Home Europa Kraina otwartych okiennic, Tykocin, Kruszyniany czyli Podlasie w dwa dni

Kraina otwartych okiennic, Tykocin, Kruszyniany czyli Podlasie w dwa dni

by Magdalena Krychowska
6 komentarzy

Podlasie w pigułce

Podlasie – magiczny wschód Polski, kraina zróżnicowana kulturowo i religijnie. Miejsce gdzie czas płynie wolniej, pasą się żubry, rozciąga się nieprzenikniona Puszcza, a szeptucha wyszepce Ci do ucha Twój los. Moje podróżnicze marzenie od dłuższego czasu. Wreszcie udało mi się zawitać na sekundę do tej cudnej krainy i powiem Ci jedno – Podlasie urzeka, wciąga i oczarowuje. Muszę tam wrócić, bo narazie zaznałam tylko okruszka podlaskiego klimatu, ale spieszę podzielić się nim – jeśli tak jak ja masz mało czasu na podlaskie wędrówki, ale pragniesz poczuć klimat regionu to chodź. Kawa w dłoń i zapraszam do lektury – sprzedaję Ci receptę, gotowy przepis na Podlasie w pigułce. Przeczytasz o Krainie Otwartych Okiennic, zawitamy do Kruszynian, przejdziemy się uliczkami malowniczego Tykocina, zobaczymy żubra oraz zjemy parę podlaskich przysmaków.

Podlasie – spis treści:

  1. Kraina Otwartych Okiennic – czyli magia podlaskiej architektury oraz urok drewnianych cerkwii
    1. Puchły
    2. Soce
    3. Trześcianka
  2. Narew – Muzeum wsi, którego nie można przegapić
  3. Kruszyniany – poznaj historię polskich Tatarów
  4. Tykocin – miasto hetmana Branickiego mocno związane z kulturą żydowską
  5. Kiermusy – ostatni szansa na zobaczenia Żubra
  6. Pentowo – bociana wieś
  7. Białowieża – restauracja w carskim dworcu kolejowym
  8. Nocleg na Podlasiu

Zwiedzanie Podlasia

Kraina Otwartych Okiennic

Kraina otwartych okiennic – a cóż to takiego? To magiczny podlaski trójkąt – trzy wsie: Soce, Puchły oraz Trześcianka. Wsie słyną ze wspaniałego zdobnictwa okiennic. Czego można się spodziewać? Malutkich, drewnianych domków pomalowanych w cudne kolory, ze zdobionymi ścianami, nadprożami, narożnikami oraz obowiązkowo okiennicami wraz z nad i podokiennikami. Są to tak zwane zdobienia snycerskie – czyli zdobienia w drewnie. Sztuka ta na te tereny przyszła wraz z osadnikami pochodzenia rosyjskiego. Oprócz malowniczych domków podróż po tych terenach uprzyjemni przemierzanie bezkresnych pól, w każdej wsi będzie można podziwiać dziesiątki bocianów, a magii dopełnią piękne drewniane cerkwie.

Czy to wszystko można zobaczyć tylko w tych trzech wsiach? Zdecydowanie nie. Zostały one wybrane, bo jest tam dość duże nagromadzenie zdobionych domków. A teraz zapraszam, na krótki spacer po Krainie Otwartych Okiennic.

Puchły

Puchły słyną przede wszystkim z niebieskiej, zabytkowej cerkwii. Nazwa miejscowości oraz powstanie cerkwi wiążą się z legendą. Otóż w XVIII wieku żył tu pewien starszy mężczyzna, który miał bardzo opuchnięte nogi. Mężczyzna co dzień modlił się pod wielką, starą lipą. Pewnego dnia zauważył, że pomiędzy gałęziami lipy znajduje się ikona Matki Boskiej Opiekuńczej. Kilka dni później opuchlizna znikła. Na pamiątkę tego cudu miejscowość została nazwana Puchły – co w lokalnej gwarze oznacza obrzęk nóg.

W drugiej połowie XVIII wieku w tym miejscu wybudowano cerkiew i umieszczono w niej cudowny obraz. Cerkiew była wielokrotnie przebudowywana, w środku znajduje się XVIII wieczna replika cudownej ikony – oryginalna spłonęła w pożarze. Cerkwiew można zwiedzać po telefonicznym umówieniu się z proboszczem (telefon: 85 681 – 55 – 27) – jednak w tym roku wisi kartka: z powodu pandemii cerkiew nieczynna.

Soce

Soce warto zwiedzić z dwóch powodów. Pierwszym są kamienne krzyże – legenda głosi (wiesz, jak uwielbiam legendy), że zostały postawione w ciągu jednej nocy w 1895 roku przez mężczyzn mieszkających w Soce. Krzyże stoją na każdym krańcu wsi i zostały postawione, aby uchronić mieszkańców wsi przed szalejąca epidemią. Kobiety połączyły murowane krzyże długą, utkaną w ciągu jednego dnia nicią. Podobno epidemia ustała.

Drugim powodem jest fantastyczne Muzeum Wsi Soce, które tutaj powstaje. Muzeum etnograficznie, w którym już są całkiem pokaźne zbiory eksponatów z tego regionu. Właściciel muzeum wie naprawdę dużo o tym terenie. Eksponaty zbiera od około 5 lat, wszystko zaczęło się od zakupu działki z zabytkowym domem. Jeśli lubisz muzea etnograficzne to punkt obowiązkowy. Wizytę umawia się telefonicznie pod numerem: 536 244 013, opłata – uznaniowo.

Przy okazji opowiem Ci o jeden z wielu ciekawych rzeczy, jakich dowiedziałam się zwiedzając muzeum. Ręcznik obrzędowy. Cóż to takiego? Na pierwszy rzut oka (ucha?) kojarzy się z ręcznikiem, jednak co u licha ręcznik robi na ikonie i czemu ma tyle haftów i zdobień? Już spieszę z wyjaśnieniem.

Ręczniki obrzędowe to tkaniny zdobione, które towarzyszyły człowiekowi od narodzin do śmierci. Panny przed zamążpójściem musiały zrobić kilka ręczników, które stanowiły część ich posagu. Recznik obrzędowy towarzyszył człowiekowi w najważniejszych momentach jego życia oraz po śmierci – otóż jeden z ręczników był składany w grobie. Zgodnie z wierzeniami prawosławnymi dusza po śmierci przez 40 dni nie ma gdzie się podziać i wtedy chroni się pod takim ręcznikiem i czeka. Ręcznikami obrzędowymi były również ustrojone ikony, które prawosławni mieszkańcy Podlasia umieszczali we wschodnim rogu pokoju. Co ciekawe tradycja tychże ręczników nie jest tylko prawosławna, również znane one były we wsiach zamieszkałych przez katolików, jednak u prawosławnych tradycja ta była o niebo silniejsza.

Trześcianka

Trześcianka wyróżnia się ciekawym układem urbanistycznym wsi – został on zaprojektowany w XVI wieku i jest objęty ochroną konserwatora zabytków. Co w nim jest charakterystycznego? Ano chociażby to, że działki w Trześciance są wąskie, ale długie i tak standardowa nieruchomość miała około 1 km długości – taki podział działek wpłynął na to, że domy są ustawione węższym bokiem do drogi – znajduje się tam tzw. komora czyli pomieszczenie bez okien, w którym przetrzymywano żywność i przetwory.

Zwiedzając Tześciankę warto wejść do zabytkowej cerkwi pod wezwaniem Michała Archanioła. Można ją zwiedzać nawet w czasie zarazy, a Pan pilnujący cerkwi to skarbnica wiedzy o regionie i prawosławiu. Z ciekawostek – cerkiew ma dwa ołtarze – to taki wybieg, gdyż na 1 ołtarzu można było odprawić tylko jedną ofiarę dziennie, a ludzie nie byli w stanie przyjść na jedną godzinę na mszę, tak więc w cerkwi istnieje również ołtarz boczny, na którym była odprawiana wczesna msza. Co ciekawe w tradycyjnym układzie ikonostasu zawsze jest ikona przedstawiająca patrona cerkwi, a w Trześciance brak ikony Michała Archanioła. Jak to celnie podsumował nasz przewodnik – budowa ikonostasu jest prosta jak duhy*.

*duha: za słownikiem języka polskiego: drewniany, łukowaty przedmiot służący do przymocowania rzemieni przy chomącie do dyszli zaprzęgu; duga

Narew

Miejscowość Narew warto odwiedzić z jednego powodu – to kolejne miejsce, które skrywa muzeum prowadzone przez prawdziwego pasjonata. Muzeum nazywane jest muzeum wsi, ale według mnie to nazwa bardzo nieadekwatna, zdecydowanie lepiej opisuje je zdanie: ocalić przed zapomnieniem. Właścicel muzeum Pan Marian Święcicki od wielu lat zbiera przeróżne przedmioty dokumentujące dawne życie. Znajdziemy tu mundury wielu służb m.in. Stasi, dawne radia, narzędzia rolnicze, zdjęcia, gazety.

Każdy eksponat ma swoją historię, którą z chęcią opowie Pan Marian – trzeba tylko pytać. Pan Marian był kiedyś fotografem – w muzeum jest spora galeria jego zdjęć dokumentujących życie na wsi. Podoba mi się jego spojrzenie na świat, nie szukał wyidealizowanych kadrów, ale chciał pokazać rzeczywistość, zatrzymać otaczający go kadr i tak np. zobaczymy zdjęcie starej kuchni, a tam 4 puszki po konserwach. Pan Marian z błyskiem w oku snuje opowieść – to jest niesłychanie ciekawe zdjęcie, wykonałem je bardzo szybko, starsza Pani nie chciała być na zdjęciu, jest tylko ręka – proszę spojrzeć na te puszki – ona podgrzewała w nich mleko dla kotów. To pokazuje, że ludzie kiedyś niesłychanie szanowali zwierzęta.

Wiele eksponatów zostało przysłanych przez zwiedzających – jak np. patelnia wykonana na Syberii z jednego kawałka metalu. Jest też księga wizyt i galeria zdjęć – gościł tu nawet ambasador Korei Północnej.

Muzeum znajduję się przy ulicy Dąbrowskiego 8, wizytę dobrze umówić telefonicznie: (85) 681-60-50.

Kruszyniany

Kruszyniany – wieś gdzie spotykają się trzy religie: prawosławie, chrześcijaństwo oraz islam. W dawnych latach żyli tu również Żydzi. Wielokulturowość i otwartość to znaki rozpoznawcze Kruszynian.

Jak można przeczytać na tablicach informacyjnych:

Ludzie tutaj, jakiej religii by nie byli, to zawsze są otwarci i nie powiedzą, że inny jest gorszy, tylko, że jest inny […] Staramy się we wsi żyć w zgodzie, ale jest jeden problem. Mamy we wsi święta katolickie, prawosławne, muzułmańskie i nie ma kiedy pracować, bo w święta sąsiada nie wypada przeszkadzać.

Kruszyniany to według mnie miejscowość, której nie ma sensu odwiedzać gdy chcesz tylko przejechać, zobaczyć i odjechać, szkoda czasu, szkoda robić tłumu. Kruszyniany są magiczne, ale aby dostrzec tę magię trzeba zatrzymać się, posłuchać historii opowiadanych w meczecie, spróbować tatarskich specjałów, poczytać tablice informacyjne.

meczet w Kruszynianach

Jeśli chcesz dowiedzieć się czegoś o polskich Tatarach to Kruszyniany muszą znaleźć się na Twojej liście. To już 340 lat odkąd pułkownik Samuel Murza Krzeczkowski oraz jego wojsko otrzymało te ziemie od króla Jana III Sobieskiego. Dokładnie w 1649 roku król postanowił nadać te ziemie Tatarom w ramach zapłaty za służbę wojskową. I właśnie od tego czasu historia Tatarów i Polski zaczyna mieć wspólny rys.

Obecnie nasze ziemie zamieszkuje koło 3000 Tatarów. Aby poznać ich historię koniecznie trzeba odwiedzić meczet w Kruszynianach, gdzie Dżemil Gembicki, przewodnik, w niezwykle ciekawy sposób opowiada o historii oraz kulturze polskich Tatarów. Wizytę należy umówić telefonicznie: 502-543-871. A meczet jest nietuzinkowy – nie ma minaretu i bardziej z wyglądu przypomina okoliczne cerkwie niż meczet – jak to podsumował Dżemil – cóż Tatarzy budować nie umieli, więc zlecili budowę meczetu okolicznym mieszkańcom, a oni zbudowali jak umieli i taki mamy teraz meczet.

Co ważne w roku 2013 meczet oraz mizar (muzułmański cmentarz) w Kruszynianach zostały uznane przez prezydenta RP Bronisława Komorowkiego za Pomniki Historii Polski.

tatarska jurta w Kruszynianiach

Aby zaznać tatarskich przysmaków koniecznie trzeba odwiedzić tatarską jurtę prowadzoną przez Dżennetę Bogdanowicz. Ustalając plan wycieczki warto wziąć pod uwagę, że im później tym mniej tatarskich specjałów w karcie, a ostatni gość składa zamówienie o 16:00. Ja przegapiłam tę informację i miałam niesamowite szczęście, bo na mnie kończyła się kolejka szczęśliwców, którzy tego dnia mogli spróbować tatarskich specjałów.

Karta rzeczywiście była dość przebrana, jednak było jeszcze w czym wybierać. Moje typy? Koniecznie spróbuj czebureka – czyli smażony pieróg – ja jadłam go w wersji z kapustą, miodem i śliwą. Pycha – potrawa jest zdecydowanie wytrawna, a nie słodka. Próbowałam też bardzo dobrych pierogów na parze, które nazywają się manty – polecam te na ostro z marchewką, czosnkiem i białym serem. Oczywiście musiałam też spróbować słynnej tatarskiej babki ziemniaczanej – wybrałam wersję wegetariańską i oczywiście była pyyyszna. Polecam też kompot oraz tatarską herbatę. Jadł tu sam Książe Karol.

W tym roku restauracja działa w tymczasowej lokalizacji na terenie centrum kultury tatarskiej – jest to wynikiem pożaru pożaru, który zimą spalił cały dobytek Dżennety i Mirosława Bogdanowiczów. Ze względu na Covid nie rozłożono w tym roku tatarskiej jurty. Można za to podziwiać eksponaty zebrane w muzeum Tatarów.

Nie byłabym sobą gdybym na koniec nie wrzuciła choć malusiej legendy – otóż Kruszyniany mają swojego potwora z Loch Ness – wedle legendy w zalewie Ozierany w ciemne, bezksiężycowe noce pojawia się Łoboda – potwór o wężowatym kształcie.

Tykocin – piękne miasteczko z ciekawą historią

Tykocin to malutkie, podlaskie miasteczko, które koniecznie trzeba zobaczyć. Oprócz niesamowitej historii, wielokulturowości ma w sobie niesamowity klimat. To miasteczko po prostu wciąga. Chce się w nieskończoność spacerować tykocińskimi uliczkami, rozkoszować się szlakiem drewnianej architektury, pić kawę z kardamonem i obserwować powolny rytm podlaskiego miasteczka.

Tykocin – dar króla Jana Kazimierza dla Stefana Czarneckiego

Tykocin prawa miejskie ma od XV wieku. W XVII wieku Sejm Rzeczypospolitej podarował te tereny Stefanowi Czarneckiemu – była to nagroda za zwycięstwa w czasie potopu szwedzkiego. Prawnuk dowódcy – Jan Klemens Branicki postanowił przebudować Tykocin oraz upamiętnić tu swojego wielkiego przodka. Hetman Branicki zafascynowany był architekturą francuskich miasteczek i w taki sposób próbował pokierować zagospodarowaniem Tykocina.

Jednym z ważniejszych zabytków Tykocina jest pomnik Stefana Czarneckiego inspirowany był pomnikami Ludwika XV. Został on wyrzeźbiony przez francuskiego artystę Pierra de Coudray – podobno jest to drugi najstarszy świecki pomnik w Polsce. Oprócz pomnika został stworzony ogromny rynek tzw. Nowy Rynek, który miał pełnić funkcję spacerowej promenady, a cały tykociński handel został przeniesiony na Rynek Żydowski. Na uwagę zasługuje też barokowy kościół św. Trójcy, który miał stać się mauzoleum rodziny Branickich. W tym roku kościół przechodzi renowację, więc całe jego wnętrze jest zasłonięte i można podziwiać tylko “atrapy” wnętrza.

Dużo o historii Tykocina można dowiedzieć się w muzeum utworzonym w zabytkowym domu z 1885 roku. Dom przy Placu Czarneckiego 10 zbudowany przez Maksymiliana Kizlinga powstał w miejscu dawnej dworskiej oficyny należącej do Jana Klemensa Branickiego. Co ciekawe dom nadal jest zamieszkany – został podzielony na część muzealną oraz mieszkalną.

Warto nadmienić, że w Tykocinie znajduje się również zamek i to z nie byle jaką historią. Bywali na nim królowie polscy oraz carowie rosyjscy. To tu na początku XVIII wieku August II Mocny ustanowił Order Orła Białego. Tykociński zamek można zwiedzać, jest tam również restauracja – jednak ja ominęłam tę atrakcję – nie jestem fanem zwiedzania zamków, a że hołduję ekologicznej zasadzie podróżowania zgodnego z własnymi zainteresowaniami i nie zaliczania nie interesujących mnie atrakcji, to Państwo wybaczą i muszą sami zobaczyć czy warto. 🙂

Zwiedzać można codziennie od 11 do 16 o pełnych godzinach. Czas zwiedzania to około 1 godzina, bilet kosztuje 13 zł. Maseczka obowiązkowa, jednorazowo do zamku wpuszczanych jest 30 osób.

Tykocińscy Żydzi

Żydzi zamieszkali w Tykocinie zamieszkali w połowie XVI wieku. Dzielnica żydowska nazywała się Kaczorowo – od nazwy ulicy. Handel rozwijał się na pobliskim żydowskim rynku, przecznicę dalej stała wielka synagoga, a niedaleko mała. Tuż za miastem w kierunku wsi Kiernusy położony był żydowski cmentarz. Mieszkańcy żyli w symbiozie.

Rok 1941 był rokiem kończącym historię tykocińskich Żydów. Otóż pewnego wieczoru na placu Czarneckiego dobosz ogłosił, że następnego dnia wszyscy Żydzi mają stawić się na plac. O świcie na placu czekało kilka tysięcy Żydów. Niemcy ustawili ich czwórkami i każąc grać klezmerowi Hatikwę (hymn Izraela), która zagłuszała płacz dzieci, powiedli w nieznane. Jakiś czas później w pobliskim lesie odkryto masowe groby. Zresztą przeczytaj sam fragment relacji Menachema Turka – Żyda, który razem z bratem Mojżeszem ocalał ukryty przez polskich braci Januariusza i Eugeniusza Kozłowskich:

AŻIH, Relacje. Zeznania ocalałych sygn. 301/1971, Relacja Menachema Turka, 29.10.1946, k. 7. Z języka jidysz tłumaczyła Sylwia Szymańska

Ludzie ONR-u i różne inne elementy reakcyjne od razu wyczuli obecność swych duchowych przywódców i wzięli się do pracy. Ich pierwszym czynem w Tykocinie był zorganizowany napad rabunkowy na żydowskie domy. 
Kilka dni po wybuchu wojny tłum Polaków pod kierownictwem dawnych narodowców, doświadczonych w przedwojennej akcji bojkotowej przed sklepami żydowskimi, rzucił się na żydowskie domy i całkowicie je spustoszył. Wśród najdzikszych gróźb, wezwań do zemsty i przekleństw tłum upojony chęcią rabunku wyciągał z żydowskich domów wszystko, co tylko znalazło się pod ręką. Z okolicznych pobliskich wsi przybywali furmankami chłopi i zabierali także meble. Ten napad trwał dwa dni, ustał dopiero wtedy, kiedy żydowskie domy zostały dosłownie puste. 
To był pierwszy cios, jaki otrzymała ludność żydowska w Tykocinie. […]
Polsko-faszystowscy władcy miasteczka Tykocina od razu poczuli swoją nieograniczoną władzę nad Żydami i całą bezbronność ludności żydowskiej. Zarządzili, że wszyscy Żydzi muszą założyć na lewą rękę białą opaskę z małą gwiazdą Dawida, cała młodzież z miasteczka została zobowiązana każdego dnia stawiać się do pracy fizycznej. Praca polegała na plewieniu trawy na ulicach i placach targowych, czyszczeniu kanału na rynku i wykonywaniu innych ciężkich prac porządkowych. Pracowano pod nadzorem polskich policjantów, którzy przy tym mocno bili gumowymi pałkami i czasem pocieszali z ciętą ironią, że te cierpienia nie będą długo trwały… 
[…] Równocześnie faszystowsko-polskie elementy zarządziły, by Żydom nie dostarczano produktów i artykułów żywnościowych. Nie można było dostać nawet odrobiny mleka dla dziecka. Zarządzenie wygłodzenia Żydów zostało wykonane przez polską policję, która bacznie strzegła, aby chrześcijanin nic wszedł do żydowskiego domu. 
Położenie Żydów stało się tragiczne. […]
Kilka dni później, w niedzielę 24 sierpnia o godzinie 6 wieczorem ogłoszono (zgodnie z tykocińskim zwyczajem przez obębnienie na ulicach), że nazajutrz, 25 sierpnia, o godzinie szóstej rano mają się zebrać na rynku wszyscy Żydzi z Tykocina, mężczyźni, ko biety i dzieci, z wyjątkiem kalek i chorych. […]
W poniedziałek 25 sierpnia o godzinie szóstej rano wszyscy Żydzi, mężczyźni, kobiety i dzieci, zebrali się na rynku. Na placu stały stół i krzesła, na których rozsiedli się niemieccy żandarmi i zaczęli zaznaczać nazwiska przychodzących Żydów. Ta procedura nie trwała jednak długo. Kiedy tylko rynek zapełnił się ludźmi, została wstrzymana rejestracja, która służyła tylko jako środek do oszukania Żydów. Gestapowcy z pomocą miejscowej polskiej policji pomocniczej, uzbrojonej w gumowe nahajki, zarządzili zamknięcie rynku. Następnie Niemcy przeprowadzili sortowanie ludzi – rzemieślnicy osobno, młodzi osobno, starsi ludzie także osobno. Rozkazujące głosy niemieckich zwierząt ludzkich rozbrzmiewały ponad całym miasteczkiem i napełniały strachem serca zebranego żydowskiego tłumu. Pewnej części Żydów, którzy intuicyjnie wyczuli grożące niebezpieczeństwo, udało się wykraść z rynku. Tymczasem około godziny siódmej nadjechało siedem samochodów ciężarowych z gestapowcami. Na ostatnim samochodzie zauważono broń maszynową i kilka skrzyń z amunicją. Cały rynek był silnie strzeżony przez niemieckich morderców. Wszystkim młodym i zdolnym do marszu kazali ustawić się w szeregi po cztery osoby. Kolumna zajmowała całą długość rynku, od jednego rogu do drugiego. Do pierwszego szeregu bandyci specjalnie wybrali najważniejszych ludzi, wśród nich Jakuba Charoszuchę – handlarza drewnem, jego zięcia Mosze Żaka, handlarza skórą, Daniela Dajcza – krawca, któremu dali w rękę harmonię do grania. Roz­ kazali wszystkim śpiewać Hatikwę i pognali w kierunku szosy. Natomiast starszych ludzi i kobiety z małymi dziećmi ci „humanitarni” synowie „narodu panów” posadzili na samochody i wywieźli w tym samym kierunku.
Nad miasteczkiem i wokół niego rozchodził się dziwny dźwięk, który był mieszanka pieśni,zduszonego płaczu i dzikich, wyrwanych tonów harmonii, taką kakofonię dźwięku mógł wymyślić tylko diabeł. Niebo pokryło się chmurami i zaczął kropić deszczyk, jakby niebo i cała natura chciały współuczestniczyć w wielkim żalu i smutku tykocińskich Żydów, synów i córek nieszczęsnego ludu Izraela, którzy ostatni raz rzucali swe zrozpaczone spojrzenie na rodzinne miasto Tykocin, nieświadomi, że już nigdy tu nie powrócą. 
Przy polnej studni padł pierwszy strzał, zginął stary Żyd Szmul Luherman (nazywany Szmulek Bobecki), podszames bejt midraszu, który miał chorą nogę i pozostawał w tyle. Polska policja pomocnicza gumowymi nahajkami pomagała Niemcom przyspieszać marsz. W szybkim tempie, z wymuszonym śpiewem, pod ciosami strażników popędzono Żydów do Jeżewa, a stamtąd szosą wiźnieńską do wsi Zawady, gdzie ich za mknięto w zawczasu przygotowanym budynku tamtejszej szkoły podstawowej. […]
Co kilka minut do budynku szkoły podstawowej podjeżdżał samochód wypełniony Ży­dami, którym Niemcy wyjaśniali, że wiozą ich do getta w Czerwonym Borze. Prowadzono ich jednak do dołów, do których wrzucano ich żywcem. Dół był głęboki na 5 metrów i nie było już stamtąd możliwości ucieczki. Samochody jeździły tam i z powrotem cały dzień, prawie o zmierzchu Niemcy zakończyli swą diabelską pracę, zapełnili ludźmi cały dół. Przed nocą chłopi z okolicznych wsi zasypali doły pod nadzorem niemieckich bandytów.
Należy tu zauważyć, że Niemcy zadbali o to, aby nie było świadka ich zbrodni. Polscy policjanci pomocniczy z Zawad zostali natychmiast odesłani z powrotem do Tykocina, a chłopom powiedziano, że tu leżą martwi jeńcy wojenni. Po zasypaniu dołu mordercy wrócili do miasteczka. Ludność polska przygotowała wielki bal i elita miasteczkowa bawiła się z bandytami całą noc. 
Nazajutrz polska policja pomocnicza chodziła razem z Niemcami od domu do domu i znowu wyganiała na rynek Żydów, którzy z różnych powodów nie stawili się pierwszego dnia, także chorych, starych i kaleki. Drugiego dnia było wiele kobiet z małymi dziećmi na rękach i starców. Znów załadowano ludzi na samochody i zawieziono do drugiego dołu. Drugiego dnia rzeź trwała do godziny 2 po południu. Pierwszego dnia zamordowano około 1400 Żydów, a drugiego około 700. Łącznie w straszny sposób zginęło około 2100 (dwa tysiące sto osób), przeważnie wrzucano ich żywcem do dołów. Rzeź miała miejsce 25 i 26 sierpnia 1941 r. Ten masowy mord przeprowadzony na zimno, z wyrachowaniem i premedytacją byt pierwszym w okolicy Tykocina[…]
Z rzezi w Tykocinie uratowało się około 150 osób – dzięki temu, że uciekły z miasteczka noc wcześniej i ukrywały się na miejscu. […]
Po rzezi Żydów w Tykocinie w dniach 25 i 26 sierpnia 1941 r. niemieccy mordercy przystąpili do likwidacji żydowskiego majątku; wielka synagoga została zamieniona na magazyn. […]
Dzikie niemieckie bestie starały się zmyć szybko wszelki ślad po żydowskim osadnictwie, wyrywali z korzeniami każdy znak po niedawno pulsującym tu żydowskim życiu. Po uśmierceniu żywych zamierzyli się także na martwych. Stary żydowski cmentarz był pokryty ciężkimi, starymi macewami sprzed stuleci, były tu groby rabinów, gaonów i wielkich swego pokolenia. Grobami, do których zbliżano się, zdjąwszy buty, ze strachem i wielkim szacunkiem, grobami, wokół których powstawały legendy, macewami na wpół rozpadniętymi ze starości, ze szparami, w które ludzie w potrzebie drżącymi palcami wkładali kwitlech i od razu odczuwali ulgę w zbolałych sercach. Ten stary żydowski cmentarz został szybko zbezczeszczony. Kamienne ogrodzenie, postawione z wielkim wysiłkiem i przy pomocy materialnej tykocińskich ziomków z zagranicy, zostało rozebrane przez barbarzyńskich Niemców i razem ze wszystkimi macewami zamienione w materiał do budowy szos. Cały teren cmentarza żydowskiego zamieniono w pastwisko, od czasu do czasu służył jako plac egzekucji przypadkowo złapanych Żydów, a także ofiar polskiej narodowości. 
Drugim obiektem dla niemieckiego wandalizmu była wielka żydowska synagoga. Cała synagoga została zdemolowana, przy pomocy miejscowej ludności wyposażenie wewnętrzne zostało całkowicie zniszczone. Wielkie drzwi wejściowe, galeria, ławki, stoły i inne drewniane urządzenia zostały wywleczone na opał, w tym także kunsztownie wyrzeźbione ściany aron ha-kodesz. Nawet ceglane płyty podłogi, które przetrwały stulecia, znikły, na ich miejscu ukazał się żółty piasek. 
Całe centrum miasteczka, które było zamieszkane przez Żydów, zostało całkowicie zniszczone. Żandarmi za grosze sprzedawali drewniane żydowskie domy, które chłopi pozbierali i przenosili na wieś. Murowane budynki były niszczone, amtskomisarz sprzedawał cegły za marne pieniądze i chłopi z wielkim apetytem stawiali się ze swymi furmankami, pomagając mu przeprowadzić plan zniszczenia. Cudem ocalał zniszczony masywny budynek żydowskiej wielkiej synagogi w Tykocinie, sprawiający wrażenie komina po spalonym domu po zagładzie Tykocina. 
Skąd wziąć treny żałobne o zagładzie Tykocina? Mogę podać tylko suche fakty, tak jak wryły się w moją świadomość, przywołać moje wspomnienia o minionych, mrocznych i krwawych dniach, które doprowadziły do całkowitego upadku żydowskiej społeczności w Tykocinie, liczącej ponad 2000 osób. Przeżyło tylko siedemnaści osób
Opisuję zagładę naszego rodzinnego miasta po to, by ta smutna, krwawa historia trafiła do każdego ziomka z naszego miasteczka w szerokim świecie. Aby każdy z nich wiedział, że Żydzi z Tykocina leżą razem w łopuchowskim lesie w dwóch bratnich mogiłach. Po innych żydowskich osadach, miastach i miasteczkach nie pozostał żaden ślad, [Żydzi] zginęli po długich i ciężkich męczarniach w komorach gazowych, spaleni w krematoriach.

Wielka Synagoga w Tykocinie

Wielka Synagoga funkcjonująca obecnie jako muzeum to miejsce, które koniecznie trzeba zwiedzić – jest to druga co do wielkości synagoga w Polsce. Przez wiele lat niszczała. Najstarsze napisy psalmów na ścianach pochodzą w XVII wieku. W synagodze można dowiedzieć się wielu ciekawych informacji dotyczących Judaizmu oraz historii Żydów w Tykocinie. Oto kilka ciekawostek z kręgu kulturowego Starszych Braci w Wierze:

  • synagoga to nie jest świątynia. Jedyną świątynią żydowską była świątynia w Jerozolimie zburzona przez Rzymian w roku 70 – jej pozostałość to Ściana Płaczu. Synagoga to dom zgromadzeń, miejsce wspólnego czytania pisma.
  • najważniejsze miejsce synagogi to dziedziniec męski, gdzie zbierają się mężczyźni, którzy ukończyli 13 rok życia, gdy jest ich 10 można rozpocząć wspólne modlitwy.
  • babiniec to część synagogi, w której zbierają się kobiety. Ja nazwę babiniec kojarzę z miejscem, gdzie jest przewaga kobiet, teraz wiem skąd ta nazwa pochodzi.
  • święta szafa czyli aron – ha – kodesz to najważniejsze miejsce w synagodze, która umownie wskazuje Jerozolimę. Jest to miejsce przechowywania rodałów czyli zwojów Tory.
  • w Pradze miało powstać Egzotyczne Muzeum Wymarłej Rasy (o jakże strasznie to brzmi) – tam też zostały wywiezione dwie srebrne menory chanukowe – obecnie w świątyni znajdują się ich repliki. Jeśli interesuje Cię tematyka grabieży mienia żydowskiego i problemów z jego zwrotem koniecznie obejrzyj film na faktach “Złota dama” – opowiada on o losach pewnego obrazu Klimta.

Jak Kalicki – tykociński rzeźbiarz

Przed tykocińską synagogą zobaczysz mężczyznę z brodą, który w skórzanym fartuchu rzeźbi figurki Żydow – to Jan Kalicki – rzeźbiarz ludowy, laureat izraelskiej nagrody promocji kultury żydowskiej poprzez rzeźbę. Warto przystanąć na chwilę, kupić figurkę, porozmawiać z artystą. Napewno opowie kilka żydowskich żartów oraz anegdot ze swojego życia. Podczas mojej wizyty jego uwagę przykula Wilga i usłyszałam o jego 3 psach – wszystkie ponad 15 lat. Jan śmiał się, że jeden z jego psów ma cukrzycę i on też ma, ale pies chodzi częściej do weterynarza niż on do lekarza.

Po zwiedzaniu Tykocina warto udać się do Willi Regent, gdzie można spróbować specjałów kuchni żydowskiej oraz napić się dobrej kawy. Polecam tę po żydowsku z kardamonem – smakowała jak w Izraelu.

Ostoja Żubra – czyli ostatnia szansa na zobaczenie żubra na Podlasiu

O ostoi Żubra w Kiermusach powiem w dwóch zdaniach – jeśli nie udało Ci się zobaczyć Żubra w Białowierzy, a nie chcesz opuszczać Podlasia bez stanięcia twarzą w twarz z tym majestatycznym zwierzem to koniecznie jedź tam. Warto po stokroć. W ostoi są 4 żubry, chodzą sobie, pasą się, a widząc ludzi podchodzą zaciekawione do ogrodzenia. To niesamowite jakie są ogromne. Nie mogłam oderwać od nich oczu. Oprócz żubrów w Kiermusach znajduje się mini skansen i karczma co Rzym się nazywa.

Wilga również znalazła żubra …żubra na miarę swoich możliwości 😀

Pentowo – Bociania wieś

Pentowo czyli bociania wieś – tu trochę nie doczytałam i zdziwiłam się, gdy moim oczom ukazała się ogrodzona posesja, w której można pospacerować po zakupie biletu. Na pewno nie jst to miejsce na szybką wizytę, a raczej na spędzenie kilku godzin włócząc się po zagrodzie, podglądając bociany. W moim przewodniku Podlasie w pigułce raczej nie polecam.

Białowieża – restauracja carska

Na zakończenie przewrotnie, miejsce od którego rozpoczęłam przygodę z Podlasiem. Restauracja Carska jest położona na stacji starego dworca kolejowego – Białowieża Towarowa- pochodzi on z 1903 roku i został zbudowany dla cara Mikołaja II.

Restauracja jest uroczo położona, szczególnie na uwagę zasługują stoliki usytuowane na zewnątrz. Stoją one na peronach i na torach otoczone ścianą lasu – tworzy to dość oniryczny i odrealniony pejzaż, takie uczucie bezczasu.

Warto tu zajechać jeśli będziesz w pobliżu. Co prawda ceny w restauracji są dość wysokie, ale znajdzie się też kilka dań na każdą kieszeń i są pyszne. Powiem szczerze tak dobrych ruskich pierogów nie jadłam dawno, polecam również pielmieni i sałatkę z kozim serem. Słyszałam też, że solianka podawana w carskiej restauracji jest naprawdę pyszna, niestety nie mogłam spróbować, bo akurat się skończyła.

A dla koneserów noclegów w dziwnych miejscach mam gratkę – jest tu restauracja, ale również hotel SPA. Jeśli tylko marzysz o noclegu w apartamencie stworzonym z wagonu kolejowego zapraszam, Salonki Carskie czekają na Ciebie. Weź tylko duuuuużo spraju na komary 😉

Nocleg na Podlasiu

Na Podlasiu jest multum klimatycznych noclegów w rytmie slowtravel, slowfood, slowlife. Piękne, sielskie miejsca daleko od szosy. ALE jest jedno malutkie ALE – trzeba o nich pomyśleć za wczasu, a nie na ostatnią chwilę. Ja polecę Ci dziś hotelik, który sama znalazłam i okazał się strzałem w 10. Jest on psiolubny – psiaki płacą 40 zł za pobyt, fajnie położony i stanowi idealną bazę do zwiedzania Podlasia. Mowa o Chutorze nad Narwią. Przy okazji hotel ma świetny design wnętrz, który robiła mama właściciela – polecam uwadze anioły zdobiące pokoje, a dodatkowo w hotelu serwowane są naprawdę pyszne śniadania i kawa. Polecam.

A jeśli szukasz innych miejsc, zerknij na mapkę bookingu. Będzie mi bardzo miło jak zarezerwujesz korzystajac z linków afiliacyjnych na tej stronie. Dla Ciebie cena jest bez zmian, a mi wpada prowizja od bookingu. Win – Win. 🙂

Booking.com

I jak Ci się spodobało moje Podlasie w pigułce? Mam nadzieję, że zachęciłam Cię do podróży i odwiedzenia tego niesamowicie różnorodnego regionu Polski.

Jeśli spodobał Ci się tekst nie zapomnij go udostępnić znajomym. Zapraszam Cię też do polubienia malenowego FP na Facebooku  oraz profilu na Instagramie, gdzie kilka razy w tygodniu pojawiaja się nowe zdjęcia i instastory. Nie chcesz przegapić kolejnego wpisu? Koniecznie zapisz się do Newslettera -> Zapisuję się teraz!

ps. Jeśli lubisz to co piszę to zapraszam Cię również na moje konto na Patronite – na Patronów czekają niespodzianki 🙂

Może Cię również zainteresować:

Leave a Reply

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

6 komentarzy

15 prezentów outdoorowych nie tylko dla podróżników - Okiem Maleny 11 grudnia 2021 - 23:29

[…] Przykładowy program? Pamietasz moje posty o Kazimierzu i Podlasiu – to był urodzinowy wyjazd organizowany dla Mamy. Aby poczytać co widziałyśmy zerknij do tekstu o Kazimierzu – Kazimierz Dolny – co zobaczyć w dwa dni w miasteczku artystów? i Podlasiu – Podlasie w pigułce – co warto zwiedzić mając dwa dni. […]

Reply
Dee 1 września 2020 - 09:38

Tam jest wszystko historia, kultura, natura – niesamowite rzeczy opisałaś. Nigdy nie byłam na Podlasiu i widzę, że koniecznie muszę pojechać. Te muzea, skanseny są boskie.

Reply
Przekraczając granice - Renia i Mikołaj 1 września 2020 - 09:05

Piękne rejony praktycznie każde miasteczko czy wieś oferuje coś ciekawego do zobaczenia. Musimy ponownie się tam wybrać, bo widzimy, że jeszcze wiele przed nami 🙂

Reply
naszmalyswiat 1 września 2020 - 05:07

Gratuluję tak pięknego, dokładnego wpisu o Podlasiu! Widać, że włożyłaś ogrom pracy! 🙂 Piękny i bardzo różnorodny region Polski, który prędzej czy później na pewno z Kajetanem odwiedzimy!

Reply
FOTO podróże BPE 29 sierpnia 2020 - 22:32

O jak żałuję , że nie starczyło nam czasu na wschodnie rewiry … Tyle ciekawych miejsc , aż trudno uwierzyć jaki nasz kraj ciekawy …. Kiedyś też namiętnie zwiedzałam , ale mapy Googla i zaznaczone miejsca pozwalają odnaleźć prawdziwe perełki .

Reply
antekwpodrozy.pl 27 sierpnia 2020 - 21:24

Super okolica. Odwiedziłem Podlasie tego lata, jestem pod mega wrażeniem 🙂

Reply

Ta strona korzysta z plików cookies do prawidłowego działania bloga, aby oferować funkcje społecznościowe, analizować ruch na blogu i prowadzić działania marketingowe. Czy wyrażasz zgodę na wykorzystywanie plików cookies? Akceptuję Więcej informacji w Polityce Prywatności

Polityka Prywatności
Close