Kawah Ijen – wyprawa do wnętrza ziemi
Ijen – jedno z najbardziej niezwykłych miejsc jakie udało mi się kiedykolwiek odwiedzić. Dziś opowiem Wam o wyprawie do wnętrza ziemi. Do jedynego miejsca na świecie, gdzie skały płoną niebieskimi ognikami, a ludzie niczym mityczni herosi dźwigają na swoich barkach przeszło 60 kg kosze, jakby to były podróżne tobołki. Zapraszam na wycieczkę do tego niezwykłego miejsca w Indonezji, którą potem trochę odchorowałam, ale było warto.
Banyuwangi – baza wypadowa do Kawah Ijen i na Bali
Nim udamy się do wnętrza ziemi słów kilka o tym gdzie warto się zatrzymać i jak się tam dostać oraz wydostać. Wyprawę do Kawah Ijen najlepiej zaplanować z miejscowości Banyuwangi.
Banyuwangi to dość duże miasto na samym końcu indonezyjskiej Jawy. Samo w sobie nie jest zbyt urodziwe. Przeszłam kilka kilometrów ulicami w poszukiwaniu czegoś ładnego i nie osiągnęłam zbytnego sukcesu w poszukiwaniach 😉 Dlatego nic Wam nie pokażę, bo nie zrobiłam tam ani jednego zdjęcia, oprócz zdjęcia kolacji 😉 Miasto, które jest idealną bazą do eksplorowania okolicy, ale w samo w sobie oferuje głównie bazę noclegową.
Z racji swojego położenia Banyuwangi jest dobrym miejscem do zakończenia lub rozpoczęcia wycieczki po Jawie. Można tu przypłynąć promem prosto z Bali – z miejscowości Gilimanuk lub dojechać wygodnym pociągiem z innym jawajskich miejscowości – najprawdopodobniej z Probolingo tuż po zwiedzaniu ogromnej kaldery Tengere i wulkanu Bromo.
Nocleg w Banyuwangi
W Banyuwangi serdecznie polecam nocleg, w którym ja spędziłam czas. Piszę, spędziłam czas, bo w przypadku wycieczki na Ijen, która rozpoczyna się niedługo po północy trudno tu mówić o noclegu. Bardziej jest to kilkugodzinna drzemka. Ja zarezerwowałam nocleg w Robiu Homestay. Miejsce jest bardzo miłe i czyste. Do dyspozycji woda, kawa i herbata oraz ciasteczka. Dodatkowo właściciel oferuje bezpłatny transfer ze stacji kolejowej, transfer do przystani promowej na Bali oraz pomoc przy organizacji wycieczki na Kawah Ijen. Miejsce godne polecenia szczególnie ze względu na gościnność właściciela.
Wycieczka na Kawah Ijen
Po kilkukilometrowym spacerze po Banyuwangi około 18:00 zjadłam kolację i poszłam grzecznie spać. O 00:30 czekała mnie pobudka i wyjazd w kierunku Kawah Ijen. Tylko jak tu zasnąć przed 20:00 gdy spało się przez większość drogi w pociągu, a emocje również w tym nie pomagały.
Nie wiem kiedy jednak udało mi się na chwilę zamknąć oczy. Chwilę później usłyszałam niemiłosierny dźwięk mojego budzika oraz pukanie do drzwi. Czas wstawać.
W drogę – ku kalderze
Około 00:30 wyruszyliśmy. W Vanie oprócz mnie było jeszcze 5 innych osób – 3 gburowatych Francuzów oraz starsze francuskie małżeństwo z mojego hotelu. Prawie całą drogę do wulkanu przespałam. Przebudzałam się na chwilkę sprawdzałam, że nadal auto pnie się w górę po serpentynie, zasypiałam dalej i tak w kółko.
Około 1:30 byliśmy na miejscu. Było niesamowicie ciemno i chłodno. Stałam zaspana i wsuwałam snickersa na śniadanie. Mój ukochany górski batonik. Po chwili przyszedł nasz przewodnik z maskami, wodą i uśmiechem od ucha do ucha. Energicznie mówił o tym gdzie pójdziemy, ile nam to zajmie, gdzie mają czekać ci co wyrwą do przodu (czyli ja :P) i że ma na imię Harry Poter i jak się zgubimy to po tym imieniu go odnajdziemy. Zastanawiałam się skąd w nich o tej porze tyle energii. Po parkingu krążyli sprzedawcy oferujący czapki i rękawiczki. Na wszelki wypadek zakupiłam parę niebieskich rękawiczek, które nie przydały mi się nawet przez moment.
Wspinaczka
Droga na Ijen pięła się w górę. Po kilkunastu minutach marszu po stromej ścieżce zamiast wykorzystywać nowo zakupione rękawiczki zaczęłam zdejmować z siebie niepotrzebne warstwy odzieży. Marszu nie ułatwiał fakt, że droga była pokryta pyłem i piachem, który tworzył na niej śliską warstwę. Było kompletnie ciemno.
Po 2,5 km mozolnego wdrapywania się stromą drogą znajduje się schronisko, w którym można wypić ciepłą herbatę, coś zjeść, a przede wszystkim nabrać sił przed dalszą drogą. Jeszcze około 1,5 kilometra dzieliło mnie od szczytu Kawah Ijen.
Wnieś mnie na Ijen
Gdy tak wspinałam się powolutku, tęskniąc za moimi kijkami trekingowymi, które leżały grzecznie w pudle wyprawowym w domu, mijały mnie ludzki zaprzęgi. Turyści, którzy bardzo chcieli zobaczyć Ijen, ale którzy nie umieli wdrapać się o własnych siłach, wykorzystywali do tego górników z Ijen. Turysta siadał na wózek, 2 górników ciągnęło mozolnie pod górę za sznur, a trzeci pchał wózek.
Pomyślisz pewno, że siedzieli tam starsi ludzie, którzy marzyli, aby zobaczyć Ijen, ale nie mieli sił, aby wejść? Nic z tego. Małżeństwo Francuzów z mojej wycieczki wdrapało się samo, powoli, mozolnie, ale dali radę. Podejrzałam im ukradkiem daty urodzenia – oboje mieli około 65 lat. Na wózkach siedzieli głównie młodzi ludzie lub w sile wieku.
To takie wariactwo naszych czasów. Każdy musi wszędzie wleźć. Kiedyś pewne atrakcje i wrażenia były w pewien sposób zarezerwowane dla specjalnych grup. To co się zobaczyło zależało od sił, zaangażowania, czasem zdobywanie upragnionego celu wymagało poświęceń. A teraz wystarczy zapłacić. I już od ręki można wlecieć helikopterem do bazy pod Annapurną, na jeden wulkan dotrzeć konno, na inni mogą przecież wnieść Was inni ludzie. Tu padnie jakiś osiołek pod ciężarem turysty, tam konik. Bardzo mi się to nie podoba. Zero myślenia ekologicznego, dbałości o zrównoważony rozwoj, poszanowania zwierząt i ludzi. Wszystko zadeptać i zrobić zdjęcie. Najlepiej bez wysiłku.
Wyprawa do wnętrza ziemi
Tuż za schroniskiem jest tabliczka, że schodzenie do wnętrza krateru generalnie jest zabronione i robi się to tylko na własną odpowiedzialność. Gdy dotarłam na szczyt wulkanu na wysokość 2386 m.n.p.m nadal niewiele było widać. Czołówka oświetlała mi drogę w dół. Zapach siarki unosił się w powietrzu. Założyłam maskę i zaczęłam schodzić do wnętrza ziemi. Droga jest skalista i nierówna. W miarę jak schodziłam w dół coraz bardziej siarka dawała się we znaki. Oczy zaczynały łzawić, a oddychanie bez maski wydawało się niemożliwym.
Najgorsze były momenty kiedy wiatr zmieniał kierunek i cała chmura dymu uderzała we mnie. W takich momentach oczy zalewały się łzami, nie było szans aby je otworzyć. Z jednej strony chciało się uciekać jak najdalej z tej chmury dymu, ale zamiast szybkiej ucieczki możliwe było tylko przemieszczanie się żółwim tempem po omacku. Droga jak wiecie była skalista, więc raczej nie nadawała się na wycieczki z zamkniętymi oczami. Jedyne co można zrobić gdy wiatr zawieje na Was chmurę toksycznych oparów to zamknąć oczy i przeczekać.
Niebieskie płomienie Kawah Ijen
Gdy dotarłam na sam dół krateru wreszcie udało mi się je zobaczyć. Niebieskie ognie Ijen. Starożytni Włosi twierdzili, że to są wrota do krainy umarłych. Wyobraź sobie skalną ścianę spowitą gęstym żółtawo, sino białym dymem. A teraz wyobraź sobie, że raz po raz dym się rozrzedza i ukazuje niebieskie ogniki. Ogniki, które wyglądają jakby tańczyły na wietrze. Niebieskie płomienie tworzą jedną, zwartą, szeroką nić. To jest absolutnie niesamowite przeżycie i warte wszystkich trudów jakie oferuje ta wycieczka. Tym bardziej, że Kawah Ijen to jedyne miejsce na świecie, w którym można zaobserwować taniec niebieskich płomieni. Jaka jest tajemnica płomieni na wulkanie Ijen?
Fumarole na wulkanie Kawah Ijen
To teraz troszkę teorii. Wulkan Kawah Ijen to jeden z kilku wulkanów znajdujących się w ogromnej kalderze o średnicy blisko 20 km. Kaldera jest to miejsce, które powstało po wybuchu wielkiego wulkanu, który był tu wcześniej. Wulkan wybuchł, erupcja była tak silna, że zniszczyła część wulkanicznego stożka i powstała płaska kaldera. Jeśli wulkan pozostaje aktywny, to zaczyna się tworzyć nowy stożek, albo nawet kilka stożków. Taka jest właśnie historia powstania Kawah Ijen.
Kawah Ijen jest wulkanem aktywnym – wskazują na to między innymi fumarole. I tu kolejne sformowanie z wulkanicznego slangu. Fumarola to miejsce wyziewów wulkanicznych gazów, towarzyszą one aktywnym wulkanom. W ich skład wchodzi para wodna, chlorowodór i dwutlenek siarki. Niebieskie płomienie to gaz siarkowy, który wydobywa się z wnętrza wulkanu i płonie – ma on temperaturę 600 stopni Celcjusza. Niebieskie ognie można zaobserwować tylko nocą. Podobno w niektórych miejscach mają nawet 5 metrów wysokości. Jednak te, które ja widziałam przypominały raczej niebieską rzekę spływającą po skałach krateru.
Górnicy na wulkanie Ijen
Na wulkanie Kawah Ijen w 1967 roku utworzono odkrywkową kopalnię siarki. Gazy, które wydobywają się z wulkanu skraplają się i tworzą czerwonawą maź, a ta zastyga i tak powstaje siarka. Wybudowano również metalowe rurociągi, które przyspieszają ten proces. Gaz skrapla się na skutek kontaktu z metalem.
Dzień i noc na wulkanie Kawah Ijen pracują górnicy, którzy wydobywają siarkę. Pracują tam bez żadnych masek. Jedyna ich ochrona to mokra chusta zawinięta wokół twarzy. Górnicy ładują siarkowe bloki do koszy i wędrują skalistą drogą z dna krateru, aż do punktu ważenia siarki. Kosze, które niosą na plecach ważą minimum 60 kg, niektóre osiągają wagę nawet 90 kg.
Jest to heroiczna praca, niesamowicie wyniszczająca, ale jak na warunki indonezyjskie dobrze płatna. Na wulkanie pracują całe pokolenia. Część jest górnikami, część przewodnikami, a jeszcze inni łączą te funkcje – jak nasz Harry Poter.
Górnicy najczęściej nie przekraczają 50 roku życia. Za tę pracą w tak ciężkich i niezdrowych warunkach otrzymują około 13 dolarów dziennie. Kilogram siarki odkupowany jest za około 8 centów.
Górnicy mają niesamowitą siłę. Zdaje się, że w ogóle nie czują toksycznych wyziewów. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, gdy ja dusiłam się nawet w masce, górnik spokojnie stał i palił papierosa. Gdy skończył palić spokojnie wziął kosz i podreptał w górę. Ludzie, którzy nigdy nie palili pewno nie zwrócą na to uwagi, ale ja doskonale wiem co oznacza papieros + wysiłek fizyczny. Gdy paliłam i chodziłam po górach, to pierwszego papierosa zapalałam dopiero podczas schodzenia. Gdy się zapali, a potem wędruje w górę płuca chcą wyskoczyć i uciec jak najdalej od Was. A teraz dodajcie do tego jeszcze opary siarki i 80 kg kosz na plecach. Ale górnicy z wulkanu Ijen zdają się w ogóle nie widzieć różnicy. Gdy nie mają ciężkich koszy na ramionach skaczą pod górę z papierosem w ustach jak kozice.
Największe kwaśne jezioro świata
Wnętrze krateru wypełnione jest największym kwaśnym jeziorem na świecie. Zamiast wody jest w nim ponad 35 milionów metrów sześciennych kwasu solnego oraz siarkowego – temperatura cieczy ma 40 stopni Celcjusza, a jej PH jest mniejsze niż 0,3. Dla tych co nie pamiętają: PH obojętne wynosi 7 – dla porównania kwasek cytrynowy ma PH 2, woda 7, a kawa 5, a kwas w żołądku 1.
Jezioro ma kilometr długości i 600 metrów szerokości. Najbardziej niezwykła jest jego barwa – cudowny turkus. Kwas z jeziora powoduje zanieczyszczenie pobliskiej rzeki Banyupahit.
Powierzchnia jeziora jest dobrym wskaźnikiem aktywności wulkanu – gdy zbliża się erupcja lub aktywność wulkanu się zwiększa tafla jeziora zaczyna się burzyć. Ostatnia erupcja miała miejsce w 21 marca 2018 roku. W jej wyniku ponad 20 osób trafiło do szpitala z powodu zatrucia gazem. Ostatnia duża erupcja, która trwała kilka dni i zagrażała okolicznym wioskom była w roku 1936.
Powrót
Po kilku pamiątkowych zdjęciach z wnętrza ziemi czas wracać. W kraterze nie powinno się zbyt długo przebywać ze względów zdrowotnych. Kilka razy podczas drogi na szczyt krateru trafiłam w sam środek toksycznej chmury. Oczy łzawiły jak szalone.
Powoli zaczynało świtać. Wschód słońca przywitał mnie prawie na samym wierzchołku. Widoki były niesamowite. Z jednej strony turkusowe jezioro oraz wydobywające się żółtawe dymy, z drugiej morze chmur przysłaniające doliny. Na szczycie krateru można było wreszcie odetchnąć pełną piersią.
Po zejściu z wulkanu ciastka bananowe pieczone na głębokim oleju i kawa smakowały najlepiej na świecie. Ciuchy oraz plecak były przesiąknięte zapachem siarki. Plecak wietrzył się dobre kilka dni. Bezpośrednio po wyprawie na Ijen wyruszyłam na prom, który miał mnie zawieść na Bali. Tego dnia spałam we wszystkich możliwych środkach komunikacji. Na promie, w autobusie – tam byłam nawet tak zaspana, że zostawiłam w nim koszulę w kratę. A potem kilka dni chorowałam. Zewsząd słyszę teorię spiskową, że to z powodu nawdychania się siarki w kraterze Ijen oraz przeciążenia organizmu napiętym programem na Jawie, ale ja w to nie wierzę 😉
Banyuwangi & Kawah Ijen – informacje praktyczne
- ceny i czas:
- pociąg z Probolinggo do Banyuwangi: czas dojazdu około 4 h, cena w zależności od dostępności klasy od 30.000 rupii do 145.000 rupii
- nocleg: 23 zł
- wycieczka na Ijen: 300.000 (z rabatem 50.000) IDR
- transfer na prom na Bali: 30.000 IDR
- prom na Bali: 7.500 IDR
- wybierając się na Kawah Ijen należy ubrać się dość ciepło. Ja miałam koszulkę termiczną, bluzę i kurtkę i było ok. Czapka mile widziana, buty trekingowe też.
- Wycieczka do Kawah Ijen zawiera w cenie maskę, nie zawiera jednak gogli. Jeśli macie jakieś to warto je zabrać. Oczy strasznie pieką i to jeszcze długo po opuszczeniu krateru.
- Wycieczka jest na własne ryzyko. Kawah Ijen jest aktywnym wulkanem, a gazy wydobywające się z niego są toksyczne.
- Podejście jest z gatunku tych dających w kość, raczej dla osób generalnie prowadzących aktywny tryb życia.
- Między wschodem Słońca na Bromo, a nocną eskapadą na Ijen dobrze zrobić dzień odpoczynku. Chyba byłoby mi trudno wstać o 3 w nocy – zobaczyć Bromo, o 10.00 wystartować do Probolingo, telepać się pociągiem do 16:00 do Banyuwangi i już po północy startować na Ijen, a potem od razu jechać na Bali.
- Polecam dokument stworzony dla Planet: Błękitne ognie wulkanu Ijen.
- Mordercza praca górników wydobywających siarkę starła się jedną z historii w nagrodzonym dokumencie Śmierć człowieka pracy z 2005 roku. Film opowiada o ludziach pracujących w wyjątkowo ciężkich warunkach na Ukrainie, w Indonezji, Nigerii, Pakistanie oraz Chinach.
- Moją relację z wyprawy na Kawah Ijen możecie zobaczyć na Instagramie w zarchiwizowanych Instastory
I jak ? Nabrałeś ochoty na wyprawę do wnętrza ziemi? Byłeś już kiedyś na wulkanie? Daj znac w komentarzu 🙂 Jeśli spodobał Ci się tekst nie zapomnij go udostępnić znajomym. Zapraszam Cię też do polubienia malenowego FP na Facebooku oraz profilu na Instagramie, gdzie kilka razy w tygodniu pojawiaja się nowe zdjęcia i instastory. Nie chcesz przegapić nowych postów? Koniecznie zapisz się do Newslettera -> Zapisuję się teraz!
8 komentarzy
[…] tego czasu moje podróże starały się zawsze o jakąś górę, lub choćby wulkan (Bromo: 2.329, Kawa Ijen: 2.769) zahaczyć. Dodatkowo w tamtym czasie pożerałam też wszystkie książki o himalaistach. Znowu na […]
[…] rozpoczęła się różowo. Przyjechałam na Bali totalnie niewyspana po całonocnej eskapadzie na wulkan Ijen. Z wulkanu wróciłam koło 8.00, a po 09.00 wyruszyłam z Jawy na Bali. Prom, autobus, piękne […]
Wow, niesamowite miejsce. Ale współczuję tym wszystkim ludziom, którzy muszą tam przebywać dłużej niż przebywają turyści.
Muszę przyznać, że miejsce robi ogromne wrażenie 🙂
Napiszę wprost: przeczytałam i obejrzałam zdjęcia z otwartą „gębą” . Dla mnie takie wyprawy są poza zasięgiem z kilku powodów .
Te wózki to tam nowość :O Ale co się dziwić, na turystach górnicy mogą zarobić więcej niż na swojej pracy…
Ojej, przepięknie! To musiało być niesamowite przeżycie!
Sama widziałam trochę tego niebieskiego ognia i muszę Ci powiedzieć, że jakoś miałaś go więcej i zacniej to wygląda 😀
Na mnie przede wszystkim sam w sobie wulkan o wschodzie słońca zrobił niezwykłą furorę :-))