wpis!
Świetny wpis! Bardzo fajnie, że tak dużo informacji praktycznych. I to jedzenieee….jadę!;P
Ale super plaża. I historia o Pani, która wyrabia rzeczy z kokosa ciekawa
Wow! Cudownie tam musi być. Przejazd taką taksówką z plecakiem chyba musi być lekkim testem na równowagę 😉 ja bym pewnie skończyła w najbliższym rowie zwracając światu ośmiornicę w tempurze 😉
Było dość stresujące. Pierwsza myśl: nie jadę, ni cholery! A potem tylko modliłam się, aby się nie wykopyrtnąć 😉 i błagałam kierowcę aby zwolnił ;-))
Wow jestem pod ogromnym wrażeniem. Podróż marzeń. Jej jak tam jest pięknie i jak inaczej. Cudowny wpis taka dawka inspiracji do porannej kawy, dziękuje i serdecznie pozdrawiam
Podziwiam determinację. Ja chyba nie miałabym tyle odwagi. Piękne zdjęcia.
Gratuluję wyjazdu, a przy okazji świetnego poradnika 😉
Widzę, że trochę się zmieniło od 2009 roku 🙂 No cóż taki skutek postępu 🙂
Raj na ziemi.. chętnie bym się tam wybrała 🙂 wypoczynek na końcu świata, to jest to 🙂
[…] Ngwe Saung – czy warto jechać nad morze w Birmie? […]
Lubię takie „wyprawy na wariackich papierach”. Zdarzyło się nam podejmować takie eskapady i zawsze okazywało się, że było warto!
A te birmańskie plaże są piękne! <3
Dużo informacji praktycznych i świetne zdjęcia, a przy tym kilka ciekawych uwag z emocjami. To lubię ☺